Magda Siemion: Powiem wam, co nasz papież myślał o seksie
Magda Siemion z Instytutu Międzykulturowego Dialogu Jana Pawła II napisała książkę o kontrowersyjnym tytule „Teologia ciała. Seks według Jana Pawła II cię wyzwoli”. My, katolicy, nie wyrośliśmy z kapusty ani nie przyniósł nas bocian - mówi. - Od wieków pokutuje pogląd, że seks jest czymś grzesznym. A Wojtyła pokazał: to coś pięknego.
Seks i Jan Paweł II w jednym, tytułowym, zdaniu. Prowokujesz?
Poniekąd. Pewna starsza pani powiedziała mi, że ten tytuł jest haniebny: „Jak można zestawić osobę papieża z takim słowem?”.
To świadczy tylko o tym, że nie ma ona zielonego pojęcia o teologii ciała, jak niestety większość osób w Polsce.
Zapytałam ją, czy w takim razie uważa, że my, katolicy, rodzimy się z kapusty albo przynosi nas bocian? Odpowiedziała: „No nie, ale ja powstałam z miłości”.
I...?
No i fantastycznie! Ale ta miłość przejawia się również w zjednoczeniu seksualnym. Wśród katolików do dzisiaj panuje przekonanie - Kościół zresztą przez wieki na to pracował - że seks jest czymś co najmniej podejrzanym, wstydliwym, niemalże zwierzęcym.
Że to, jak się rozmnażamy, trochę Bogu się nie udało. Wojtyła zrobił rewolucję - tworząc teologię ciała, głosił: najpiękniej naturę Boga odzwierciedla zjednoczenie kobiety i mężczyzny. Communio personarum.
I to zjednoczenie, również na poziomie seksualnym i cielesnym, obrazuje najlepiej to, jak kocha Bóg. Ależ papież był odważny! Niektóre kręgi katolików do dziś nie akceptują takiego myślenia. Uważają, że posunął się za daleko.
Teologia ciała Jana Pawła II nie jest znana.
Sama dowiedziałam się o niej dopiero 10 lat temu. Jan Paweł II zasłużył się na tak wielu polach: jest dla nas papieżem solidarności, papieżem wolności i to paradoksalnie przyćmiło inne jego nauki. Ale dla mnie Wojtyła jest przede wszystkim papieżem miłości.
Odkąd dowiedziałam się o jego teologii ciała, marzyłam, żeby tę myśl przekazywać dalej.
I dlatego powstała ta książka. W niej przekładam na prostszy język niekiedy skomplikowane treści teologii ciała Jana Pawła II, a że książka jest napisana z myślą o młodzieży, to tytuł musiał być chwytliwy.
Ale ma on też inną historię. Dla Karola Wojtyły pojęcie prawdy było bardzo ważne. Gdy Andre Frossard, francuski filozof (zresztą spektakularnie nawrócony po wejściu do katolickiego kościoła w Paryżu) zapytał go o to, jakie z całej Biblii wybrałby zdanie - gdyby mógł wybrać tylko jedno - odpowiedział: „Prawda was wyzwoli”.
Tytuł jest parafrazą tego biblijnego cytatu. Chodzi więc o prawdę o seksualności człowieka i to ona jest wyzwalająca, a nie sam seks - bo seks może człowieka zniewolić, upodlić, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Bazujesz na którejś z encyklik Jana Pawła II?
Niestety, papież nie zawarł tej teologii w żadnej ze swoich encyklik. Mówię „niestety”, bo to jeden z powodów, jak sądzę, że teologia ciała jest tak mało znana.
Bazuję na katechezach Jana Pawła II, które wygłaszał podczas środowych audiencji od 1979 do 1984 roku. Papież afirmuje w nich człowieka poprzez ciało, dowartościowuje akt małżeński jako coś bardzo ważnego i pięknego.
Zwróć uwagę, że w zasadzie do XX w. małżeństwo było usprawiedliwione nie miłością, a korzyściami: posiadania potomstwa, wzajemnej pomocy, panaceum na pożądliwość. Święty Augustyn powiedział, że każde współżycie, nawet w małżeństwie, jest grzechem - chociażby lekkim.
Wojtyła zrobił rewolucję, tworząc teologię ciała. Głosił: najpiękniej naturę Boga odzwierciedla zjednoczenie kobiety i mężczyzny
No błagam, wyobrażasz sobie coś takiego? Taka była mentalność. I taka teologia obowiązująca w Kościele. Nikt nie mówił o powołaniu do małżeństwa, o tym, że jest to również jedna z dróg do świętości.
I tak naprawdę odczarował to dopiero Jan Paweł II. Pokonał dualizm manichejski. Manichejczycy uważali, że mamy wspaniałą duszę, cenną, piękną i wzniosłą.
I złe, grzeszne ciało, które służy do zaspokajania najniższych instynktów. Takie myślenie przetrwało niestety do dziś...
Cała idea celibatu wzięła się z przekonania, że powstrzymywanie się od seksu uszlachetnia oraz że rezygnując z cielesnych namiętności możemy zamienić je na mądrość i miłość do Boga.
Tak, i że celibat jest wzniosły i wspaniały, a małżeństwo jest dla ludzi drugiej czy trzeciej kategorii. Wojtyła powiedział: nic z tych rzeczy, małżeństwo to droga do świętości.
Tyle że cały czas przy tym powtarzał, że miłość polega na bezinteresownym darze z siebie. A dar ma charakter nieodwracalny. Co to znaczy?
Młodzieży szkolnej, dla której prowadzę zajęcia z teologii ciała, tłumaczę to tak: „Załóżmy, że oddaję ci, Zosiu, Kasiu, Aniu, swój telefon. Weź, daję ci go w darze. A czy teraz mogę go dać też Krzysiowi?” - pytam.
Uczniowie na to mówią, że nie, nie mogę, bo już dałam go komuś innemu, a więc - już go nie mam. Tłumaczę więc: „Tak samo jest z naszą cielesnością. Jeśli się komuś oddasz, to nie możesz oddać się też drugiemu, piątemu, dziesiątemu”.
I jakie są reakcje młodzieży?
Różne. Ale mnie nie chodzi o to, żeby kogoś na siłę przekonać, podczas dwóch godzin lekcyjnych nawrócić. Wiem, że to niemożliwe. Chodzi o to, żeby uruchomić myślenie, pokazać inną drogę. Bo my dzisiaj żyjemy w czasach: ja, ja, ja.
Nasza kultura promuje indywidualizm i skrajny egoizm. Jesteśmy wygodni, chcemy, żeby wszystko było łatwo, szybko i przyjemnie. A jeśli przestaje coś pasować, to pa, idę.
Wojtyła mówił: stop. Jeśli coś jest autentyczne, jest również trwałe. Prawdziwa miłość polega na poświęceniu, a więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu.
To co w takim razie powiedzieć kobiecie, którą mąż zdradza, którą poniża, a może nawet bije?
To jest patologia. Kościół nie jest sadystyczny i na pewno dla takiej kobiety nie ma przekazu: nieś swój krzyż. Teologia ciała jest piękną nauką, gloryfikującą ciało człowieka i samego człowieka, ona go afirmuje, a nie potępia.
Problem leży w tym, że ludzie nie potrafią z siebie rezygnować na rzecz drugiego. Bo wszyscy naokoło im wpajają: musisz się realizować, musisz być naj, musisz robić karierę. A miłość to dawanie siebie
Rady, żeby trwać przy takim mężu czy żonie, to jakaś bzdura. Pewnie, że trzeba ratować siebie i swoje dzieci. W końcu jest coś takiego jak separacja.
Ale spójrz: w 2016 roku przyczyną 40 proc. rozwodów nie była przemoc czy alkohol, a tzw. niezgodność charakterów. Czyli gdzie, bardzo często, leży problem?
W tym, że ona chce robić karierę, a on wolałby, żeby zajmowała się domem. Albo że jego ciągle nie ma, bo po ciężkiej pracy - „przecież zarabia na rodzinę” - woli relaksować się w inny sposób niż z rodziną.
Krócej: problem leży w tym, że ludzie nie potrafią z siebie rezygnować na rzecz drugiego. Bo wszyscy naokoło im wpajają: musisz się realizować, musisz być naj, musisz robić karierę. A miłość to dawanie siebie.
To, o czym mówisz…
... jest nierealne? Wszyscy tak mówią: piękne, ale nierealne. Bo żyjemy w sytuacji grzechu, moralna kondycja naszej cywilizacji nie jest zbyt optymistyczna. My się tym zasłaniamy. Takie czasy, dodajemy, wszyscy się rozwodzą, tak już musi być.
Ale właśnie o to chodzi, że tak wcale nie musi być! Jeśli żyjemy w kraju, którego 95 proc. mieszkańców podobno jest katolikami, to podchodźmy do tego poważnie. To oczywiście wymaga wysiłku, pracy, lecz to naprawdę da się zrobić.
Ale człowiek współczesny idzie na łatwiznę, a łatwiej jest się rozstać, niż zawalczyć.
Ty cały czas mówisz o tym, że Jan Paweł II zrobił w Kościele rewolucję, że dostrzegał w ludzkiej cielesności piękno, że mówił: Bóg chce, żebyście się kochali…
Tak. Wojtyła był zafascynowany ludzką miłością. On w pewnym sensie był bardziej zainteresowany studiowaniem natury człowieka, a nie Boga.
Jedna pani zarzuciła mi, jak można w tytule łączyć słowa seks i Jan Paweł II, żebym Mu dała spokojnie spać. Odpisałam jej: „Gwarantuję pani, że Wojtyła by nie spał w tym temacie, skoro nie spał już 50 lat temu”.
No tak, ale jednak nauka Kościoła katolickiego w zakresie ludzkiej seksualności - a Jan Paweł II przecież jej nie odtrącał, wręcz przeciwnie - jest bardzo restrykcyjna.
Chrześcijaństwo jest najbardziej ucieleśnioną religią na świecie. Bóg nie utożsamił się z myślą ludzką, tylko stał się ciałem. Już to jest podniesieniem godności ciała.
W takim razie dlaczego Kościół kochający ciało tak zdecydowanie zabrania używania antykoncepcji? Dlaczego potępia seks przedmałżeński? I jak tę afirmację cielesności pogodzić można z tak silnymi restrykcjami?
No właśnie o to chodzi, że to nie są restrykcje! My naukę Kościoła, szczególnie tę dotyczącą ludzkiej cielesności, ciągle postrzegamy w kategoriach nakazów i zakazów.
Encyklika Pawła VI „Humanae vitae” - pracował nad nią również ówczesny kardynał Wojtyła - jest chyba najbardziej niezrozumiałą z encyklik papieskich. I również stąd wzięły się katechezy o teologii ciała Jana Pawła II. On to chciał wytłumaczyć.
Ludzie dziś mówią: „Kościół nie będzie mi zaglądał do łóżka, mówił, co mi wolno robić ze swoim ciałem, a co nie”.
Tymczasem to, że Kościół jest przeciwny antykoncepcji, wynika właśnie z szacunku do ciała. Tu nie chodzi o restrykcje, a o to, by katolicy zrozumieli istotę prawdziwej miłości.
A ta powinna być wolna, wierna, całkowita i owocna. I dopiero wtedy mamy do czynienia z pełną miłością, bo w taki właśnie sposób kocha Bóg, a Bóg jest miłością.
Więc to nie jest prawdziwa miłość, jak ktoś mówi: „Super, ja cię kocham, ale nie przyjmuję twojej płodności”. To gdzie tu jest prawdziwe, całkowite oddanie się - gdzie dar z siebie? Gdzie zaufanie do Stwórcy?
Nasze babcie mówiły: „Dzieci będzie tyle, ile da pan Bóg”.
A my dzisiaj takie hasło uważamy za ciemnogród. To dramat, że człowiek wyrzucił Boga ze swojego życia, również ze sfery seksualnej.
Jak człowiek ma doświadczyć łaski Boga, jak ma sam wszystko poukładane, wie z góry, co będzie robił, z kim, ile i kiedy będzie miał dzieci? Tam nie ma przestrzeni dla działania Boga.
A potem dziwimy się, że Bóg dopuszcza cierpienie i zło, albo wprost mówimy, że nie istnieje, skoro nie odczuwamy jego łaski. Tyle że my na tę łaskę powinniśmy zrobić miejsce.
Czy młodzież, gdy opowiadasz im o teologii ciała, buntuje się, czy może próbuje dyskutować?
Oczywiście. Najbardziej niezrozumiałe jest dla nich to, że Kościół jest przeciwny antykoncepcji - traktują to jako zamach na ich wolność. I że nie można uprawiać seksu przed ślubem. „Przecież się kochamy” - słyszę czasem.
Albo: „Papierek nie jest nam potrzebny do szczęścia, bo co to zmienia?”. Zmienia wszystko. Zmienia rzeczywistość. Tłumaczę im, że to nie chodzi o papierek, a o zaproszenie do swojego życia Pana Boga, po to, by on dał nam siłę, wsparcie, duchową moc.
I że to tak, jakby mężczyzna niemający święceń chciał udzielać sakramentu. Albo człowiek, który nie skończył medycyny, chciał nas leczyć. - Zgodzilibyście się na to? - pytam.
To często nie jest do końca zrozumiałe dla młodzieży. Dlatego mówię im, że takie warsztaty to tylko wstęp, zachęta, by porozmawiali o seksualności z rodzicami.
Bo mimo że oni mają w szkole religię, mają wychowanie do życia w rodzinie, czasem mam wrażenie, że rozmawiają o seksie z kimś dorosłym po raz pierwszy w życiu. I potem jak się dziwić, że to sfera tabu, grzeszna, zakazana? Tak jesteśmy wychowani. Czy z tobą rodzice rozmawiali o seksie?
Niezbyt.
No widzisz, ze mną też nie.
To tabu narastało przez pokolenia, już od Platona, który oddzielił duszę od grzesznego ciała. I tak zostało. A z drugiej strony, nic dziś nie jest tak wyświechtane, jak ciało człowieka, szczególnie kobiety.
Tyle że w negatywnym znaczeniu. Nagość sprzedaje wszystko, od opon samochodowych po proszek do prania. Tyle że to nie jest przewartościowanie cielesności, wręcz przeciwnie - to jest jej niedowartościowanie.
Papież używał na to takiego pięknego określenia: że ciało jest nie-dość wartością. Zachwyćmy się więc pięknem teologii ciała, a jeszcze lepiej - nauczmy się tak żyć. Jan Paweł II zawsze mówił, że musimy od siebie wymagać, więc do dzieła! Zresztą, mamy mocnego orędownika tej sprawy w niebie.