Luksus własnego zdania Jana Rokity. Tańcząca i Morawiecki
Niby to drobiazg, ale roztropna polityka właśnie drobiazgi potrafi zręcznie wykorzystywać. Polscy politycy rzadko miewają wyczucie takich nadarzających się, niby to błahych okazji, z których jednak można zrobić dobry użytek dla swego kraju.
Właśnie dlatego zwróciłem uwagę na wypowiedź polskiego premiera na temat głośnej na całą Europę afery fińskiej szefowej rządu Sanny Marin. Morawiecki w zręczny i dowcipny sposób podjął się obrony fińskiej premier, która nieoczekiwanie, z przyczyn na pozór pozapolitycznych, znalazła się w poważnych opałach. Powiedział z uśmiechem: „Pani premier ma powody do radości, bo Finlandia właśnie weszła do NATO”. Po czym dodał: „ A więc jeżeli z tej okazji troszeczkę zakosztowała więcej „Finlandii” i w związku z tym tańca, to nie ma w tym nic strasznego”. Te dwa krótkie zdania odnotowano bodaj we wszystkich fińskich mediach, bo też Morawiecki jeśli czegoś nie przeoczyłem) okazał się jedynym europejskim politykiem, publicznie biorącym w obronę Sannę Marin. I to jeszcze w dobrym, pełnym życzliwości, ale zdystansowanym stylu.
Poważne kłopoty premier Marin nie są przez nią niezawinione. Jak nie bez racji mówi jeden z polityków fińskiej partii socjaldemokratycznej, na czele której stoi Sanna Marin, zgrzeszyła ona kompletnym brakiem politycznej roztropności. A taki brak grozi każdemu szefowi rządu wywróceniem się na pierwszej lepszej skórce od banana.
Afera wybuchła, gdy ktoś ze znajomych Marin nagrał, a potem opublikował w sieci, filmik, przedstawiający panią premier w jakimś szalonym, zmysłowym tańcu, podczas imprezy w prywatnym mieszkaniu, wyraźnie pod wpływem alkoholu, a jak natychmiast uznali jej polityczni wrogowie – również narkotyków. Od oskarżenia o narkotyki Marin łatwo się uwolniła, robiąc test i ogłaszając jego wyniki. Ale za chwilę było już tylko gorzej. Inna znajoma pani premier, tym razem znana z imienia i nazwiska, wrzuciła do sieci zdjęcie, jak sama półnaga, całuje się z inną półnagą kobietą, podczas imprezy zorganizowanej… w rezydencji pani premier, po koncercie rockowym. Biusty obu kobiet zasłania duży napis: „Finlandia”.
Sanna Marin ma 36 lat, a odkąd została premierem, powinna się była trzymać z dala od imprez w stylu nastolatków. A jeśli już nie mogła, to jej służby powinny zadbać o to, aby podczas takich uciech nie robiono zdjęć. To jest jasne. Ale przecież co nam do tego, jaki styl życia lubi akurat fińska premier? Z polskiej perspektywy ciekawe jest tylko to, że nadarzyła się okazja, aby w ciężkiej dla niej chwili, gdy została osaczona tak przez swoich politycznych wrogów, jak i partyjnych przyjaciół, zyskać jej wdzięczność, życzliwość i pamięć. To właśnie zrobił Morawiecki.
I na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w pierwszym po wybuchu afery publicznym wystąpieniu, skierowanym do fińskich dyplomatów z całego świata, lewicowa Sanna Marin, tak jak wszyscy socjaliści w Europie bardzo krytyczna dotąd wobec polskiego rządu, pouczała fińskich ambasadorów na temat tego, jak „wielką rolę” – jej zdaniem – „odgrywa Polska w budowaniu poczucia wspólnoty europejskiej rodziny”. No i proszę, kto by się spodziewał po super-postępowej liderce fińskiej lewicy takiej oceny dzisiejszej polskiej roli w Unii Europejskiej. I czy myślicie, Szanowni Czytelnicy, że gdyby nie owe dwa zdania Morawieckiego, to fińscy dyplomaci usłyszeliby od swojej premier taką samą ocenę polskiej polityki?