Mają ponad 80 lat i mówią: Życie jest piękne
Wszyscy już dawno skończyli 80 lat, ale nie poddają się wiekowi. Aleksandra Durlik, Stanisław Maciejewski i Jan Morawiec są cały czas aktywni. Biegają, chodzą z kijkami, piszą książkę. Pokazują innym, jak warto żyć.
Jan Morawiec (1 stycznia tego roku skończył 84 lata) właśnie wrócił z treningu. Co drugi dzień pokonuje 16-17 kilometrów. - To, że biegam co drugi dzień, nie znaczy, że w pozostałe odpoczywam - zapewnia pan Jan. - Gimnastykuję się, truchtam, spaceruję, robię rozgrzewki. Nie może być tak, że jest dzień, w którym nie trenuję.
Kiedyś biegał 600 kilometrów miesięcznie, dziś tylko 240-250. Ma kilka ulubionych tras. Biega w okolicy lotniska Lublinek. Lubi pobiec do Pabianic, Konstantynowa Łódzkiego. Wybiera leśne trasy. Na asfaltowe, twarde decyduje się, gdy robi sobie sprawdzian przed zawodami.
Mistrz świata i 120 maratonów
W mieszkaniu Jana Morawca w bloku na łódzkiej Retkini pełno jest pucharów, medali, dyplomów, pamiątek sportowych. Wiele z nich zdobył, gdy zaczął startować jako senior. Żona Jadwiga z dumą wymienia sukcesy męża: - Dwa razy był mistrzem świata w maratonie w kategorii dla ludzi, którzy skończyli 80 lat. Tytuły zdobywał w Brazylii i Francji. Był mistrzem Europy, wicemistrzem. Został też mistrzem Polski w biegu na 100 metrów, ale w niższej kategorii wiekowej, bo 65-70 lat. Te 100 kilometrów przebiegł w 9,5 godziny. My z synem jechaliśmy za nim samochodem, by podawać picie i jedzenie.
Jan Morawiec twierdzi, że bez sportu, biegania nie mógłby żyć. Urodził się w 1933 roku na łódzkich Bałutach, w pobliżu toru kolarskiego „Społem”. Uprawiał kolarstwo, boks, a potem lekkoatletykę. Specjalizował się w biegach na długich dystansach. Był kilka lat w kadrze Polski. Karierę zakończył w 1968 roku, ale zaraz zaczął startować w zawodach dla weteranów. I tak jest do dziś.
- Kiedyś bieganie nie było tak popularne jak dzisiaj - wspomina pan Jan. - Ja jednak biegałem cały czas. Gdy ludzie widzieli mnie biegającego po parku to pukali się w głowę, wyzywali od „czubków”, albo jeszcze gorzej. Dzisiaj widok biegaczy nikogo nie dziwi.
W sumie przebiegł ponad 120 maratonów. Jego pobity całkiem niedawno rekord życiowy to 4 godziny i 4 minuty. W ubiegłym roku trasę maratonu pokonał w 4 godziny i 12 minut.
- Ale wiem, że z każdym rokiem, czym jestem starszy, będę te wyniki miał coraz gorsze - przyznaje pan Jan. Jego żona dodaje zaraz, że mężowi wielką satysfakcję daje to, że gdy teraz startuje w maratonie, z dużo młodszymi ludźmi, nie jest ostatni. Plasuje się w połowie stawki. W kwietniu wystartuje w maratonie Orlenu w Warszawie. Planuje też wystąpić w półmaratonie w Goślinie. Ma też swoje marzenie. Chciałby pobić rekord świata w maratonie w kategorii ponad 85 lat. Jest tylko jeden problem. Musi czekać rok, by osiągnąć odpowiedni wiek. Rekord to 4 godziny 34 minuty i 55 sekund.
- Mam nadzieję, że się uda - zapewnia łódzki maratończyk.
- Wiem też, że wiek, organizm ma swoje prawa. Kiedyś zaczęło się biegać, kiedyś trzeba będzie skończyć.
W PCK 62 lata
Stanisław Maciejewski jeszcze w ubiegłym roku był jednym z najstarszych dyrektorów Polsce. Ale w lipcu przeszedł na emeryturę. Miał 87 lat. Dyrektorem łódzkiego zarządu Polskiego Czerwonego Krzyża był przez 44 lata.
- Ale z PCK jestem związany znacznie dłużej - zapewnia pan Stanisław. - Członkiem zarządu byłem 62 lata. PCK było całym moim życiem.
Stanisław Maciejewski urodził się w 1929 roku w Katowicach, ale jego rodzice pochodzili z okolic Łęczycy. Jego tata był policjantem i dostał przydział właśnie do Katowic. Po maturze, którą Stanisław Maciejewski zdał w Turku, przyjechał do Łodzi na studia. Chciał zostać dziennikarzem, ale akurat studium dziennikarskie przeniesiono do Warszawy. Skończył więc prawo na Uniwersytecie Łódzkim. Zaczął pracować w Zakładach Przemysłu Bawełnianego im. Ludwika Waryńskiego „Lodex” w Łodzi. Był kierownikiem działu organizacyjno-prawnego. Został też szefem zakładowego koła PCK. I tak zaczęła się jego przygoda z tą organizacją.
- Należę do pokolenia harcerzy, więc ta praca bardzo mi odpowiadała - wyjaśnia pan Stanisław. - Dostałem propozycję, by wejść do zarządu łódzkiego PCK. Byłem tam jedynym nie z partyjnego nadania. Zauważono moją pracę, pasję. Wszedłem do Zarządu Głównego PCK i zostałem dyrektorem łódzkiego biura.
Praca w PCK była dla Stanisława Maciejewskiego wielką pasją. Poświęcał jej wszystko, często kosztem rodziny.
- Czasem żona, córki narzekają, że poświęcałem im za mało czasu
- śmieje się pan Stanisław.
W lipcu przeszedł na emeryturę. W Warszawie, na zjeździe krajowym PCK, żegnano go oklaskami. Jego następczynią została Jolanta Chełmińska, były wojewoda łódzki. Ale on dalej nie może żyć bez PCK.
- Nie ma tygodnia, bym nie był w biurze PCK przy ul. Piotrkowskiej - mówi pan Stanisław. - Jestem społecznym doradcą pani dyrektor. Mam nawet w biurze swój pokój.
Stanisław Maciejewski przyznaje, że dalej wstaje o tej samej godzinie, gdy chodził do pracy. Ale zamiast do biura idzie do sklepu po zakupy. Pisze też książkę, swoje wspomnienia z czasów pracy w PCK.
92. urodziny w parku z kijami
Aleksandra Durlik niedawno skończyła 92 lata. Codziennie dopytuje córkę, kiedy znów pójdą na „kije”. Od dwóch i pół roku nordic walking stał się wielką pasją łodzianki.
- Córka mnie namówiła - wyjaśnia pani Aleksandra. - Przeczytała w internecie, że na łódzkich Stawach Jana są takie zajęcia i poszłyśmy. Spodobało mi się. Mamy bardzo miłego kierownika, to znaczy trenera. Przed spacerem robi nam gimnastykę. Nawet mi tam 92. urodziny wyprawili. Był tort. Przyjechał wiceprezydent Tomasz Trela.
Aleksandra Durlik pochodzi z okolic Radomia. Przez wiele lat razem z mężem prowadzili kiosk Ruchu. W 1980 roku przeprowadzili się do Łodzi. Mieszkała tu ich córka Grażyna, która przyjechała do Łodzi na studia i została. Mąż pani Aleksandry zmarł w 1988 roku.
- Namówiłam mamę na „kije”, bo chciałam ją wyrwać z domu
- tłumaczy jej córka Grażyna Pałatyńska. - Siedziała osowiała, było z nią coraz gorzej. A mama zawsze była pełna energii, miała dużo ruchu. Mój pomysł bardzo się jej spodobał.
- Trener mnie chwali, wszyscy mnie lubią - mówi 92-letnia łodzianka. - Cieszę się, że mam ruch. W naszej klatce mamy sąsiadkę, która wychodzi tylko do sklepu, a tak cały czas siedzi w domu. Tak nie można, trzeba się ruszać. Trzeba mieć pasję. Wtedy życie smakuje najlepiej.