Luksus własnego zdania Jana Rokity. Godzina historyczna dla Niemiec
Nigdy dotąd niemiecki Bundestag nie musiał wysłuchać tak mocnego oskarżenia wobec niemieckiej polityki. I nigdy dotąd niemiecki kanclerz nie stanął wobec tak gorzkich słów wypowiedzianych pod jego własnym adresem.
Krótkiej mowy Włodzimierza Zieleńskiego, wygłoszonej z oblężonego i bombardowanego Kijowa, niemieccy posłowie wysłuchali w ciszy jak makiem zasiał, niemal w bezruchu, a co niektórzy z twarzami ukrytymi w dłoniach. Obowiązkowe maski nie pozwalały dostrzec wyrazu twarzy tych, do których ukraiński prezydent kierował bezpośrednio swoje słowa – przede wszystkim kanclerza Olafa Scholza. Nieporuszony kanclerz (co pokazywały przebitki niemieckiej telewizji) siedział sztywno, z nogą założoną na nogę, aż do ostatniego słowa Zieleńskiego, po czym – niepewnie rozglądając się po sali, aby zobaczyć jak zachowają się inni, wstał, by bez entuzjazmu przyłączyć się do owacji na cześć mówcy.
Motywem przewodnim mowy Zieleński uczynił symbol muru, zaczerpnięty z najnowszych dziejów Berlina. I postawił tezę, że od lat Niemcy znów budują mur, którym chcą się odgrodzić od tych, którzy pragną wolności i chcą być traktowani, jako równoprawna część zjednoczonej Europy. Krok po kroku przypominał, jak niemiecka polityka pracowała na rzecz zamknięcia Europy przed Ukrainą i wydania jej na pastwę rosyjskiej agresji. Niemieckie nein wobec rozszerzenia NATO, niemieckie nein wobec zaproszenia Ukrainy do Unii, niemieckie nein wobec dostaw broni dla Ukrainy, niemieckie uzależnianie Europy od rosyjskiej energii, niemiecka obojętność na argumenty przeciw budowie rury bałtyckiej, która – jak mówił Zieleński – stała się „cementem muru, za którym dzisiaj są Niemcy”. Na galerii Bundestagu siedział ukraiński ambasador Andrzej Melnyk, który ostatnimi dniami był atakowany przez posłów SPD za to, iż otwarcie relacjonował, iż nawet niedawne onlinowe rozmowy Zieleńskiego z Scholzem, prowadzone już z oblężonego Kijowa, wyglądały jak „dialog ze ścianą”. Nein, nein, nein – na wszystkie prośby o pomoc wysuwane przez Ukrainę. Na sam koniec mowy Zieleński zwrócił się wprost do Scholza: „Panie kanclerzu, niech pan w końcu zburzy ten mur!”
Stary graf Lambsdorf, niegdyś czołowy polityk liberałów, mówi, że to była „godzina historyczna dla Niemiec”. „Frankfurter Allgemeine” pisze o „chwili przytłaczającej dla Bundestagu”. Niemieckie media z nieskrywanym poczuciem wstydu relacjonują, jak po mowie Zieleńskiego, kanclerz – pomimo ostrych wezwań chadeckiej opozycji – odmówił zabrania głosu dla wyjaśnienia kierunku niemieckiej polityki. Scholz znalazł się w głębokiej defensywie, bo ma przeciw sobie większość mediów i olbrzymią (potwierdzoną sondażami) sympatię Niemców dla Ukrainy i Zieleńskiego. A jeszcze tego samego dnia polski premier na łamach najpoczytniejszego niemieckiego dziennika „Bild” wzywa go, i to w tonie dość obcesowym, aby natychmiast udał się do Kijowa, żeby zobaczyć skutki wojny na własne oczy. Nie wiemy dziś tego, jak dalece Niemcy skłonne będą do odrzucenia fundamentów swej dotychczasowej polityki, za którą przecież stoi nie tylko historia ostatnich lat, ale kilka wieków niemiecko-rosyjskich dziejów, od Fryderyka Wielkiego, aż po Bismarcka. Ale wstrząs wywołany wojną i oskarżycielską mową Zieleńskiego jest w Berlinie potężny. Całkiem nieoczekiwanie dla samych siebie, Niemcy po raz kolejny muszą zmierzyć się ze złym dziedzictwem własnej historii i polityki.