Ludzka twarz rządu [komentarz]
Jakoś nie mogę sobie przypomnieć dnia bez jakże fantazyjnych i barwnych wypowiedzi ministra Waszczykowskiego, tego od polityki zagranicznej.
Powiedzmy sobie szczerze, chłop się stara, pracuje od rana do wieczora, ręce sobie urabia, ażebyśmy w tej polityce zagranicznej zajmowali miejsce za lub przed San Escobarem, a tu taka ludzka niewdzięczność. Nikt nie pochwali, medalu nie da, a może minister np. świetnie pływa, robi makatki lub skleja modele statków kosmicznych? Taka odsłona ludzkiej strony ministra od razu przysporzyłaby mu popularności.
Wiernie sekunduje mu w tym pani premier, która jest przecież przesympatyczną kobietą, tylko kiedy zaczyna swoje przemowy, to grzmi jak ta burza z piorunami nad Giewontem. A po co? Ileż ciepłych słów miałaby do opowiedzenia o swoich współpracownikach. Anegdotami sypałaby jak z rękawa.
Tylko z tym pokazywaniem ludzkiej twarzy nie należy jednak przesadzać. Taki minister środowiska chciał pokazać, że on także swój chłop, o przyrodzie ciekawie opowie i z zapałem do niej postrzela. Inną przyrodę wyrąbie, a przecież jego ministerstwo mogłoby opracować specjalny program „Zwierzyniec bis”, w którym zajmująco opowiadałby o ochronie, a nie odstrzale żubra w Polsce.
Minister Macierewicz też nie zasługuje na codzienną falę złych słów na swój temat. Przecież robi co może, ażeby polska armia nie była w stanie obronić nawet siebie, by nie wspomnieć o kraju czy Europie. I zaraz źli ludzie wytykają mu, a to śmigłowce, a to czołgi, a przecież jego najtajniejszą bronią był i jest niejaki Misiewicz. Bez niego polska armia może już dziś się poddać. Jakie dziś? Mogła to zrobić już wczoraj. A jak myślicie, po kogo te amerykańskie wojska do nas przyszły? Tak, tak, chcą rozpracować - sami wiecie kogo - i zastanowić się nad wykorzystaniem tej postaci w swojej armii.
Oj, by się działo.