Magdalena Tyburcy: Wszelkie źródła potwierdzają wzrost liczby prób samobójczych u dzieci i młodzieży
Próba samobójcza jest wołaniem o pomoc. I nie jest to zazwyczaj pierwsze wołanie o pomoc, bo 80 procent dzieci i młodzieży podejmujących tę próbę, już wcześniej w jakiś sposób sygnalizowało to, szukało pomocy – mówi psycholożka Magdalena Tyburcy
W ostatnim roku liczba zamachów samobójczych dzieci i młodzieży wzrosła o 150 procent w porównaniu z rokiem 2021. Zaskoczyły Panią te dane?
Niestety, nie są one dla mnie zaskoczeniem. Tę wzrostową tendencję w raportach publikowanych przez policję obserwujemy już od kilku lat, widzimy to także w naszym telefonie zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111. Potwierdzają to nasze analizy. Oczywiście są to dane alarmujące, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że liczby w istocie nie oddają skali problemu.
Skala jest większa?
Dobrze, że policja zbiera te dane, i że te statystyki są podawane. Niemniej wszelkie źródła, na które nie spojrzymy, potwierdzają wzrost liczby dzieci i młodzieży z myślami samobójczymi, wzrost liczby prób samobójczych w różnych grupach wiekowych i śmierci samobójczych. Pracując na co dzień jako konsultantka telefonu zaufania 116 111, zdaję sobie sprawę, że prób samobójczych jest znacznie więcej; wskazują na to również różne statystyki i dane przedstawiane przez Światową Organizację Zdrowia, które mówią, że na każdą samobójczą śmierć, przypada od 100 do 200 prób! Świadczy też o tym rosnąca liczba podejmowanych z roku na rok, działań interwencyjnych w naszym telefonie. Takie działania zapewniające bezpieczeństwo dzwoniącej do nas osoby podejmujemy w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia. Spotykamy się z tym na co dzień.
Co takiego dramatycznego się dzieje z dziećmi i młodzieżą w Polsce? Według policji główną przyczyną prób samobójczych i samobójstw zakończonych śmiercią są: zaburzenia psychiczne, kłopoty w domu i przemoc w szkole.
Jeżeli chodzi o przyczyny, to nie ma jednej, która by tłumaczyła to, co się dzieje. Jest to raczej zjawisko, które należy rozpatrywać w sposób wieloczynnikowy. To nałożenie się na siebie różnych czynników, które mogą zwiększać ryzyko. Zaburzenia, choroby psychiczne np. depresja, zaburzenia odżywiania są jednymi z potwierdzonych czynników zwiększających ryzyko podjęcia próby samobójczej i to ważne by w porę je rozpoznać i zapewnić pomoc. A skąd się bierze wzrost trudności natury psychicznej, chorób psychicznych? Tu znów mamy do czynienia z wieloma różnymi czynnikami biologicznymi (np. działanie hormonów), genetycznymi (np. historia chorób w rodzinie), środowiskowymi (np. przemoc w szkole), jak również indywidualnymi, psychologicznymi (np. sposoby radzenia sobie ze stresem). Często jest to kwestia połączenia się ryzyka związanego z na przykład wychowywaniem się w rodzinie, w której jest przemoc, albo duża presja związana z nauką, plus dodatkowe nagłe zdarzenie. Może to być śmierć kogoś bliskiego, zerwanie czy niepowodzenia szkolne. Zwracamy uwagę na to, że jest to pewna kombinacja rożnych rzeczy, które dzieją się w życiu młodych osób i z którymi one zwyczajnie nie mają możliwości poradzenia sobie. Ich system poznawczy, sposób w jaki przetwarzają informacje nie jest jeszcze na tyle dojrzały, żeby reagować w taki sposób, w jaki radzą sobie dorośli. Ich reakcje są i będą bardziej emocjonalne, czyli też często bardziej nagłe. One nie robią tego nikomu na złość i jeżeli nie mają odpowiedniego systemu wsparcia, to czują się nierozumiane, opuszczone i obciążone.
Dużo mówi się też o tym, że na dzieci nakładana jest coraz większa presja dotycząca sukcesów, wyników szkolnych; większa konkurencja. Rozwój nowych technologii, przyniósł wiele dobrego, ale teraz nie da się na przykład wyłączyć przemocy rówieśniczej, która wcześniej zamykała się w momencie wyjścia ze szkoły. Nie da się przestać porównywać, analizować. To wszystko razem nakłada się na siebie i może zwiększać ryzyko podjęcia próby samobójczej. Ale zazwyczaj wcześniej są sygnały, które mogą świadczyć o zagrożeniu. Młode osoby sygnalizują to werbalnie i niewerbalnie.
O sygnałach za chwilę porozmawiamy, ale chciałabym jeszcze dopytać, jak na to wszystko, o czym Pani powiedziała, wpłynęła pandemia, izolacja, nauka zdalna i przymusowe kwarantanny? I jak wpływa wojna, tocząca się po sąsiedzku, w Ukrainie?
Wszystkie te czynniki wpływają na stan psychiczny dzieci i młodzieży, podobnie jak wpływają na nas, dorosłych. Myślę jednak, że często ważniejszym światem dla dziecka jest ten mikro świat, w którym funkcjonują tu i teraz. Oczywiście pandemia była o tyle trudna, że uwypukliła już istniejące problemy. Jeżeli w domu była przemoc, to ona zazwyczaj przybierała na skali. Jeżeli były inne problemy, na przykład społeczne, to one również przybierały na sile ze względu na izolację. Pandemia więc pod wieloma względami zadziałała trochę jak soczewka. Choć liczba zamachów samobójczych u dzieci i młodzieży w 2022 roku jest wyższa niż w ostatnich 10 latach, to nie znaczy, że wcześniej nie było ich dużo. Mam wrażenie, że dzisiaj na szczęście więcej się o tym mówi, zwiększa świadomość i wrażliwość społeczną. Może jest też większa otwartość na to, aby te głosy do nas dochodziły. Jeżeli chodzi o sytuację związaną z wojna, to myślę, że ona generalnie wpływa na zaniepokojenie; dużo więcej osób doświadcza zaburzeń lękowych, które w połączeniu z innymi trudnościami, z brakiem wsparcia mogą przyczyniać się do zwiększonego ryzyka podjęcia próby samobójczej. Ale podkreślę, że z perspektywy dziecka ważne jest to, co dzieje się blisko niego, bo w tej małej przestrzeni one często funkcjonują i z niej nie mają ucieczki.
Co takiego więc dzieje się z dzieckiem, w nim samym, że ono nie chce już żyć i decyduje się na krok odebrania sobie życia? I czy każda próba samobójcza równa się temu, że chce się zabić?
Próba samobójcza wiąże się często z ambiwalentnymi uczuciami; jest wołaniem o pomoc. I nie jest to zazwyczaj pierwsze wołanie o pomoc, bo 80 procent osób podejmujących tę próbę, już wcześniej w jakiś sposób sygnalizowało to, szukało pomocy. Młoda osoba, która decyduje się na ten dramatyczny krok jest w tak dużym cierpieniu, że po prostu nie ma już siły na to by żyć, by walczyć. Kiedy rozmawiam z młodymi osobami, to słyszę, że one są wykończone, nie mają siły, żeby walczyć, chcą odpocząć. Myśl o tym, że mogą zakończyć życie i w ten sposób uciec od cierpienia, wydaje się być kojąca. Natomiast nie oznacza to, że nie chciałyby odpocząć w inny sposób. Rozmawiamy więc o tym, że jest wiele innych możliwości, które może nie przyniosą natychmiastowego rozwiązania, ale mogą poprawić ich samopoczucie. Mogą sprawić, że będą one w stanie zrealizować swoje marzenia, że będą miały okazję do tego, by ich życie nie było tylko stałym wyzwaniem i cierpieniem.
Są dzieci, które tych prób samobójczych mają więcej niż jedną, czasem kilka.
A nawet więcej. Pamiętam rozmowy, w których nastolatkowie mówili, że pierwsze próby mieli w wieku kilku lat. Kiedy rozmawiam z osobą, która mówi, że w przeszłości już podejmowała próbę samobójczą, to po pierwsze jest to dla mnie sygnał, że z każdą próbą ryzyko odebrania sobie życia się zwiększa. Ten sygnał alarmowy się intensyfikuje, wyraźnie pokazuje, że dziecko potrzebuje wsparcia. Szczęśliwie większość prób jest nieskuteczna, dzieciom towarzyszy silny strach, ale też nadzieja, że ktoś dostrzeże niepokojące sygnały, że ktoś podejmie działania. Dla nich samych to jest codzienna walka z nadzieją i z beznadzieją, w ciągłym staraniu, żeby przeżyć. Kłótnie, konflikty, niepowodzenia, które mogą się zdarzyć w tym momencie, mogą przeważyć szalę na tę, aby podjęli kolejną próbę.
Psychologowie zauważają, że dane policyjne nie są kompletne, bo nie ma w nich szczegółowych informacji dotyczących sytuacji rodzinnej, szkolnej czy społecznej dziecka. Zatem jeśli chodzi o sygnały – na co my, dorośli powinniśmy zwracać uwagę, jeśli chodzi o niepokojące rzeczy dotyczące dzieci?
Po pierwsze myślę, że niepokojąca jest każda zmiana. Jeśli widzimy, że coś w życiu dziecka dzieje się inaczej niż do tej pory, to warto zwiększyć uważność. Może to być zmiana dotycząca zachowania: do tej pory dziecko spędzało z nami więcej czasu, teraz zamyka się w pokoju. Do tej pory jadło w takich godzinach i takich ilościach i nagle coś się zmienia. Tak samo, jeżeli chodzi o spanie, o zmiany w kontaktach z rówieśnikami, w podejściu do nauki. Ze strony dorosłych ważne jest, aby nie tłumaczyć wszystkiego dojrzewaniem, albo dać furtkę na to, że to nie musi być jedynie kwestia dojrzewania.
Objawy kryzysu psychicznego u dzieci i młodzieży są bardzo podobne do okresu dojrzewania, okresu „burzy i naporu” u nastolatków. Bunt, drażliwość, złoszczenie się, emocjonalność – dorośli machają ręką i mówią, że to przejdzie, to tylko hormony. A to wcale nie musi o to chodzić?
Dokładnie. Może być tak, że to jest przejściowe. Kryzysy psychiczne też mogą być przejściowe. Nie zmienia to jednak faktu, że nasze dziecko doświadcza jakiejś trudności, jakiegoś cierpienia i ma problem z poradzeniem sobie z tym. Powiedzenie mu, że to jest dojrzewanie, że to przejdzie, że to normalne, zazwyczaj zostawia dziecko albo w poczuciu winy, albo w przekonaniu, że powinno sobie z tym poradzić, że to normalne. I znowu pozostawiamy dziecko w poczuciu osamotnienia i winy, bo to co czuje nie mija. Zatem pierwszy sygnał to zmiany, a drugi – myślę, że on zdarza się częściej niż nam się wydaje – to sygnały werbalne. Dziecko mówi, że coś jest nie tak, że jest mu smutno, czuje pustkę, nie wie, co ze sobą zrobić, że jest zmęczone. Jeśli dziecko czuje zmęczenie i często o tym mówi, albo wyraża takie opinie na swój temat, które wskazują, że ma o sobie złe zdanie, to wszystko to również należy potraktować jako sygnały alarmowe. Młodzi ludzie też często sygnalizują objawy somatyczne i – niecelowo – zmagają się np. z częstymi bólami głowy, brzucha. Nie oznacza to, że dziecko od razu podejmie próbę samobójczą, natomiast z perspektywy dorosłego warto sprawdzić, zapytać, zauważyć i zareagować. Zawsze lepiej jest zrobić tu o jeden krok więcej niż o jeden krok za mało. Jeżeli zwracamy się do dziecka z pomocą, a ono odrzuca pomoc, wyraźnie odmawia, mówi „nic się nie dzieje” – to również może być sygnał, że jest jakaś niepokojąca sytuacja. Wówczas możemy zaoferować: „Nie musisz rozmawiać ze mną. Możesz porozmawiać z kimś innym”. Dzieci często nie mówią wprost dorosłym, bo nie chcą ich martwić. Nie chcą rozczarować swoich rodziców. Chcą być dobrymi dziećmi, które realizują wszystkie zadania i z których rodzice będą dumni. Czasem dzieci słyszą, że rodzice mają swoje problemy, że są rzeczy ważniejsze, że inni mają gorzej i wówczas też nie chcą „dokładać” swoim bliskim. Dlatego to my dorośli powinniśmy podejmować dodatkowe starania, aby to wsparcie dzieciom zapewnić. Natomiast to, co jest wyjątkowe dla okresu dorastania, u nastolatków, to, że często problemy psychiczne, jak depresja, będą się przejawiać wzrostem agresywności, impulsywnością, nagłymi zmianami nastroju. Pozornie może się wydawać, że skoro dziecko się złości i buntuje, to znaczy, że nie ma depresji, bo ma energię na to, żeby na nas krzyczeć, a to również może być alarmującym sygnałem.
Warto przyjrzeć się temu, czy dzieci nie gromadzą leków, czy nie mają w swoim otoczeniu niebezpiecznych przedmiotów, jak żyletka, czy nie przeglądają niepokojących treści w internecie. Jako dorośli nie zawsze mamy nad tym kontrolę, ważne jest więc i to, aby rodzice dali sobie prawo do tego, że nie wszystko zawsze mogą zauważyć. Ale każdy z nas dorosłych może mieć więcej wyczulenia na to.
Kiedy jednak dochodzi do tragedii, to bywa, że rodzice mają poczucie porażki.
Jeśli już tak się wydarzy i my, dorośli, nie dostrzeżemy tych alarmujących sygnałów u dziecka, uważaliśmy, że to przejdzie, że to dorastanie, albo uwierzyliśmy w zapewnienia dziecka, że wszystko jest w porządku, zakładając, że próba samobójcza nie zakończy się śmiercią, i dziecko w porę dostanie pomoc, to warto potraktować to jako szansę na to, żeby tej pomocy poszukać również dla siebie. Jako dorośli nie jesteśmy ekspertami od zdrowia psychicznego, a nawet jeżeli są dorośli, którzy są psychoterapeutami, psychiatrami, to wcale nie oznacza, że zawsze zauważą kryzys psychiczny, którego doświadcza ich dziecko. W tej sytuacji możemy po prostu czuć duże obciążenie, więc warto samemu skorzystać ze wsparcia i skierować się do specjalisty.
Jaki obraz młodych ludzi się rysuje z Pani rozmów z nimi przez telefon zaufania? Z jakimi problemami najczęściej dzwonią, w jakich momentach życia? Krótko mówiąc, kim jest współczesny nastolatek?
Tych nastolatków jest dziś cała gama. Szczęśliwie nie jest tak, że w 116 111 rozmawiamy wyłącznie z dziećmi i młodzieżą w kryzysie psychicznym, stojącymi na granicy podjęcia decyzji, albo w trakcie próby samobójczej. Nie jest więc tak, że tylko z takimi tematami przychodzi nam się mierzyć w naszej pracy. Generalnie powiedziałabym, że młodzież obecnie jest dzielna, ale też obciążona. Młode osoby mają dużo na swoich barkach. Każda generacja ma swoje problemy i nie można ich porównywać. Natomiast samo dojrzewanie to doświadczenie kryzysowe. Jest trudne pod wieloma względami. Obecny świat – o czym dorośli doskonale wiedzą – niesie ze sobą mnóstwo możliwości. Nawet kiedy chcemy wybrać się do restauracji, to mamy ich przed sobą tysiące. Mamy mnóstwo rzeczy do wyboru i sami jako dojrzali psychicznie ludzie możemy mieć z tym problem. Wchodzimy na Instagram i widzimy, że nasze życie nie jest wystarczające, że może powinno być lepsze. A nastolatek nie jest w pełni dojrzały psychicznie; targają nim silne emocje, jest w procesie odkrywania siebie, budowania swojej pozycji, ustalania planów, dokonywania ważnych dla siebie na ten moment wyborów i jest to dla niego duże obciążenie. Dzwonią do nas i mówią o samotności, która pojawia się w ich życiu, bo nie mają z kim porozmawiać, nie czują się rozumiane.
Jak im pomóc?
Każda osoba dorosła w swoim życiu spotyka się z młodymi osobami, czasem jest to ciocia, babcia, sąsiad, sąsiadka, nauczyciel czy pedagog w szkole i oczywiście każdemu z nas zdarza się czegoś nie zauważyć. To, co możemy zrobić, to włączyć większą uważność. Popatrzeć na młodego człowieka z większą wrażliwością, wyrozumiałością, zamiast oceniającym okiem krytycznego dorosłego. Jako dorośli możemy wzbudzać w sobie ciekawość tych młodych osób, zamiast je oceniać. Jak już wspomniałam 80 procent osób, które decydują się na podjęcie próby samobójczej, wysyła wcześniej sygnały werbalne bądź niewerbalne, starajmy się je dostrzegać i nie bójmy się pytać wprost, czy dziecko potrzebuje pomocy. Kiedy dziecko mówi, że nic nie ma sensu, że chciałoby umrzeć, nie bójmy się zapytać o myśli samobójcze. Z doświadczenia wiem, że często dzieci, które do nas dzwonią, próbują bardzo naokoło o tym mówić, albo czekają, bojąc się reakcji. Czasem pomocne jest wyprzedzenie: „Zastanawiam się, czy masz myśli o odebraniu sobie życia”. To pomoże im otworzyć ten temat i sprawić, że dziecko poczuje ulgę w tym momencie, że nie musi tego mówić, bo ktoś to dostrzegł.
A jeśli chodzi o rozwiązania systemowe? Czy dzieci mają w szkole dostęp do pedagoga, psychologa? Od 2020 roku trwa reforma psychiatrii, ale wciąż dla wielu nowością są ośrodki opieki psychologicznej i psychoterapeutycznej, czy też Centra Zdrowia Psychicznego. Jak one działają?
Zdarza się, że nie do końca mamy wpływ na system, ale wiemy też, że specjalistów brakuje. Jest bardzo duży problem, jeśli chodzi o dziecięcą psychiatrię, te braki są najbardziej wyraźne. Znacznie wydłużył się czas oczekiwania na miejsce w szpitalu. Ale nawet przy reformie, dostępie do ośrodków środowiskowej opieki psychologicznej, potrzebna jest edukacja, bo jest mała wiedza na temat tego, gdzie z tego wsparcia skorzystać. Mimo że każda szkoła powinna mieć psychologa, nie zawsze on jest.
Jak wygląda sytuacja dzieci, które już są po próbach samobójczych? Czy jest to załatwione systemowo, że ktoś się nimi opiekuje, monitoruje, sprawdza?
Odnoszę wrażenie, że brakuje systemu kontroli nad tym, co później dzieje się z takim dzieckiem. Nie ma jasnych zasad. Dziecko jest wypisywane ze szpitala, ma ustanowioną wizytę kontrolną, ale często przepada w systemie, bo jeśli nigdzie się nie zgłasza, nie informuje, to można założyć, że wszystko jest w porządku, a to niekoniecznie tak jest. System nie wychwytuje też tych sytuacji, kiedy rodzice nie zapewniają odpowiedniej opieki, dziecko nie przyjmuje odpowiednich leków i to też są sytuacje zagrażające jego zdrowiu bądź życiu. Bywa, że lekarze, pod natłokiem wizyt, pobieżnie traktują takich pacjentów; brakuje bardziej wnikliwego wywiadu. Ale jest coraz więcej psychologów, fundacji, organizacji pozarządowych, które też biorą na siebie ciężar rożnego rodzaju konsultacji, zapewnienia wsparcia. Najtragiczniej wygląda sytuacja dzieci i młodzieży z małych miejscowości, ośrodków wiejskich. Z jednej strony większy jest stygmat związany z trudnościami psychicznymi, a z drugiej – mniejsza dostępność pomocy. Przydałyby się tu rozszerzone programy na poziomie szkół. W Polsce istnieje obowiązek szkolny, więc skierowanie tam pomocy, zwiększenie programów profilaktycznych to są zdecydowanie działania, które powinny się tam wydarzać. Podobnie, jak edukowanie pracowników oświaty, policjantów dotyczące reagowania na sytuacje, w których pojawiają się u dzieci myśli samobójcze, czy pojawia się u nich kryzys psychiczny.
Możesz wesprzeć Fundację Dajemy Dzieciom Siłę, przekazując 1,5% podatku na rzecz telefonu zaufania 116 111. KRS 0000 20 44 26.