Łukasz Różański: Rok 2017 będzie dla mnie bardzo ważny
Łukasz Różański, bokser z Rzeszowa mimo licznych kontuzji nie chce rezygnować z boksu i szykuje niespodziankę, podkreślając że 2017 rok będzie dla niego z wielu względów bardzo ważny
Co się dzieje z Łukaszem Różańskim, zapowiadałeś swoją walkę w Nowym Sączu w grudniu. Jednak do niej nie doszło?
Bardzo chciałem walczyć, wszystko było dograne, ale kilkanaście dni przed walka rozchorowałem się. Złapały mnie zatoki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak chorowałem. Sześć dni praktycznie nie ruszałem się z łóżka. Trener powiedział, żebym się nawet nie wygłupiał. Miał rację zamiast przygotowywać się do walki, chorowałem. Zbyt wiele bym ryzykował.
Cztery walki w półtora roku. To niewiele jak na początek kariery...
To prawda, bardzo rzadko walczę. Na początku roku miałem problem z kolanem, z kolei po walce w Gdańsku, chciałem pojechać do Międzyzdrojów, ale tam nie dogadałem się z organizatorami. Potem była Wieliczka, po której znów w ręce pojawił mi się jakiś odprysk kości i zrobiła się kolejna przerwa. Teraz miałem wystąpić w Nowym Sączu i rozłożyło mnie.
Mówiłeś, że zamierzasz poważnie traktować zawodowy boks...
Nadal poważnie to traktuję, ale z kontuzją nie mogę walczyć, podobnie jak z chorobą. Akurat nie należę do zawodników, których kontuzje szczęśliwie omijają. Wręcz je przyciągam. 2017 rok dużo pokaże.
Masz 30 lat na karku. Twój rówieśnik Krzysztof Głowacki ma już na koncie pas mistrza świata...
Krzysiek też miał ciężki początek. Nikt w niego nie wierzył, nie chciał mu dać szansy. Dopiero Tomasz Babiloński postawił na niego i to się opłaciło.
Boksowałeś z nim kiedyś na mistrzostwach Polski...
Dwa razy. Nasze pierwsze starcie w finale wagi ciężkiej nie było dla mnie szczęśliwe. Od niedawna trenowałem boks, a wtedy po raz pierwszy w ringu spotkałem się z mańkutem. Byłem pokrzepiony trzema wygranymi z rzędu i to przed czasem. Liczyłem, że i tym razem pójdzie tak jak wcześniej, ale Krzysiek postawił mnie, delikatnie mówiąc, do kąta. Za drugim razem było lepiej, ale znów przegrałem.
A propos Tomasza Babilońskiego. Nadal jesteś z nim w kontakcie?
Jestem umówiony z nim na rozmowę. Ma przyjechać do Rzeszowa, będzie przy tym mój sponsor, prezes firmy Fibrain. Jest przychylność ze strony Tomasza Babilońskiego.
Co zyskasz na takiej umowie? Gwarantuje ci ona regularne walki?
Babilon Promotion czy Knockout Promotion nawet teraz nie robią problemów jeśli chcę walczyć na ich galach. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale mamy do obgadania kilka tematów. Wszystko jest na dobrej drodze. Zapewniam w 2017 roku okaże się, czy to pójdzie dalej czy nie.
W Warszawie miałbyś na pewno lepsze warunki do treningu...
Na pewno. Bo odkąd stara hala Stali Rzeszów poszła do remontu, trenujemy w szkole przy ul Marszałkowskiej. Dotychczas mieliśmy tylko prowizoryczny ring, ale mieliśmy, można było sparować. Trochę tego brakuje. Przyjeżdżali do nas chłopaki z Krakowa, z Nowego Sącza, przychodzili miejscowi. To wystarczało na ten etap kariery. Teraz nie mamy ringu na stałe, ale może uda się nawiązać współpracę z klubem, który ma ring.
Zdradź co masz w planie na 2017 rok?
Chciałbym wystąpić 25 lutego w Szczecinie na gali Babilon Promotion. Byłaby to czterorundowa walka. Potem w kwietniu chciałbym stoczyć już sześciorundową walkę, a w czerwcu kolejną. Jeżeli najbliższe pół roku będzie po mojej myśli, to na drugą połowę roku szykuję dużą niespodziankę.
Kiedyś wspomniałeś, że planujesz zrobić doktorat. To aktualne?
Na razie musiałem odsunąć ten temat. Prowadzę swoją działalność, małą gastronomię w Sędziszowie, zajmuję się pośrednictwem handlu. Do tego dochodzi boks. Doktorat to poważna sprawa, trzeba się zamknąć na dwa lata w bibliotece i czytać. Na ten moment nie mogę sobie na to pozwolić, ale nie zamykam tego tematu.