W środę wybuchła w Niemczech afera wokół rzekomych przygotowań do zabójstwa premiera Saksonii Michaela Kretschmera.
W telewizyjnym magazynie ZDF Frontal ujawniono dyskusję na czacie w komunikatorze Telegram, której uczestnicy rozważali taką możliwość. Rzecz dzieje się w kręgu sfanatyzowanych antyszczepionkowców, a sąsiadująca z Polską Saksonia jest jednym z centrów ultrasowskiej odnogi tego globalnego już dzisiaj ruchu. Jeszcze tego samego dnia policja rozpoczęła w Dreźnie spektakularną fale aresztowań uczestników czatu, a cała afera natychmiast znalazła się na czołówkach niemieckich mediów.
Saksońska afera jest ciekawa, gdyż jej istota dotyka dwóch kwestii, absolutnie kluczowych dla naszego współczesnego życia. Rzecz pierwsza – to kształtowanie się „rewolucyjnej awangardy” ruchu antyszczepionkowego, która w odpowiedzi na kolejne restrykcje i szykany wobec niezaszczepionych, gotowa jest użyć przemocy przeciw opresyjnemu państwu. Z historii znamy dobrze mechanizmy powstawania takiej rewolucyjnej „awangardy”; genialną wiwisekcją tego procesu jest powieść „Biesy”.
W Polsce, jak zawsze w historii, tego rodzaju zjawiska są słabe i miękkie, a „terroryzm”, o który nasz minister zdrowia oskarża posła Brauna i jego kompanów, ma (Bogu dzięki) wymiar czystej komedii. Ale Niemcy mają inną naturę i nie zdziwiłbym się wcale, gdyby zwłaszcza w dawnym NRD, terroryzm o podłożu antyszczepionkowym stał się polityczną rzeczywistością.
Jednak afera saksońska ma i drugi wymiar. Jako że ów przestępczy czat toczył się na Telegramie, w mediach i oświadczeniach polityków podniosła się nagle fala nienawiści wobec tego komunikatora, który ma już przeszło pół miliarda uczestników, a ich liczba rośnie jak na drożdżach. Powód tej nienawiści jest dokładnie taki sam, jak powód błyskawicznego wzrostu Telegramu. Twórca i szef komunikatora Paweł Durow jest bodaj jedynym spośród liderów mediów społecznościowych, który kategorycznie odrzuca pomysł cenzury w imię walki z tzw. „mową nienawiści”, a co więcej, nie podejmuje jakiejkolwiek współpracy z rządami, służbami specjalnymi i policją. Swego czasu Durow musiał uciekać z Rosji, gdzie służby Putina zabrały mu stworzony przezeń portal VK. Stał się więc obywatelem karaibskiej mini-monarchii wysp Saint Kitts i Nevis (należącej do Wspólnoty Brytyjskiej), mieszka w Dubaju, gdzie znajduje się też siedziba aplikacji Telegram, i korzysta ponoć z opieki najbardziej liberalnych arabskich szejków. A na dodatek, jest z przekonań libertarianinem w stylu amerykańskim, spod znaku idei z wolnościowych powieści Ayn Rand.
Afera saksońska wywołała w Niemczech debatę o tym, jakby tu teraz zniszczyć Telegram, z którego korzysta już ok. 20% Niemców. Czy wprowadzić ustawę, która nakaże go wyłączyć, jakby chcieli najbardziej zacięci „liberałowie”, czyli w dzisiejszych realiach – entuzjaści wszelkich restrykcji i nieprzyjaciele wolności. Czy też „tylko” wyłączyć sklepy internetowe, sprzedające aplikację Telegram, co sprytnie proponują eksperci, tacy choćby, jak czołowy niemiecki autorytet w dziedzinie mediów prof. Tobias Keber ze Stuttgartu. Coraz wyraźniej widać fatalne błędne koło, niszczące na naszym kontynencie fundamenty systemu wolności. Z jednej strony rzekomi „obrońcy wolności” są pół kroku od przeobrażenia się w terrorystów; z drugiej – demokratyczne państwo kombinuje w odpowiedzi, jakby tu zniszczyć resztki wolności słowa w mediach elektronicznych.