Ludzie z węgla na beczce prochu
Górnicy siedzą dzisiaj na beczce prochu? - pytam braci Byczków, górników. - My nie tylko na niej siedzimy. Ktoś już podpalił lont. Tylko nikt nie wie, jaki jest długi i kiedy to wszystko wybuchnie
Górnictwo nie jest już takie jak kiedyś - mówią Piotr i Roman Byczkowie. Bracia, pochodzą z Katowic. Od samego początku swojej kariery zawodowej związani z kopalnią Kleofas. Zresztą jak pozostała trójka ich braci (tylko jeden się wyłamał, poszedł do wojska), ich ojciec, dwóch stryjów i dziadek. - Obok żelazka i pyrlika powinny były zawisnąć tam rogi byka - żartuje pan Piotr. Rogi byka - od klanu Byczków.
Kopalnia Kleofas już nie istnieje. Należała do Katowickiego Holdingu Węglowego, ostatnią tonę węgla wydobyła w 2004 roku. W miejscu jej dawnego szybu Gottwald powstało centrum handlowe - Silesia City Center. Taki znak czasu. W Jaworznie, gdzie fedrował Jan Kanty, stoi teraz kilka marketów budowlanych.
Pan Roman na dole przepracował 28 lat, poszedł na emeryturę w 2001 roku. Pozostali bracia też już są na emeryturze. Nabyli praw jeszcze przed zamknięciem kopalni. Pan Piotr jest najmłodszy z rodzeństwa. I na własnej skórze przekonał się, że zatrudnienie w górnictwie nie jest już tak stabilne, jak za czasów braci. Pana Romana i Piotra dzieli 20 lat. Z ich opowieści wydaje się, że w branży to przepaść. Chyba już nie do przeskoczenia.
Piotr Byczek na Kleofasie przepracował 10 lat. W 2000 roku, gdy wiadomo już było, że kopalnia zostanie zamknięta, wziął odprawę. Zrezygnował z górnictwa. Ale biznesu własnego nie rozkręcał, rozpoczął pracę w firmie budowlanej. Po 13 latach zdecydował, że wraca pod ziemię, ma wykształcenie górnicze. Od trzech lat jest zatrudniony w KWK Wieczorek, także należącej do KHW. - Najgorsza jest teraz niepewność - mówi.
Wakacje dwa razy w roku. Kiedyś
Nas w domu było dziewięciu (rodzeństwa - przyp. red.). Mama praktycznie nie pracowała. Ojciec potrafił zapracować na nas wszystkich - wspomina lata dzieciństwa pan Roman.
Kiedy już założył swoją rodzinę (ma jedną córkę), też nie musiał oglądać każdej wydanej złotówki z obu stron. - Kiedyś to był lukratywny zawód, bo były pieniądze. Żona nie musiała pracować, bo ja zarobiłem na nasze utrzymanie w 100 proc. - mówi. Były wakacje dwa razy w roku, bo na wyjazd mogli sobie pozwolić i latem, i zimą, możliwość kupienia kolorowego telewizora, samochodu.
- Wakacje dwa razy w roku? Teraz to nie do pomyślenia. Nie ma szans - porównuje swoją sytuację pan Piotr. - Zakładałem rodzinę, pracowałem na kopalni, był pewny byt. A okazało się, że wszystko się pomieszało. Myślałem, że skoro ojciec i bracia dopracowali do emerytury na kopalni, to i mnie się uda - dodaje. Ma dwójkę dzieci. Żona też pracuje. Przeciętna pensja górnika już nie pozwala na utrzymanie całej rodziny.
- Kiedyś ludzie walczyli o to, żeby mieć wolne soboty. Teraz trzeba robić przynajmniej dwa weekendy w miesiącu, żeby jakoś zarobić - mówi pan Piotr. Bracia przyznają, że są w górnictwie ludzie, którzy całkiem nieźle na tym wychodzą. Ale stanowczo sprzeciwiają się, aby rozmawiać o wynagrodzeniach górników porównując średnie pensje. Te - notabene - wahają się od 6 do 7 tys. zł. - Przeciętnie górnik ścianowy (z odpowiednim stażem) dostaje co miesiąc ok. 2,5 tys. zł na rękę. To i tak niezła wypłata - mówią. Nie chcą, aby rozmawiać o górniczych wypłatach, porównując „średniówki”, bo do nich wliczane są pensje wyższego dozoru i dyrektorów kopalń. - Niech mi pani powie, ile jest teraz takich fachów na powierzchni, bezpieczniejszych, gdzie można zarobić tyle samo? - pyta retorycznie pan Piotr. Zaznacza, że te 2,5 tys. zł netto można zarobić przy założeniu, że przepracuje się wspomniane dwa weekendy w miesiącu.
Zaczęło się od rządów Buzka
Jak tak dalej pójdzie, to kopalnie same się wykończą - mówią bracia Byczkowie. - Gdy wiceministrem był Jerzy Markowski (w latach 1995 do 1997 odpowiadał za restrukturyzację górnictwa - przyp. red.) w branży jeszcze jakoś było - ocenia pan Roman. Jego zdaniem, zapaść górnictwa zaczęła się za rządów Jerzego Buzka.
Mimo że reforma z 1999-2001 spowodowała redukcję strat, jakie polskie kopalnie ponosiły na wydobyciu jednej tony węgla (przed reformą trzeba było do niej dopłacać 22 zł, po notowano średnio 6 zł zysku), to wielu górników nie może wybaczyć tego, co oznaczała ta restrukturyzacja. Zamknięto wówczas ponad 20 kopalń, a z branży odeszło 92 tys. osób. W zamian za odprawy pieniężne (50 tys. zł brutto) i deklarację, że na kopalnię już nie wróci. Uruchomiono też programy, które miały przekwalifikować górników do wykonywania innych zawodów. Ale wielu z nich nie poradziło sobie na rynku pracy i zasilili rejestry osób bezrobotnych. - Proszę spojrzeć na Załęże. Co stało się, gdy zamknięto Kleofasa, nie ma Huty Baildon? „Dzielnica cudów” - stwierdza pan Piotr. Nie chce mówić źle o Załężu, bo tam się wychował.
- PiS próbuje teraz coś robić, ale nie wiemy, co z tego wyjdzie - kontynuuje pan Roman. Zresztą mało optymistycznie patrzą na dzisiejszy kierunek planów restrukturyzacji. Tym razem jego fundamentem jest zacieśnienie współpracy między górnictwem a energetyką. Tak wygląda struktura Polskiej Grupy Górniczej, w którą zaangażowane są trzy spółki energetyczne (Energa, PGE i PGNiG - zainwestują po pół miliarda złotych), w Katowicki Holding Węglowy ma zaangażować się m.in. Enea (włoży w ten biznes 350 mln zł). - Mamy własne źródło energii, a prąd u nas jest bardzo drogi - mówi pan Roman. Zdaniem braci zaangażowanie energetyki w sektor wydobywczy wcale tej sytuacji nie poprawi. - Ceny będą rosły. Pretekstem będzie to, że trzeba dofinansowywać górnictwo - dodaje pan Piotr. - Oni muszą mieć zysk, a górnictwo nie - stwierdza ironicznie starszy z braci. - W tej chwili koszt produkcji jednej tony wynosi ok. 250 zł. Pojedzie pani na Pomorze i tam tona węgla jest po 800 zł. Kto na tym zarabia? Pośrednicy, ale nie państwo i nie górnictwo - kwituje.
Czy prywatyzacja, ale taka zdecydowana, byłaby rozwiązaniem problemów branży? - To byłaby dzika prywatyzacja. Każdy będzie szukał kosztów i zacznie oszczędzać na BHP. A na tym nie można nigdy oszczędzać - mówi pan Roman. Przez 14 lat był ratownikiem górniczym. Pan Piotr przyznaje, że w górnictwie dominuje teraz niepewność, ale zatrudnienie tam ciągle jest traktowane jako bardziej stabilne niż u prywaciarza lub na własnym rachunku. - Kiedyś prawie nikt nie chciał iść do wojska. Trzeba było swoje odsłużyć, a nie zasłużyć. A teraz ilu młodych się tam garnie. Dlaczego? Bo to państwowa praca, fundusz socjalny - wylicza.
Znieczulica. Przez niepewność
Bracia z sentymentem wspominają kopalnię Kleofas. Podkreślają to, na co zwracają uwagę też inni jej pracownicy (ich relacji można posłuchać w interaktywnym reportażu DZ - „Pokłady pamięci”). Chodzi o rodzinną atmosferę tam panującą. Było, minęło. - Teraz więcej znieczulicy między ludźmi - mówią.
- Kiedyś jak jeden widział, że komuś gorzej idzie robota, to mimo że miał własną, poszedł i pomógł. A teraz? Jeden koło drugiego idzie, patrzy, pyta się: „- I jak, ciężko? - No ciężko. - To rób, ja mam swoja robota” - mówi pan Piotr. - Nie wiem, czym to jest spowodowane - zastanawia się. - Niepewnością, niestabilnością - odpowiada brat. - W sumie tak. Teraz każdy orze jak może, żeby się na swoim utrzymać i przetrwać - zgadza się z nim.
Siedzimy na beczce prochu
Wielopokoleniowa tradycja górnicza w rodzinie Byczków powoli zanika. Na kopalni pracuje jeszcze tylko syn brata. - A pana 15-letni syn nie myśli o górnictwie? - pytam pana Piotra. Na moje pytania bracia wybuchają wymownym śmiechem. - Do tego zawodu młodzi się już nie garną jak kiedyś. Z dziada pradziada praca na kopalni kojarzyła się ze stabilnym zatrudnieniem. A teraz? - Siedzicie na beczce prochu? - dopytuję. - My nie tylko na niej siedzimy. Ktoś już podpalił lont. Tylko nikt nie wie, jaki jest długi i kiedy to wszystko wybuchnie.
Współpraca: Sławomir Cichy
Średnie wynagrodzenie górnika składa się z ok. 30 składników. Wliczany jest w nie m.in. miesięczny udział barbórki i czternastki, które wypłacane są raz do roku (w grudniu i lutym). Wśród planów restrukturyzacji górnictwa jest plan, aby te wynagrodzenia bardziej ujednolicić oraz wprowadzić system motywacyjny premiowania.
Polski Holding Węglowy to nowa spółka, która podobnie jak PGG przejęła kopalnie Kompanii Węglowej, ma zrestrukturyzować KHW.