Lwów. Miasto, w którym świat się zatrzymał [zdjęcia]
Autobusy i chodniki przypominają Polskę z lat 70. ubiegłego wieku. Za to polski turysta może choć na chwilę poczuć się jak wujek z Ameryki z wypchanym portfelem.
Przewodnik turystyczny podaje, że Lwów jest miastem i Wschodu, i Zachodu. Leży w jednakowej odległości od Krymu i Południowych Włoch. Jednak będąc w nim, trudno oprzeć się wrażeniu, że od Unii Europejskiej to - skądinąd przepiękne miasto - dzieli przepaść.
W wielu miejscach widać, że rząd, zamiast pompować pieniądze w gospodarkę czy renowację najstarszych i najcenniejszych zabytków, wydaje krocie na konflikt z separatystami rosyjskimi na wschodzie kraju.
Na słynnym Cmentarzu Łyczakowskim natknęłam się na pogrzeb dwóch ofiar trwającej trzy lata wojny. Młodzi lwowianie zginęli w Donbasie. Na ulicach spotykałam chłopaków w mundurach. Ukraińska przewodniczka miała żal, że w europejskich mediach ten temat zszedł na dalszy plan, choć każdego dnia ludzie giną lub odnoszą rany. Starałam się ją przekonać, że dla nas jest oczywiste, iż wojna wciąż zbiera tragiczne żniwo. Przypomniałam o sukcesie krymskiej Tatarki, która - nie bez przyczyny - wygrała tegoroczną Eurowizję.
Burzliwa historia (temat na zupełnie inny artykuł) spowodowała, że Polacy i Ukraińcy nie darzą się szczególną sympatią, ale jednak to my jesteśmy na nich bardziej otwarci. Przykre, że w mieście, w którym z zagranicznych turystów spotkałam głównie polskich, na bilecie do Opery Lwowskiej były informacje w językach angielskim, niemieckim, francuskim czy nawet (wrogim!) rosyjskim, a w naszym ani słowa.
Warto więc przypomnieć, że to Polska właśnie przyjęła już ok. miliona Ukraińców. Wielu z nich pracuje w naszych firmach, dzięki czemu mogą pomagać finansowo rodzinom. Minimalna płaca na Ukrainie to nawet nie jest 300 naszych złotych (300 zł = 4800 hrywien (UAH), jedna kosztuje 16 groszy), a np. wykształcony urzędnik zarabia 100 euro, czyli niecałe 440 zł. Ceny, w porównaniu do naszych, są bardzo niskie, ale choćby prawie 3 zł za litr benzyny, jak na tamtejsze dochody, wydaje się sporym wydatkiem. Ponadto w ostatnich latach były podwyżki, a obywatelom żyje się ponoć gorzej niż za czasów ZSRR. Chleb kosztuje 1,4 zł, litr mleka - 1,8 zł, 10 jajek - 2,8 zł.
Polski turysta na Ukrainie może sobie zaszaleć. Za obiad w porządnej restauracji zapłaci 15 zł, dobre piwo 3 zł, butelkę wina - 6 zł, wódki - 7 zł, paczkę papierosów - 2,5 zł. Ciekawe wrażenia funduje Restauracja „Kryjówka” w stylu UPA, do której wchodzi się na hasło: „Sława Ukrajini” (pozdrowienie ukraińskich nacjonalistów).
Drzwi otwiera mężczyzna z karabinem, a drugi zaraz częstuje ukraińską wódką; nie spróbowałam tylko dlatego, że wszyscy piją z jednego kieliszka.
Łatwo nie będzie, gdy ktoś zechce przewieźć tanie towary do Polski. Oficjalnie jedna osoba może zabrać tylko dwie paczki papierosów, pięć piw, po butelce wódki i wina. Celnicy są rygorystyczni, na granicy czeka się kilka godzin.
Lwów ma piękne, ale często zaniedbane zabytki - stare świątynie i kamienice. Polaków mogą denerwować pomniki ukraińskich bohaterów, którzy dla nas nie są godni chwały, jak m.in. Stepan Bandera. Niektóre drogi przypominają nasze 40 lat temu. Podobnie autobusy, tramwaje, domy. Świat we Lwowie jakby zatrzymał się dawno temu, ale warto odwiedzić tę ukraińską stolicę kultury.