Luksus własnego zdania Jana Rokity: Nie ma się z czego śmiać
Podczas wiecu w Kórniku przywódca obozu władzy poradził nam, abyśmy śmiechem reagowali na niemieckie kłopoty z gazem. Ten nasz szyderczy śmiech miałby być formą satysfakcji, że w kwestiach energetycznych nasi zachodni sąsiedzi tak długo zachowywali się egoistycznie, aż sami sobie swym egoizmem zrobili kuku, a teraz dopraszają się europejskiej solidarności.
Śmiać mielibyśmy się także z poczynań Komisji Europejskiej, która tyle razy działała złośliwie przeciw Polsce, albo była obojętna na nasze interesy, a teraz domaga się naszej wrażliwości na niemieckie kłopoty. Dlaczego zatem my mielibyśmy oszczędzać gaz, skoro na razie wielkie gazowe kłopoty dotknęły nie nas, ale Niemców, co jest przecież słuszną i zasłużoną karą za ich postępowanie?
Nie mam pewności, czy prezes PiS, tym jednym rzuconym na wiecu słowem, świadomie uruchamia niskie zbiorowe namiętności wśród swoich zwolenników. Być może, jak to bywa na wiecach, chciał tylko rzucić jakiś bon-mot publiczności, aby ta biła mu brawo. Ale to jedno słowo - jak łatwo było przewidzieć - zostało podchwycone przez media tak polskie, jak i niemieckie, szukające przecież tylko okazji do złapania i upowszechnienia takich bon-motów w wydaniu kluczowego dziś europejskiego polityka. Tak więc my dostaliśmy trochę satysfakcji (przyznać trzeba, raczej kiepskiego gatunku), że przywódca Polski pęka ze śmiechu z tego, że Niemcy mogą tej zimy zmarznąć. Zaś Niemcy na własne oczy zobaczyli na ekranach swoich telewizorów, że Polska kpi sobie z kłopotów, jakich sami sobie narobili.
Powiem wprost: trudno o bardziej absurdalną i szkodliwą dla naszego kraju logikę, niźli ta, którą prezes PiS posłużył się w Kórniku. Prawdę mówiąc, to naiwna lekkomyślność, z jaką Niemcy uzależnili się od rosyjskiego gazu nie różni się aż tak bardzo od naszej lekkomyślności w uzależnianiu się od rosyjskiego węgla. Długo broniliśmy się przed polityką ograniczania zużycia węgla i rozwoju zielonej energii, zaś nie mogąc już rozwijać własnego górnictwa, ani budować nowych kopalń, zaufaliśmy dostawom taniego i niezłej jakości (lepszej od naszego) węgla rosyjskiego. A kiedy po wybuchu wojny, ze względu na własne bezpieczeństwo zerwaliśmy rosyjskie dostawy, to dalej eksportowaliśmy polski węgiel, głównie do Czech i na Ukrainę. Obudziliśmy się z letargu dopiero wtedy, gdy okazało się, że ludziom na polskiej prowincji może zabraknąć węgla tej zimy, a ceny na rynkach rosną w tempie, jakiego świat dotąd nie widział.
Ten sam przywódca PiS mówi nam teraz, że polskie porty są „wąskim gardłem”, i że nie sprowadzimy przez nie wystarczającej ilości opału. Będziemy do tego potrzebować zapewne skoordynowanego wysiłku portów niemieckich, podobnie zresztą, jak nasze bezpieczeństwo gazowe na razie zależy od „rewersu” rosyjskiego gazu, który płynie z Niemiec odwróconą rurą jamalską. Widać jak na dłoni, że szyderstwo z kłopotów sąsiada nie jest dobrą metodą uprawiania narodowej polityki. Niemcom, którzy w końcu obudzili się z gazem i teraz zmieniają na gwałt swoją politykę, winniśmy okazać solidarność. Właśnie dlatego, że co prawda zbyt późno, ale się jednak obudzili, tak samo, jak my zbyt późno obudziliśmy się z węglem. Wystawianie sobie szyderczego rachunku przeszłych błędów jest najgłupszą polityką, jaką można prowadzić. Ci, którzy obudzili się zbyt późno, będą tym bardziej potrzebować siebie nawzajem. Dlatego w ogóle nie ma się tutaj z czego śmiać.