Ludzie z naszej firmy są lepsi niż Amerykanie
– W planach mamy budowę parku technologii kosmicznej – mówi nam Zygmunt Trzaskowski, prezes zielonogórskiej firmy Hertz Systems
Czy Hertz chce walczyć z dronami terrorystów? Na targach militarnych w Dubaju pokazaliście system, który potrafi unieszkodliwić niechcianego drona w pobliżu chronionego obiektu...
Pokazaliśmy opracowany przez nas autorski system „Jastrząb”. Rynek dronów rozwija się bardzo szybko. Niestety, są one coraz częściej wykorzystywane do działań przestępczych. Na przykład do monitorowania i zabezpieczania przemytu narkotyków, broni, dostarczenia więźniom nielegalnych towarów, do celi. Drony wykorzystują też terroryści. To idealne narządzie przestępców. Dlatego opracowaliśmy system, który jest w stanie wykryć drona, podać wysokość jego lotu i kierunek. Drugi element „Jastrzębia” pozwala zneutralizować obiekt, sprowadzić go na ziemię na bezpiecznym terenie. Nasze rozwiązanie pozwala nie tylko zneutralizować zagrożenie czy przechwycić nielegalny czy groźny ładunek, pozwala także na bardzo wczesne ostrzeganie przed niebezpieczeństwem, lokalizowanie zagrożenia i w niektórych sytuacjach pozwala na ujęcie sprawcy.
Czy „Jastrząb” powstał na czyjeś konkretne zamówienie?
Jest ogromne zapotrzebowanie na tego typu rozwiązanie, wiele organizacji i służb boryka się z problemem zagrożeń związanych z dronami. Wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu, zdecydowaliśmy się opracować rozwiązanie, które będzie w stanie zagrożenie zneutralizować, to nasz pomysł. Hertz stworzył system składający się z radaru, sensorów i urządzenia paraliżującego drony. Firma od lat zajmuje się bezpieczeństwem, ochraniamy budynki, nawet te bardzo tajne, na przykład obiekt kontrwywiadu, nieruchomości rządowe. Niedawno ukończyliśmy instalację systemu bezpieczeństwa dużego obiektu ministerstwa spraw wewnętrznych. Teraz projektujemy zabezpieczenia dla Ministerstwa Obrony Narodowej.
Hertz Systems zaprojektował i zainstalował systemy bezpieczeństwa dla Kancelarii Prezydenta RP, budynku Sejmu czy CBA
Służby bezpieczeństwa zdają sobie sprawę z zagrożeń, które niosą ze sobą drony. Wiedzą, że mają dziurę w zabezpieczeniach. Systemy obrony istnieją, jednak problem jest z ich skutecznością. A nasz „Jastrząb” jest bardzo zaawansowany. Znane firmy amerykańskie czy brytyjskie mają swoje urządzenia do obrony. Ale są one bardzo drogie, kosztują około miliona funtów brytyjskich. Co ciekawe, ich system małego drona nie namierzył. A „Jastrząb” tak, bo mamy specjalnego rodzaju radar zaprojektowany od podstaw pod kątem identyfikacji małych obiektów latających.
Pana firma w ciągu minionych 27 lat bardzo się zmieniła. Od ochrony domów jednorodzinnych i aut przeszła do wysokich technologii wojskowych oraz przemysłu kosmicznego. Skąd ten rozwój?
Zawsze byliśmy związani z systemami bezpieczeństwa i nowymi technologiami. Zaczynałem od montażu systemów alarmowych. Gdy alarmów było dużo, pojawiła się potrzeba reakcji fizycznej na na przykład włamanie do domu. Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku pojawiła się plaga kradzieży samochodów. Powstał wtedy u nas dział rozwoju. I zaczęliśmy udoskonalać systemy bezpieczeństwa, również w obiektach wojskowych w całej Polsce, w oparciu o nowoczesne technologie. Chodzi głównie o GPS. W 2003 roku wygraliśmy przetarg na monitorowanie za pomocą GPS transportów wojskowych na misji w Iraku. Pokonaliśmy pięć spółek zagranicznych i jedną polską. Do tego przetargu stworzyliśmy od podstaw nowatorski system transmisji danych, który odbywał się dwoma torami (GPS i Inmarsat-C). To się sprawdziło w wojsku. Dostarczyliśmy oprogramowanie, przenośne urządzenia oraz stację monitorowania. To był też pierwszy krok wejścia GPS do naszego wojska. A ja dostałem się do tajnego podkomitetu NATO, gdzie rozwijano wojskowy system GPS. Od rządu USA Hertz dostał licencję na produkcję wojskowych odbiorników GPS w tajnej technologii. Opracowaliśmy naszą wersję urządzenia na platformy bojowe. Pokazaliśmy to w 2005 roku w Waszyngtonie i zaskoczyliśmy tamtejszych wojskowych, bo oni nie dysponowali takimi rozwiązaniami jak my. Wtedy też dostaliśmy licencje na implementowanie do odbiorników tajnej technologii kryptograficznej. Mamy prawo sprzedawać te odbiorniki wojskom NATO. Oprócz polskich, udało się nam sprzedać odbiorniki GPS do Rumunii. U nas wyposażone są w te urządzenia na przykład rosomaki.
Teraz Hertz pracuje nad europejskim systemem geolokalizacji „Galileo”...
Rozwijamy nasze kompetencje, jako jedyni w Polsce. I odnieśliśmy duży sukces. W grudniu ubiegłego roku wspólnie z firmą Thales wygraliśmy przetarg na opracowanie odbiornika Galileo PRS dla służb, wojska, policji, straży. To duży przetarg, wart 5 milionów euro. Mamy na stworzenie odbiornika 18 miesięcy.
Ale to nie koniec, bo planujemy później jego produkcję w Polsce. Duże prawdopodobieństwo, że ponieważ my działamy tutaj, odbiornik Galileo PRS będzie powstawał w Zielonej Górze. To będą miliony sztuk dla całej Europy. Odbiornik taki nie może być produkowany w Chinach, bo to sprawa bezpieczeństwa, a w Polsce będzie tańsza produkcja niż na Zachodzie. Zakład planujemy zbudować w strefie w Nowym Kisielinie, przy udziale miasta i urzędu marszałkowskiego. W Kisielinie w planach mamy budowę parku technologii kosmicznej.
Myśli Pan też o przemyśle kosmicznym. Chociaż Polska nie ma nawet własnego satelity. Kiedy powstanie pierwszy polski satelita z waszym udziałem?
Polski przemysł kosmiczny dopiero raczkuje. Weszliśmy w projekty kosmiczne, mając doświadczenie wyniesione z projektów wojskowych. Wojsko jest bardzo wymagające, jeśli chodzi o procedury, odbiory, certyfikacje. My już realizujemy budowę polskiego satelity Ace. Ace to system już funkcjonujący w świecie. Służy do monitorowania statków morskich. My w konsorcjum jeszcze z dwiema polskimi firmami oraz instytutami naukowymi realizujemy opracowanie satelity. Docelowo za 5 lat mały polski satelita o wadze do 100 kilogramów powinien znaleźć się na orbicie, żeby temu sprostać, budujemy zespół, zatrudniamy nowych ekspertów, przygotowując system szkoleń i ścieżki rozwoju kompetencji.
Staramy się też, aby część naziemna do satelity Ace, czyli odbiór i dystrybucja jego sygnału, znalazła się w Zielonej Górze. Docelowo chcemy zbudować tak zwane clean roomy do budowy małych satelit. Chodzi o to, aby u nas odbywało się projektowanie urządzeń satelitarnych i budowanie ich z wykorzystaniem działów rozwoju i laboratoriów. Cieszy to, że zauważają nas i wspierają w tym władze.
Te plany nie udadzą się bez ludzi. Gdzie ich Pan zdobędzie?
Dziś Hertz zatrudnia 200 ludzi, z tego 50 osób to kadra inżynieryjna. Ludzi szkolimy, są osoby, które robią doktoraty w instytucie badań kosmicznych. Współpracujemy z agencją kosmiczną w Holandii, Niemczech, Francji. Rozmawiamy też o utworzeniu na Uniwersytecie Zielonogórskim kierunków inżynierii kosmicznej. Mam wstępne zapewnienie Ministerstwa Rozwoju o dofinansowaniu działalności uczelni. Chcemy uczniów szkół średnich zachęcić do kierunków tworzonych na UZ. To bardzo ważne, gdyż dla ludzi, którzy nie uczestniczą bezpośrednio w rozmowach o kosmosie, to abstrakcja.
My wykorzystujemy wiedzę wyniesioną z wojskowych GPS. Nasze urządzenie będzie na przykład sytuowało satelity. Weszliśmy też w projektowanie i budowę radarów. Ściągamy do Zielonej Góry fanatyków. Już się nie dziwimy, że chcą u nas pracować ludzie z Warszawy. Mamy u siebie majora, który przez wiele lat pracował jako specjalista technologii kosmicznych na Wojskowej Akademii Technicznej, mamy profesora Marka Banaszkiewicza, byłego prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej. Mamy chętnych z europejskich agencji kosmicznych, którzy chcą u nas pracować. Tak więc z jednej strony szkolimy nowych, z drugiej nasza firma jest magnesem dla ludzi z kompetencjami.
Polacy łatwo uczą się nowych specjalności?
Mamy świetną cechę narodową – polscy inżynierowie są bardzo kreatywni. Wybijają się na tle innych. Trzeba być tego świadomym. Ale trzeba też naśladować rozwiązania innych krajów. Przykładem jest firma niemiecka OHB. Ona co 6 tygodni produkuje satelitę. Z OHB zaczynamy współpracę. 20 lat temu to była malutka firma hydrauliczna, która przez przypadek dostała zlecenie z NASA na jakąś metalową rzecz do rakiety. I tak zaczęli. Później zauważył ich rząd i postanowił w nich zainwestować. Tam tworzyły swoje programy narodowe. Najpierw duże pieniądze zainwestowano w rozwój tego przemysłu, w budowę rynku. Na szczęście, taką potrzebę widzą też nasze władze. Liczę na coraz większy rozwój i realizację pomysłów. Jestem przekonany i rozwój Hertz Systems jest na to najlepszym dowodem, że polska myśl techniczna może i powinna z powodzeniem konkurować z największymi potentatami na świecie. W pewnych obszarach technologii kosmicznych Polska w ciągu najbliższych kilku lat może stać się liderem.