Łukasz był już blisko domu. Zginął w zamachu w Berlinie [reportaż]
W Rożnowie nie ma nikogo, kto by go nie znał. Potężnego kierowcy, który postawił się terroryście.
Teresa Niewiadomska zauważa kamerę i szybko przechodzi na drugą stronę ulicy. Przyspiesza. Nie chce rozmawiać.
- Dajcie nam już spokój. My cierpimy, a co dopiero oni, których tragedia dosięgnęła osobiście. Musimy mieć czas na żałobę. W takich miejscowościach jak nasza, taka tragedia boli szczególnie dotkliwie - mówi.
Jest sołtysem Rożnowa, małej miejscowości w powiecie gryfińskim. Kilkadziesiąt domów. Dwustu mieszkańców. Wszyscy się znają. I każdy, kto przechodzi obok TEGO domu, ścisza głos. Tak jakoś naturalnie. Bo tak trzeba. Bo tak wypada. Nikt nie ma odwagi zapukać.
- Oni potrzebują teraz spokoju. Wiedzą, że jesteśmy z nimi. Nie chcemy się narzucać - mówi jedna z mieszkanek.
- Co będziemy mogli, to zrobimy - dodaje sołtys Niewiadomska.
Dom
Dom stoi w połowie Rożnowa. Otoczony płotem i zielenią. Z dobudowanym piętrem, w którym mieszkał Łukasz z żoną Zuzanną i 17-letnim synem. Zuzannę poznał w Baniach, trzynaście kilometrów od Rożnowa.
- Zakochał się i opowiadał, że nie wyobraża sobie być z nikim innym. Pamiętam jaki był szczęśliwy. Mówił, że zamieszkają razem. Zawsze chciał szybko wracać do żony. Tamtego dnia też był zły, że musi jeszcze jeden dzień zostać w Berlinie, bo nie chcą rozładować mu towaru - opowiada mieszkaniec wsi.
Zuzanna przeniosła się do Rożnowa. Zamieszkali w jego rodzinnym domu. Rodzice na dole, młodzi na piętrze. Gdy na świat przyszedł ich syn, szczęściu nie było końca.
- To bardzo mądry chłopiec. Dużo siedzi w domu i czyta. Bardzo dobry uczeń. I bardzo kulturalny - sąsiedzi nie mogą nachwalić się nastolatka.
- Miał dobre kontakty z ojcem. Łukasz był duży i dobrym facetem. I mężem, i ojcem - dodaje sąsiadka.
Pani Zuzanna nie chce rozmawiać o sprawie. Musi się przygotować do kolejnego wyzwania. Pogrzebu tragicznie zmarłego męża. Rodzina jest po opieką psychologów, bo to nie pierwsza tragedia w rodzinie.
Łukasz
Łukasza zawsze ciągnęło do samochodów. Nie wyobrażał sobie, żeby pracować w innym zawodzie niż kierowca. Jeździł zawodowo od 20 roku życia. Od pięciu lat w firmie swojego kuzyna Ariela Żurawskiego. To Ariel pierwszy stanął w obronie Łukasza, gdy jedna z niemieckich gazet napisała, że polski kierowca rozjechał ludzi na kiermaszu w Berlinie.
- Ja go znam od małego. To nie mógł być on. To był porządny facet. Skrupulatny, punktualny. Nie mógł się doczekać powrotu do domu. Był zły i rozczarowany, że w poniedziałek odprawili go z kwitkiem i nie mógł wyładować tej stali. Gdyby mu pozwolili, żyłby. Jak nie odebrał telefonu, to od razi wiedziałem, że musiało stać się coś złego. On zawsze odbierał. Dlatego nazywaliśmy go inspektorem. Nie obrażał się - mówi Ariel.
Łukasz szkołę podstawową skończył w Lubanowie, za Rożnowem. Tu też go wszyscy znają.
- No pewnie, że go znamy. To był naprawdę miły chłopak - mówi ekspedientka w sklepie w centrum Lubanowa.
Ale mieszkańcy Lubanowa są zdenerwowani. W czwartek jedna z gazet na pierwszej stronie zamieściła zdjęcie Łukasza i prymitywny fotomontaż jak w kabinie walczy z terrorystą. Czerwone plamy atramentu miały imitować krew. Całość wyszła strasznie.
- To okropne. I teraz rodzina Łukasza zobaczy coś takiego i jak się mają poczuć - mówi ekspedientka.
Do sklepu wchodzi coraz więcej klientów. Nikt się nie uśmiecha. Ekspedientka pokazuje im gazetę.
- Skandal - powtarzają.
Wśród klientek jest znajoma Łukasza z Rożnowa. Znali się od wielu lat.
- Kiedyś spędzaliśmy dużo czasu na podwórku, jak byliśmy dziećmi. Potem kontaktów było mniej, bo Łukasz dużo jeździł, ja zresztą też. Widziałam go rok temu w sylwestra. Zamieniliśmy kilka słów. Bardzo go lubiłam. Był taki normalny. Nie wywyższał się - wspomina.
Do jej mamy dzień po tragedii zapukali dziennikarze ze zdjęciem Łukasza. Chcieli potwierdzenia, czy to Łukasz.
- To był on - mówi.
W szkole podstawowej w Lubanowie nie pracują już nauczyciele, którzy go uczyli. W bloku za szkołą mieszka była dyrektora, która go dobrze znała. Ale nie chce na razie nic mówić.
- To za wcześnie. Jest żałoba. Nie chcę zrobić nic, co mogłoby się nie spodobać rodzinie - mówi właścicielce drugiego sklepu w Lubanowie, przez którą szukaliśmy kontaktu do dyrektorki.
Złość
Syn pani Ireny Kozikowskiej z Rożnowa miał jechać w trasę we wtorek rano. Jest najlepszym kolegą Łukasza. Ich domy dzieli tylko kilkadziesiąt metrów. Wychowywali się od małego w Rożnowie. Syn pani Ireny też został kierowcą ciężarówki.
- Gdy zobaczył co się stało w Berlinie, nie spał całą noc, a przecież miał jechać w trasę do Niemiec. Pojechał, ale ja umieram z niepokoju. Łukasz to był wspaniały chłopak. To bardzo porządna rodzina. Nikt nie może o nich powiedzieć złego słowa. Byli normalnym małżeństwem, które się kochało - mówi pani Irena.
Przyznaje, że jest zła na to, co się teraz dzieje w sprawie imigrantów i uchodźców.
- Nie doszłoby do tej tragedii, gdyby Niemcy tak chętnie nie przyjmowali imigrantów. Ja rozumiem, że ludziom trzeba pomagać. Ale powinny być zasady. Nie wszyscy imigranci jadą do Niemiec z powodów prześladowań. W takiej wielkiej grupie ludzie musiało się znaleźć kilku, którzy chcą czynić zło, zabijać nas i skłócać. Dlatego jestem zła. Nikt nie zasłużył sobie na taką śmierć, jak Łukasz - mówi pani Irena.