Ludzie pokazali serce i Mirek ma wreszcie ręce
- Za tym sukcesem stoją darczyńcy, firmy i instytucje - mówi Monika Stegman. Jeden ofiarodawca sfinansował protezę sam!
Akcja „Ręce dla Mirka” porwała serca sulęcinian. W ostatnim czasie odbył się szereg akcji, których cel był tylko jeden: uzbierać pieniądze na protezy dla Mirka Nadobnika.
Za całą akcją stała Monika Stegman, opiekunka Mirka z Ośrodka Szkolno - Wychowawczego. - Mirek nigdy się nie skarżył. Nigdy! Kiedyś, gdy spędzaliśmy razem czas, zapytałam go, jakie jest jego największe marzenie. Powiedział, że chciałby mieć ręce. Nie mogłam zostać na to obojętna - wspomina opiekunka Mirka.
Wokół niej w ekspresowym tempie pojawił się sztab ludzi, którzy również chcieli pomóc Mirkowi. Organizowali szereg zbiórek. Mniejszych i większych. Najważniejszy miał być finał: wielki koncert charytatywny. - Liczyliśmy, że uda nam się zebrać część pieniędzy na jedną protezę - mówi Stegman.
Poruszyli serca ludzi
O koncercie wiedzieli wszyscy. Nie tylko mieszkańcy gminy i powiatu. Na koncercie wystąpili lokalni artyści i kapela Retro z Gorzowa. - Wiele zawdzięczaliśmy sponsorom, którzy dokładali swoje cegiełki. W różniej postaci. To dzięki nim ten koncert się odbył - zaznacza Stegman. Ale największe serce okazał jeden ze sponsorów. - Pan Mirosław Maszoński (właściciel firmy Maszoński Logistic zajmującej się spedycją - dop. red.) powiedział, że pokryje koszt zakupu jednej protezy, jeśli mieszkańcy uzbierają na drugą - wyjaśnia pani Monika.
Nie jest pewne, czy na mieszkańców tak działała sama akcja, czy też „wyzwanie”, jakie Maszoński im rzucił. Jedno jest pewne: poskutkowało! Na jedną protezę uzbierali mieszkańcy. Na drugą firma Maszoński Logistic wyłożyła aż 62 tys. zł.
124 tysiące złotych kosztowały dwie specjalistyczne protezy mioelektryczne
Cichy bohater całej akcji
Chociaż największe marzenia Mirka Nadobnika już się spełniło, to nie znaczy, że nie wymaga on dalszego leczenia, czy wizyt u specjalistów. - Pan Maszoński za darmo użyczył nam kilka razy busa na wizytę do Poznania. Zapewnił nam transport i kierowcę. To naprawdę wspaniałe! - mówi Stegman. Pani Monika zwróciła się do „Gazety Lubuskiej” z prośbą, by podkreślić, jak wiele Mirek zawdzięcza panu Maszońskiemu. - Ja wiem, że pan Maszoński nie chce rozgłosu. Ale mi zależy na tym, by ludzie dowiedzieli się, ile ten człowiek zrobił dla naszej akcji i jak dalej w niej uczestniczy. Byłam już nawet u księdza prosić, by mówił o tym z ambony - mówi Stegman.
Najbardziej wdzięczni są rodzice Mirka (którzy jednak nie chcą się udzielać w mediach), oraz sam Mirek, który niedawno po raz pierwszy we własne ręce wziął szkolne świadectwo. To było możliwe dzięki zaangażowaniu także pani Moniki, Agnieszki Dulik i „Madmana”. To oni byli koordynatorami przedsięwzięcia. - Do tego sukcesu przyczynili się wszyscy, którzy wsparli nasz szczytny cel - zaznacza opiekunka Mirka.