Ludzie władzy sądzą się ze swoją gminą o pieniądze
Przywrócenia dotychczasowej pensji żąda burmistrz Witnicy. Nie on jeden...
- Jest mi bardzo przykro, patrząc na to, co się dzieje. Bo markę, także markę miasta, buduje się latami, a można ją stracić bardzo szybko - mówi nam Andrzej Zabłocki, były burmistrz Witnicy. Komentuje to, co dzieje się właśnie w urzędzie, którym kierował do jesieni 2014 r. O co chodzi?
Następca Zabłockiego - Dariusz Jaworski - procesuje się właśnie z... własnym urzędem. Po tym, gdy radni gminni obcięli mu pensję o 750 zł, poszedł do gorzowskiego sądu pracy. Chce przywrócenia dotychczasowych zarobków oraz 9 tys. zł odszkodowania. Zaznacza przy tym, że nie kieruje nim chciwość, tylko poczucie sprawiedliwości. W poprzedniej pracy - szkole w Kamieniu Małym - zarabiał 3,5 tys. zł. - Od lat jestem społecznikiem. Nie zależy mi na pieniądzach - mówi.
O 750 zł radni w Witnicy obniżyli pensję burmistrzowi swojej własnej gminy
Zabłockiego pokonał w kampanii wyborczej, bo chodził od domu do domu wyborców i nie stawiał się na debaty z dotychczasowym burmistrzem. Jego oponenci twierdzą, że robił to, bo wiedział, że w bezpośrednim starciu - twarzą w twarz - był na przegranej pozycji. Zabłocki (dostawał na rękę ok. 7,2 tys. zł) rządził wszak Witnicą prawie ćwierć wieku.
W podobnej do Jaworskiego sytuacji znalazł się starosta słubicki Piotr Łuczyński. Jemu radni powiatowi obcięli prawie połowę pensji. - To dyskryminacja! - mówi Łuczyński. Uważa też, że pensja powinna mu zostać przywrócona. Nie wie jeszcze, jak będzie starał się o to, by znów zarabiać ponad 11 tys. zł, a nie 6 tys. zł brutto, ale wstępnie zapowiadał, że pójdzie do sądu.
Do sądu, by walczyć o swoje pieniądze, zamierza pójść Tomasz Watros, były burmistrz Skwierzyny. Gdy pod koniec 2014 r. kończył swoją jedyną kadencję w urzędzie, podjął decyzję o wypłacie pieniędzy za nadgodziny. Sobie i swojemu zastępcy. Za uczestnictwo w finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, za występowanie w telewizji - wszystko po godzinach pracy - Watros pobrał 12.543 zł, a wiceburmistrz Aleksander Szperka - 5.481 zł. Zwrócili pieniądze, gdy domagał się tego nowy burmistrz Lesław Hołownia, a o sprawie napisaliśmy w „GL”. Dziś Szperka do sprawy wracać nie chce. Watros z kolei mówi nam, że sprawy nie żałuje. - Decyzję o wypłacie pieniędzy konsultowaliśmy z prawnikami - argumentuje. Gdy, jak mówi, znajdzie czas, zamierza pójść do sądu i będzie domagał się, by urząd w Skwierzynie oddał mu zwrócone w zeszłym roku pieniądze.
Sprawą w sądzie i zwrotem zaległej pensji zakończył się długi konflikt, jaki toczył się minionej kadencji w Nowym Miasteczku. Tu z radą gminy walczył były burmistrz Wiesław Szkondziak. Pod koniec 2014 r. otrzymał zwrot 34 tys. zł zaległej pensji, którą rajcy obniżyli mu jeszcze w 2013 r. - Decyzja o obniżeniu pensji przez radę była zwykłą złośliwością. Zrobili ze mnie najmniej zarabiającego burmistrza w Polsce, choć pracowałem rzetelnie - mówił nam Szkondziak.
Swój urząd miasta zaskarżył też - i wygrał! - Sławomir Kowal, burmistrz Żagania. W maju 2012 r. rada miasta podjęła uchwałę o zmniejszeniu wynagrodzenia aż o 2.880 zł.
Rekordzista wśród walczących o zaległe pieniądze szefów samorządów dostał aż 34 tys. zł. Ale nie wszyscy zakończyli bitwę o pieniądze...
Radni chcieli obniżyć pensję - o 1,6 tys. zł - także Markowi Babulowi, wójtowi Bobrowic. Przyjęli nawet stosowną uchwałę. Babul
odwołał się jednak od tej decyzji do wojewody i ostatecznie uchwała została unieważniona.
- To obciach, że szefowie samorządów walczą z własnymi gminami - mówi „Gazecie Lubuskiej” Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli. Jest członkiem sejmowo-samorządowej podkomisji, która planuje zająć się relacjami szef samorządu - rada miasta bądź gminy. - Do 2002 r., gdy prezydentów czy burmistrzów wybierały rady, nie było konfliktów między nimi. Teraz te spory bardzo często mają podłoże polityczne. Radni i szef samorządu są z różnych opcji politycznych i zwyczajnie robią sobie na złość. Trzeba to ukrócić - mówi.