Lubelszczyzna. Ludzie potrzebują pokoju i błogosławieństwa. Można je "wymodlić" na majówkach

Czytaj dalej
Fot. Kacper Nowak
Bogdan Nowak

Lubelszczyzna. Ludzie potrzebują pokoju i błogosławieństwa. Można je "wymodlić" na majówkach

Bogdan Nowak

Kiedyś krzyże i kaplice strojono w długie wieńce z sośniny, mchu leśnego, barwinku i jedliny. Nabożeństwa majowe odbywały się przy figurach niemal każdego dnia tego miesiąca. A jeśli gdzieś nie było wizerunku Najświętszej Panienki, umieszczano tam jej „święty”, papierowy obrazek. Na takich ceremoniach zbierali się niemal wszyscy mieszkańcy wsi naszego regionu. Bardzo uroczyście obchodzono także Zielone Świątki.

- W czasach mojej młodości często chodziłem na majówki – wspomina 63-letni Mirosław Kołtun, sołtys Kalinowic (pow. zamojski). - Ludzie zbierali się obok krzyży i figur, mówili wspólnie „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” oraz śpiewali maryjne pieśni. Teraz takich spotkań jest w naszej okolicy znacznie mniej, ale tradycja nie zanikła. Można nawet powiedzieć, że w niektórych miejscach ponownie się odradza. Tak jest np. przy nowej figurze, która stanęła przy drodze do Pniówka.

Sołtys Mirosław Kołtun uważa, że może to mieć związek z ogólną sytuacją w kraju i na świecie. - Gdy za naszą granicą trwa wojna ludzie potrzebują pokoju, wyciszenia, modlitwy – tłumaczy. - Szukają boskiej opieki i wsparcia. Tak było zresztą zawsze.

Prośby o błogosławieństwo

Opowieści o dawnych „majówkach” można znaleźć w starych przekazach, źródłach i opracowaniach. Tak o nich pisał ks. Waldemar Malinowski w swoim „Minionym czasie”.

„W maju pola były już obsiane, ogrody obsadzone. Skupiano się na oddawaniu czci Najświętszej Panience, był to przecież jej miesiąc” – notował ks. Malinowski. - W każdej wiosce przy krzyżach lub kaplicach odprawiano majówki, a ludzie mieszkający blisko kościoła chodzili tam na nabożeństwo (…). Przy samym krzyżu stawały dzieci, obok młodzież i starsi, niektórzy podczas śpiewania litanii klęczeli.

Takie ceremonie miały swój niezwykły urok. „Wieczorną porą echo niosło daleko głosy rozmodlonych wiernych” - pisał ks. Malinowski. „Po majówkach młodzież odprowadzała się do domów, żartowano wówczas, śpiewano, grano na organkach. Chłopcy zalecali się do dziewcząt, kojarzyły się przyszłe pary małżeńskie”.

Skąd wzięła się taka malownicza tradycja? Uważa się, że pierwsze nabożeństwa majowe były odprawiane przez prawosławnych już w V wieku. Na przełomie XIII i XIV w. w kościele rzymskokatolickim powstał pomysł (podobno wpadł na niego Alfons X, król hiszpański), aby miesiąc maj został poświęcony Matce Boskiej. Wtedy „majówki” rozpowszechniły się także w zachodniej Europie, w kręgu katolickim. Podobno w naszym kraju taką formę modlitwy propagowali od 1838 r. jezuici w Tarnopolu, a potem tę tradycję krzewili także warszawscy misjonarze, głównie w miejscowym kościele pw. św. Krzyża (od 1852 r.). Wydawano również popularne broszury na ten temat. Ich autorami byli m.in. ks. Wincenty Buczyński oraz ks. Aleksander Jełowiecki.

Być może próbowano w ten sposób zaradzić jakiemuś fatalizmowi, złym wróżbom. Bo maj nie zawsze był w tradycji uważany za miesiąc szczęśliwy. W dawnej Rzeczpospolitej popularne były np. przysłowia: „Ślub majowy, grób gotowy” czy „W maju wesele, szczęścia niewiele”. Być może miało to związek z jakimiś pogańskimi obyczajami czy przesądami. Jednak ks. Malinowski tłumaczył to nieco inaczej.

„Małżeństw nie zawierano w maju, uważając ten miesiąc za własność Matki Boskiej” - czytamy w zapiskach tego duchownego. „Ślub mógł ją obrazić, pozbawić młodych Bożego błogosławieństwa”.

Wszystko musiało być odpowiednie. - Na majówki figury i krzyże musiały być przystrojone w szarfy w kolorach: białym, czerwonym, żółtym i niebieskim. To barwy narodowe, polskie oraz watykańskie – tłumaczy sołtys Mirosław Kołtun. - W maju odbywał się także tzw. obchód pól, czyli po prostu ich poświęcenie. Dokonywał tego kapłan idąc z wiernymi w procesji. Są też inne, ważne tradycje. Ci wierni, którzy u nas nie gromadzą się przy krzyżach i figurach, wędrują np. w maju na nabożeństwa, które odbywają się w tym czasie w kościołach. One też są w naszej okolicy popularne.

- Na majówki częściej przychodzą kobiety i małe dziewczynki niż mężczyźni. Ludzie wierzyli, że to jest najlepszy czas na wystaranie się, wyproszenie o boskie błogosławieństwo – dodaje kobieta, którą spotkaliśmy obok krzyża w miejscowości Kawęczynek (pow. zamojski).

Na leśnych polanach i wzgórzach

W tym roku 5 czerwca obchodzone będą także Zielone Świątki. To ludowa nazwa święta kościelnego Zesłania Ducha Świętego na apostołów, jednego z najstarszych świąt w kościelnym kalendarzu liturgicznym. Obchodzono je 50 dni po Wielkanocy (to święto ruchome, które czasami wypada także w maju). Stąd także nazwa Piędziesiątnica. Badacze tradycję związaną z obchodami tych świąt w naszym kraju wprost wywodzą z czasów przedchrześcijańskich. Chodzi podobno o prastare święto, które było związane z kultem płodności.

Jego obchody były kiedyś bardzo widowiskowe. „Majono” (czyli dekorowano) wówczas ściany domów, płoty oraz furty i wrota zielonymi, najczęściej brzozowymi gałęziami. W podobny sposób przystrajano też… bydło, a przed wypuszczeniem go na łąkę, smagano zielonymi gałązkami. Podwórka, domy, a nawet psie budy wyściełano natomiast tatarakiem. Takie przystrajanie ma w naszym kraju przynajmniej kilkusetletnią tradycję. W jakim celu je wykonywano?

„Dla świątecznej dekoracji, dla pięknego zapachu i także przeciw pchłom, komarom, muchom i innym insektom” - wyliczała etnografka dr Barbara Ogrodowa w swoich „Polskich obrzędach i zwyczajach”. „Powszechnie wierzono, że młoda zieleń i życiodajne soki wiosennych gałęzi przynoszą powodzenie w różnych gospodarskich przedsięwzięciach, pobudzają wzrost i plenność roślin”.

Miały także chronić od zła, zarazy, uroków i czarów. W Zielone Świątki na leśnych polanach i wzgórzach rozpalano wielkie ogniska. Organizowano przy nich uczty i tańce. Takie spotkania odbywały się zwykle późnymi wieczorami i nocą. Czasami suto zaprawiano je alkoholem. Nic dziwnego, że święto było bardzo niegdyś lubiane.

Do Świętego Ducha nie zdejmuj kożucha

Z Zielonymi Świątkami także związanych jest wiele ludowych porzekadeł. Do wioskowych pięknisiów mówiono kiedyś z przekąsem: „ustroił się jak wół na Zielone Świątki”. Kilka starych przysłów odnosiło się do przyszłości (np. „mokre Zielone Świątki dają tłuste Boże Narodzenie”), a inne pomagały… dobrać odpowiedni przyodziewek. W dawnej Polsce mawiano mężczyznom idącym w pole lub do pracy w obejściu: „Do Świętego Ducha nie zdejmuj kożucha, i po Świętym Duchu chodź czasem w kożuchu”.

- Stare zwyczaje związane ze Zielonymi Świątkami powoli zanikają. Jednak nadal wiele ich elementów jest kultywowanych. Bo kim bylibyśmy bez naszych tradycji, jak bez nich patrzylibyśmy sami na siebie? – pyta retorycznie sołtys Mirosław Kołtun.

Bogdan Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.