Łukasz Tomczak, Dr hab. prof. Uniwersytetu Szczecińskiego, kierownik Zakładu Teorii Polityki i Systemów Partyjnych: Jacyna-Witt wydaje się być jedyną opozycją. Ona skupia głosy niezadowolonych. Rozmowę przeprowadziła Ynona Husaim-Sobecka.
Partie polityczne w ciągu 3 pierwszych miesięcy tego roku chcą wystawić swoich kandydatów na prezydenta. Wybory dopiero jesienią 2018. Czy takie przyspieszenie jest dobre?
Od kilku kadencji partie polityczne w Szczecinie mają wielki problem - ich kandydaci na prezydenta otrzymują znacznie mniejsze poparcie niż listy partyjne. Czołowym ugrupowaniom politycznym znacznie łatwiej jest zdobyć mandaty radnych niż głosy na swojego kandydata.
To wynika ze słabości partii, które nie promują swojego lidera?
Nie. To słabość kandydatów. Nie są to osoby rozpoznawalne i cenione nawet przez elektorat partii, którą reprezentują. Jeżeli się porówna w dwóch ostatnich wyborach głosy oddane na listę partyjną z głosami na kandydata na prezydenta z tego ugrupowania, to widać znaczącą różnicę. A to oznacza, że nie kandydaci „ciągnęli” listę, ale szyldy partyjne „pchały” kandydatów. Niektórzy głosy dostali tylko dlatego, że byli z określonego ugrupowania. To jest duży problem. Dlatego tak ważne jest wybranie kandydatów ciekawych, interesujących dla wyborców. Może dlatego teraz mamy przyspieszenie ze zgłoszeniami chętnych. Pytanie jest jedno: czy osoby już znane, rozpoznawalne potrzebują prawie dwóch lat, by zbudować sobie jeszcze większą rozpoznawalność?
A są osoby w Szczecinie, które są na tyle rozpoznawalne, że mogłyby ubiegać się o stanowisko prezydenta? W tej chwili najbardziej rozpoznawalną osobą jest bodaj marszałek Joachim Brudziński, ale on zapewne nie marzy o prezydenturze Szczecina.
Wśród polityków, którzy są parlamentarzystami mamy kilka rozpoznawalnych nazwisk. Ich dorobek jest znany, wystarczy wymienić: Sławomir Nitras, Grzegorz Napieralski czy Bartosz Arłukowicz. Te osoby mają nie tylko znane nazwisko, ale i kojarzą się z określonym środowiskiem z tym, co w polityce robili. Im nie jest potrzebne takie wczesne zgłoszenie swojej kandydatury. Moje pytanie jest inne: czy wśród kandydatów pojawi się osoba, która nie ma znanego nazwiska i dopiero będzie budować rozpoznawalność? Przy tak często zmieniającej się scenie politycznej i poparciu wczesne zgłoszenie się jest ryzykowne. W 2018 roku na scenie politycznej mogą być zupełnie inne ugrupowania. Dwa lata temu trudno było nam sobie wyobrazić, że pojawi się Kukiz`15 i zdobędzie duże poparcie, że pojawi się Nowoczesna, która obecnie w sondażach zajmuje 2-3 miejsce.
Piotr Krzystek w 2006 roku, kiedy wygrywał wybory prezydenckie, był zupełnie nierozpoznawaną postacią. Platforma Obywatelska wykonała ogromną pracę, by go wypromować.
W wyborach 2006 r. Krzystek zdobył podobną ilość głosów, jak lista kandydatów PO na radnych. To znaczy, że wyborcy Platformy Obywatelskiej dowiedzieli się, że Krzystek jest kandydatem PO, dlatego zaufali mu i oddali swój głos.
Piotr Krzystek z Platformą nie jest już związany od 7 lat. Od 2010 roku ma koalicję z Prawem i Sprawiedliwością, a wciąż wielu szczecinian utożsamia prezydenta z PO.
Bardzo mocno zbito skojarzenie Krzystek-Platforma w wyborach w 2006 roku. Sam zresztą posiadam w swoich zbiorach plakaty Krzystka z Donaldem Tuskiem. Taki wizerunek utrwalił się i dlatego w wyborach 2010 roku Arkadiusz Litwiński, który był kandydatem PO na prezydenta miał z tym ogromny problem.
Dodatkowo materiały wyborcze Piotra Krzystka były łudząco podobne do materiałów Platformy.
Myślę, że było to celowe zagranie. Kolorystyka i rozmieszczenie poszczególnych elementów było w stylu PO. Wyborcy mieli ogromny problem: który to z Platformy? Informacja, że Piotr Krzystek nie jest kandydatem PO w 2010 roku pojawiła się bardzo późno. Do rozłamu doszło tuż przed wyborami. Jednak, jak popatrzyliśmy na stronę internetową Platformy, to nawet dwa tygodnie po wyborach Krzystek występował tam jako prezydent z PO! Śledziłem te wybory i widziałem bałagan panujący w partii.
Czy Piotr Krzystek ma szanse doczekać się godnego siebie rywala? Do tej pory nie miał z kim przegrać.
Trudno dzisiaj to przesądzić. Ostatnie wybory były ze strony niektórych ugrupowań tak prowadzone, jakby chcieli, by wygrał Piotr Krzystek. Ta konkurencja była albo pozorna, albo nieudolna. Głównym przeciwnikiem Krzystka miał być Łukasz Tyszler z Platformy Obywatelskiej. Jednak wybór kandydata i sposób prowadzenia kampanii były fatalne.
Platformie 2 lata temu nie zależało, by wygrać?
Może i zależało, ale nie znaleźli kandydata, który gotów byłby stanąć przeciw Krzystkowi.
Prezydent Piotr Krzystek ma podpisane porozumienie programowe z Prawem i Sprawiedliwością. PiS ma też swojego zastępcę prezydenta. Jednak politycy tej partii, jak ognia wystrzegają się słowa koalicja.
Zdarzają się porozumienia w Polsce, które są nazywane nieformalną koalicją. Uważam, że prezydent współpracuje z PiS i to nie tylko w tej kadencji, ale również i w ubiegłej. Dlatego mogę zaryzykować stwierdzenie, że w ostatnich wyborach zarówno PiS, jak i SLD współpracujący z Piotrem Krzystkiem swoje prezydenckie kampanie wyborcze prowadzili niekoniecznie po to, by wygrać. Raczej chcieli zachować istniejące porozumienie.
Pojawiły się głosy, że aby wygrać z Piotrem Krzystkiem opozycja, a przynajmniej Platforma Obywatelska i Nowoczesna powinny wystawić wspólnego kandydata. Czy to potrzebne już w I turze?
Nie wydaje mi się, żeby to było potrzebne. Absolutnie w takie porozumienie nie powinno wchodzić SLD. Dla wyborcy coraz ważniejsze jest, co kandydat chce zrobić, jakie ma poglądy,czy myśli podobnie jak ja. Coraz trudniej oddać głos, tylko dlatego, że ktoś jest z określonej partii.
W drugiej turze wyborów samorządowych w 2014 roku obok Piotra Krzystka znalazła się bezpartyjna Małgorzata Jacyna-Witt. To była jej siła czy słabość naszych partii?
Jeżeli założymy, że niektórym partiom nie zależało na zwycięstwie, to nie miało takiego znaczenia. Jeżeli jednak partiom zależy na dobrym wyniku, to jest porażka. Dla takich partii jak Platforma Obywatelska, czy SLD, które dokonało fatalnego wyboru kandydata, to było druzgocące. Jeżeli prowadzi się tak politykę, że wyborcy nie wiedzą czy się jest za, czy przeciw, to korzystają wyraziści kandydaci. Nawet teraz jak popatrzymy na obecną scenę polityczną, to Małgorzata Jacyna-Witt, wydaje się jedyną prawdziwą opozycją! To ona skupia głosy niezadowolonych.
Prezes Jarosław Kaczyński twierdzi, że wybory samorządowe w 2018 roku będą bardzo ważne. Chodzi tylko o sejmiki i Warszawę, czy będą także bić się o prezydenturę w Szczecinie?
Władza jest w samorządach i będą chcieli wygrać. Duże, poważne ugrupowanie musi wystawić kandydata. To może być także Piotr Krzystek, ale musiałby wówczas wystąpić pod szyldem PiS. Jeżeli będą chcieli wystawić kogoś innego, muszą znaleźć osobę znaną, lubianą, która wejdzie w jakiś spór z obecnie urzędującym prezydentem. Jeżeli jednak PiS będzie chciał utrzymać obecny układ, to wystawi mniej znanego kandydata, może jakiegoś radnego, któremu niekoniecznie będzie zależało na zwycięstwie. Dojdzie do powtórki z poprzednich wyborów. Trzeba pamiętać, że ostatnio w każdej kampanii parlamentarnej, pojawią się jakieś nowe siły polityczne. W ten sposób mieliśmy Samoobronę, LPR, Ruch Palikota. Teraz mamy Kukiz`15 i Nowoczesną. Scena polityczna nie jest zabetonowana. Do 2018 roku może się jeszcze wiele zdarzyć.
Na prawej stronie mamy tłok: PiS, Nowoczesna, PO, Europejscy Demokraci. Do zagospodarowania została lewa strona sceny politycznej.
Po lewej stronie mamy ogromną próżnię. Nie ma żadnej siły politycznej, która mogłaby zagospodarować elektorat. I co ważne, nic takiego nie szykuje się. Nie ma osoby, która mogłaby pod jednym hasłem zebrać rozproszone siły. Co nie znaczy, że nic się nie pojawi za jakiś czas. Teraz trudno przewidzieć, jak zachowają się osoby, które byłyby skłonne zagłosować na lewicę.
SLD się odrodzi?
SLD w ostatnich sondażach odnotowuje poparcie powyżej 5 proc., natomiast nie widzę, w tym środowisku lidera.
Politycy opozycji twierdzą, że PiS przed wyborami parlamentarnymi będzie chciał zmienić ordynację wyborczą tak, by zapewnić sobie lepszy wynik.
Teoretycznie można zmienić ordynację tak, by była korzystna dla jakiegoś ugrupowania politycznego. Pod warunkiem, że mamy bardzo dobre badania opinii publicznej i wiemy, jak rozkłada się poparcie dla danego ugrupowania. Nie wiem czy tą drogą pójdzie PiS. Wydaje mi się, że raczej wybierze ordynację mieszaną. PiS już kiedyś wprowadziło zmianę w ordynacji wyborczej wprowadzając w 2006 roku zasadę łączenia list w bloki. Tu konkretnie chodziło o listy PiS, Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony. Chciano w ten sposób zwiększyć swoją reprezentację. Wynik nie był korzystny dla PiS, zyskały dwa pozostałe ugrupowania. Po tych wyborach wrócono do starych zasad. Zgłoszona teraz przez PiS propozycja ograniczenia kadencji jest korzystna dla kandydatów proponowanych przez partie polityczne. Urzędujący już prezydenci, burmistrzowie i wójtowie poprzez swoją działalność promują nazwisko i mają szansę na reelekcję, nawet jeśli za nimi nie stoją jakieś ugrupowania. Bardzo trudno byłoby wypromować nowa osobę, która nie posługuje się znanym szyldem partyjnym, który przynajmniej w części definiuje jej poglądy.
A jak można zmienić ordynację w wyborach parlamentarnych?
Tam też próbowano manipulować wynikami. Przed wyborami 2001 roku rządząca koalicja zmieniała sposób przeliczania głosów z metody D’Hondta na metodę Sainte-Laguë, która preferowała mniejsze ugrupowania. Dlatego SLD w koalicji z Unią Pracy dostały 216 mandatów, a nie 240 (na 460 możliwych) mając 41 procent poparcia. Gdyby nie zmiana metody przeliczania głosów, wówczas mielibyśmy pierwszą niekoalicyjną większość. Obecnie znów obowiązuje metoda D’Hondta korzystniejsza dla dużych partii.