Ludzie uciążliwi. "Daj dwa złote, bo nic mi nie zrobisz". Nie ma mocnych na patologię
Rekordzista miał w ubiegłym roku 74 wnioski do sądu o ukaranie za wykroczenia przeciwko porządkowi. Nie da się ich wychować, przekonać, czy zmusić do normalnego zachowania. Bo na niczym im nie zależy.
Jest taki jeden. Uparty. Nic sobie z nas nie robi – opowiada Joanna, pracownik sklepu spożywczego w centrum Głuchołaz. – Chodzi z otwartym piwem za klientami po sklepie i powtarza: Daj dwa złote, daj dwa złote! Albo wisi przez długi czas nad kasą, oparty na ladzie i patrzy, jak kasjerka kasuje, a ludzie pakują swoje zakupy. Pieniędzy jeszcze nikomu nie wyrwał, ale nagabuje ludzi: Daj dwa złote! A biedna dziewczyna za kasą męczy się z nim, bo przecież to ona odpowiada za wszystkie pieniądze. Proszę go, żeby wyszedł, a on mi na to, że mogę sobie wzywać policję. Nic mu nie zrobię, bo ma jakieś „żółte papiery”.
Są wszędzie, w każdym mieście. Ludzie, którym na niczym nie zależy: na pracy, na mieszkaniu, na własnej higienie, na opinii innych. Codzienny tryb życia reguluje im kilka prostych zdarzeń. W południe darmowa zupka gdzieś w ośrodku pomocy społecznej albo innej podobnej placówce. Przesiadywanie na ławce w rynku, albo w parku czy nad rzeką. Polowanie na frajerów, którzy dorzucą jakieś drobne do składki na piwo. Wieczór u kogoś w socjalnym mieszkaniu. Stawia ten, kto akurat dostał rentę czy zapomogę. W ostateczności jest to denaturat za pieniądze wyżebrane czy wymuszone od innych.
Żyją obok zwykłych ludzi, mijają się, czasem nie zwracają na siebie uwagi. Nikt nawet nie ma do nich specjalnych pretensji, byle nie rzucali się za bardzo w oczy, nie przeszkadzali, nie narzucali się ze swoim żebraniem. I nie kosztowali za dużo.
- Ich główne i najczęstsze wykroczenie, to picie alkoholu w miejscach publicznych – opowiada Tomasz Dziedziński, komendant Straży Miejskiej w Głuchołazach. – A jak wypiją, to idą się załatwić. Sikają w miejscach publicznych. Bywa, że załatwiają tak też inne potrzeby. Gdy siedzą na rynku, to idą pod krzaczek na skwerku, albo wręcz sikają pod siebie, bo i to się zdarza. Po alkoholu uprawiają żebractwo, zaczepiają innych, zakłócają porządek. Jak dostają mandat za zaśmiecanie, to podrą i też wyrzucą na trawnik. Czasem takich interwencji mamy trzy-cztery dziennie wobec tych samych osób.
- Chodzę za nimi i pilnuję czy czegoś nie „przykleili”, ale nie jestem w stanie upilnować – opowiada Joanna, pracownica sklepu. - Kiedyś policjantka kazała jednemu opróżnić przy nas kieszenie, to wyjął kilka nieodpakowanych gum do żucia. Nawet nie zauważyłam, jak je schował.
- Są w każdym mieście. Żyją obok zwykłych ludzi, mijają się, czasem nie zwracają na siebie uwagi.
- Nie wiadomo, czy czytają sądowe wyroki. Ale ich nie płacą.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień