W środę uprawomocni się decyzja sądu o umorzeniu sprawy zabójstwa Roberta Woszczyka. Sprawca już nigdy nie będzie o to sądzony.
W środę Sąd Okręgowy w Szczecinie zdecydował, że 35-letni Łukasza M. musi być izolowany, bo ze względu na swoją chorobę mógłby na wolności skrzywdzić koleją osobę. Jednocześnie sąd umorzył śledztwo. Zgodnie z polskim prawem, przestępstwa nie popełnia osoba, która w chwili czynu była niepoczytalna.
Biegli nie mieli wątpliwości, że Łukasz M. zadając nożem cios Robertowi Woszczkowi, nie wiedział co robi. Do zbrodni doszło w czerwcu ub.r. na ul. Ku Słońcu. Łukasz M. i Robert Woszczyk byli sąsiadami, ale nie znali się.
M. trafi teraz do zamkniętego zakładu psychiatrycznego. Tam ma zostać poddany terapii. Co pół roku lekarze będą informować sąd o jego stanie.
- Być może przyjdzie kiedyś taki dzień, że poczuje się na tyle dobrze, że będzie mógł wyjść. Ale równie prawdopodobne, a może bardziej jest to, że spędzi resztę życia w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym - mówi sędzia Michał Tomala z Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Nawet jeśli Łukasz M. wyzdrowieje, to nie oznacza, że będzie mógł odpowiedzieć przed sądem za zabójstwo. Jeśli środowa decyzja się uprawomocni, sprawa już nigdy nie wróci na wokandę. Z prostego powodu. Biegli orzekli, że sprawca był niepoczytalny w chwili czynu. I tylko ten moment liczy się dla ustalenia, czy sprawca może odpowiadać przed sądem. Nie ma znaczenia, że za jakiś czas jego stan się poprawi i wyjdzie ze szpitala.
- Bo chodzi o poczytalność w chwili zbrodni, a nie po tym czasie czy przed nim. Jeśli sąd umarza postępowanie na podstawie takiej opinii biegłych, to po uprawomocnieniu jest to decyzja niezmienna - wyjaśnia sędzia Tomala.
Biegli psychiatrzy i psycholog wydając opinię o podejrzanym, muszą odpowiedzieć na dwa pytania: czy sprawca w chwili czynu był poczytalny i miał zdolność rozpoznania swojego czynu oraz czy zostając na wolności, zagrażałby zdrowiu i życiu innych ludzi.
Według rodziny ofiary, tragedii można było uniknąć, gdyby rok temu biegli trafniej ocenili stan Łukasza M. Mężczyzna był wtedy podejrzany o groźby karalne. Lekarze ocenili, że w chwili czynu był niepoczytalny, ale nie trzeba go zamykać, bo nie stanowi zagrożenia. Pomylili się fatalnie.
- Sąd wtedy nie miał innej możliwości jak przyjąć opinię biegłych i nie internować podejrzanego. Opinia biegłych, którzy w tej sprawie są fachowcami, jest podstawą decyzji sądu - mówi sędzia Tomala.