Maciej Balcar: Chorzowski park to dla mnie namiastka Central Parku
W Chorzowie zaczął bywać zanim jeszcze śpiewał w Dżemie. Maciej Balcar od 15 lat gra w „Jesus Christ Superstar”, a poza zespołem znajduje też czas na solową karierę. Niedawno wyszła jego nowa solowa płyta. Dzisiaj z Dżemem zaśpiewa dla Hospicjum Cordis.
Z jednej strony koncertowanie z zespołem Dżem, z drugiej realizacja solowych muzycznych marzeń. Często na walizkach, w podróży. Maciej Balcar pochodzi z Ostrowa Wielkopolskiego, ale rodzinne gniazdo założył we Wrocławiu. Zaś jego kolejnym domem jest Chorzów. Miasto, z którym związany jest już 15 rok.
Chorzów na jego drodze zawodowej pojawił się za sprawą „Jesus Christ Superstar”, słynnej rock opery, która 28 kwietnia 2000 roku miała swoją premierę w Teatrze Rozrywki w Chorzowie (inscenizacja i reżyseria: Marcel Kochańczyk). Maciej gra tu rolę Jezusa.
- Spotkałem się z fajnym podejściem i pozytywną energią ze strony Teatru Rozrywki i od początku wsiąkłem w to towarzystwo bardzo mocno i zostałem uznany za „swojego” – podkreśla wokalista.
Dom Aktora bazą
W Chorzowie ma też swoją bazę. To Dom Aktora, przy ulicy Gałeczki, gdzie zatrzymywał się już w trakcie przygotowań do premiery spektaklu – opowiada. „Jesus Christ Superstar” był już od roku wystawiany, gdyż przyszła propozycja, by Maciej Balcar został nowym wokalistą zespołu Dżem.
- Od momentu kiedy zacząłem z Dżemem pracować zdarzyło się parę takich sytuacji, że gdzieś trzeba było hotel mi załatwiać, albo podwozić na pociąg, który miałem w środku nocy. Zdarzało się że siedziałem potem na tym dworcu, nie wiadomo ile czasu. I pojawił się pomysł, aby poszukać kanciapy dla mnie. Tak się złożyło, że Dom Aktora miał wtedy mieszkania do wynajmowania również dla ludzi z zewnątrz – zdradza wokalista.
Było to 13,5 roku temu.
Ile czasu spędza w tym miejsca w dużym stopniu zależy od aktywności zespołu Dżem. – Ile mamy prób z Dżemem, bo nie liczę „Jesusa...”, gdzie i tak należy mi się tutaj miejsce do spania. Takich sytuacji, że wracamy w nocy z koncertu i ja mogę się tu przespać, żeby dopiero rano wracać do Wrocławia jest stosunkowo mało. Natomiast najbardziej to jest korzystne kiedy mamy cykl prób. Związanych z przygotowaniem płyt czy koncertów – dodaje Maciej.
Jam session? Pewnie, że było
Niedawno odwiedziliśmy artystę w jego „chorzowskim” mieszkaniu. Tym razem na Górny Śląsk sprowadziła go promocja najnowszej solowej płyty, zatytułowanej „Ruletka”, która ukazała się w ostatnich dniach stycznia. Spotkaliśmy się kilka godzin przed jego koncertem w katowickim klubie Katofonia.
Mieszkanko, które zajmuje w Domu Aktora nie jest zbyt duże, ale jak twierdzi sam wokalista, wystarczające na jego potrzeby. Uwagę zwraca góra kartonów przy jednej ze ścian, gdzie trzyma swoje ubrania, prywatne rzeczy.
- Miałem w pewnym momencie takie przebłyski, że zaczynam tonąć w bałaganie. Kupiłem kartoniki, żeby mniej więcej pogrupować różne stosy rzeczy walających się po kątach pokoju. Przeraziło mnie to, że nie umiałem czegoś znaleźć i musiałem przekopywać górę. Tu było wszystko. Magnetofony, kable, słuchawki, książek... Są tu teraz też takie kartony, do których od dnia posprzątania jeszcze nie zaglądałem. Może się kiedyś okazać, że tam są skarby - zdradza.
W pokoju nie brakuje kilku płyt (w tym „Muzy”, ostatniej studyjnej płyty Dżemu), jest kilka pamiątek, w tym mały pucharek, który otrzymał od Hospicjum Cordis. A na jednej ze ścian duży plakat promujący jego pierwszy solowy album „Czarno”, który ukazał się 1998 roku.
Dom Aktora był też świadkiem niejednego jam session. – Oczywiście, że tu się spotykaliśmy. Z Dżemem także. Natomiast nie były to jakieś regularne imprezy. Parę razy się zdarzyło, że kapela tutaj wylądowała i wspólnie balowaliśmy. Były też sytuacje, gdy poszczególni członkowie zespołu zatrzymywali się tutaj, albo osoby z naszej techniki nie miały ochoty „po nocach” wracać do siebie i zostawali ze mną. A we wcześniejszych czasach imprezy odbywały się głównie na korytarzu. Gitary szły wtedy w ruch. Mam nawet piękny piecyk, który świetnie nagłaśniał sprawę – wspomina z uśmiechem wokalista, wskazując na urządzenie. Kiedy natomiast były ciepłe dni to towarzyską rozrywką stawało się boisko, znajdujące się niedaleko Domu Aktora. – Graliśmy w kosza. Potem robiliśmy grilla, piliśmy piwo. Taki mały obóz kondycyjny – uśmiecha się.
Od 15 lat Maciej żyje trochę na walizkach
– Gdybym nie czuł zmęczenia to byłbym raczej nienormalny. Zmęczenie oczywiście się pojawia, zwłaszcza wtedy, gdy komasują się szczególne sytuacje typu: 35-lecie zespołu, albo premiera nowej płyty. Wtedy naprawdę trzeba się mocno spiąć i tymczasem dobrze gospodarować, bo zwyczajnie może go zabraknąć – opowiada wokalista.
Ale na szczęście w tym zawodzie jest wpisane też, że są takie dni kiedy można sobie absolutnie odpocząć. – Są sytuacje, gdy dwa razy gramy w jednym miejscu, dzień po dniu. I rano po ciężkim koncercie człowiek się budzi wyspany, by mieć prawie cały dzień dla siebie. Zdjąć ze swojej głowy wszystko co niepotrzebne. To bardzo ważne chwile. Wiadomo, ze w domu nie mógłbym sobie pozwolić za bardzo na to, żeby leżeć do góry brzuchem, patrzeć w sufit i liczyć muchy na lampie. Natomiast kiedy jestem 400 kilometrów od domu to potrafię znaleźć dzień, albo chociaż jego połowę, gdzie nie robiąc nikomu krzywdy przeznaczam czas na przeczytanie dobrej książki, na którą mam ochotę, pójście na spacer, czy wyszukany obiad. Wtedy to jest cała ceremonia oddawania się takiej „ciszy”. Przede wszystkim wycisza się mój nerwowy organizm, który jednocześnie nastrajam, że następnego dnia od rana będzie funkcjonować na zwiększonych obrotach – dorzuca.
Dzisiaj koncert dla Hospicjum
A co o dla siebie Maciej Balcar odkrył w Chorzowie? – Park – mówi od razu. Nie tylko z powodu sentymentu, że tam często Dżem gra koncerty. – Tam bardzo często bywałem z ekipą po próbach do „Jesus Christ Superstar”. To były jeszcze czasy przed Dżemem. W okolicach biura WPKiW, może trochę dalej od ulicy był tor kartingowy. Można było takimi małymi ścigaczami jeździć. Dużą ekipą z teatru tam chodziliśmy. Ja jestem zakochany w Nowym Jorku, w Manhattanie. Jest tam miejsce, które szczęśliwie nie zostało zagospodarowane żadnym drapaczem chmur czyli ogromny Central Park. Według mnie to serce Manhattanu. Park chorzowski to dla mnie namiastka tego. Potrafię się tu poczuć jak w Central Parku. Czasami tylko trochę brakuje mi drapacza chmur – podsumowuje.
Za kilka tygodni ma się ukazać płyta DVD z koncertu „35-lecia”, który Dżem zagrał w czerwcu zeszłego roku w chorzowskim parku. Dzisiaj (20.02) legendarna kapela wystąpi w Teatrze Śląskim w Katowicach, gdzie zagra akustyczny koncert, z którego dochód będzie pzeznaczony na HospicjumCordis. Biletów już brak.