Luksus własnego zdania. Do przyjaciół Moskali
Nakaz likwidacji stowarzyszenia „Memoriał” jest symbolicznym i definitywnym końcem epoki, rozpoczętej przez ostatniego sowieckiego przywódcę - Gorbaczowa. „Memoriał” przetrwał 33 lata.
Najpierw jako instytucja wspierana przez ludzi Jelcyna, potem tylko tolerowana przez ekipę Putina, a ostatnimi czasy – już tylko nieustannie szykanowana przez Putinowską policję, administrację i prokuraturę. Ale jednak cały czas, aż do tej pory, legalna. „Memoriał” był niezwykle cennym dzieckiem gorbaczowowskiej „głasnosti”. Zainicjowali go na tamtej fali odwilży trzej wybitni Rosjanie: prof. Andriej Sacharow – człowiek będący sumieniem ówczesnej Rosji oraz dwaj świetni poeci – Jewtuszenko i Wozniesieński (ten ostatni – to autor sławnych pieśni Wysockiego). Instytucja zrodziła się z najbardziej oczywistej w każdym narodzie potrzeby ocalenia pamięci o bohaterach i ofiarach stalinowskiego terroru. Prawdę mówiąc, trudno o bardziej szlachetną motywację do działania publicznego.
Jeśli próbować wmyśleć się w logikę, która kieruje posunięciami kremlowskiego tyrana, można jakoś pojąć, dlaczego postanowiono zabić Nawalnego, a potem rozpędzić stworzoną przezeń opozycyjną strukturę. Nawalny hardo podważał władzę Putina, nie kryjąc tego, że chce tyrana władzy pozbawić. On sam i jego przyjaciele, zapłacili za to niestety straszną cenę. Ale żmudna praca „Memoriału” nie zagrażała władzy Putina. Ludzie „Memoriału” pracowali głównie nad odkrywaniem historii i upamiętnianiem ofiar terroru. W końcu sam Putin okazywał publicznie pamięć o ofiarach stalinizmu i niejeden raz (nawet ostatnio, mówiąc w tzw. „klubie wałdajskim”) wskazywał na szkody, jakie bolszewizm wyrządził samej Rosji. Pomimo panującej tyranii, aż do teraz, ciągle istniał w Rosji ów margines wolności, pozwalający, co prawda w coraz trudniejszych warunkach, robić legalnie rzeczy wielkie, zachowując przy tym niezależność od władzy. Ta trwająca trzy dekady epoka balansu między tyranią a wolnością, właśnie na naszych oczach się kończy. Wystraszony tyran chce już tylko sam dyktować „prawdziwą” jego zdaniem historię Rosji. Jeśli dla umocnienia swej władzy będzie potrzebował pamięci o ofiarach bolszewizmu, to jego nadworni kagiebiści zajmą się tym na jego rozkaz. A jeśli taktycznie wygodniejsze będzie propagowanie kultu Stalina, to się ofiary na powrót wrzuci w otchłań niepamięci.
My w Polsce mamy szczególny powód do smutku po likwidacji „Memoriału”. W ciągu ostatnich trzech dekad nie było w Rosji ludzi bardziej zasłużonych dla naszej, polskiej pamięci. I prawdę mówiąc, możliwe, że to ta wielka praca na rzecz polskiej pamięci, tak rozjuszyła tyrana na Kremlu. Ostatniego szefa „Memoriału” – matematyka Jana Raczyńskiego, Polska już wiele lat temu odznaczyła Orderem Zasługi, za niestrudzone upowszechnianie w Rosji prawdy o zbrodni katyńskiej, teraz znów tam zakłamywanej. Z kolei fizyk Aleksander Gurjanow, obecny szef komisji polskiej „Memoriału” – to ktoś, komu Polska zawdzięcza kilkunastotomową dokumentację stalinowskich mordów na Polakach. A także niestrudzony rzecznik rehabilitacji ofiar Katynia w Rosji, walczący o to przez lata przed rosyjskimi sądami i urzędami. Nasi „przyjaciele Moskale” nigdy nie mieli łatwo w swoim kraju; niestety niewiele zmieniło się w tej materii od czasu słynnego wiersza Mickiewicza, poświęconego dekabrystom. Tym ważniejsze, abyśmy ich zawsze mieli w polskiej wdzięcznej pamięci.