Małgorzata Mańka-Szulik: Kto płaci, ten wymaga. A my dajemy miliony
Czy miasto znów planuje przekazanie pieniędzy dla Górnika? Dlaczego byli prezesi klubu trafiali do Rady Nadzorczej? Prezydent Zabrza, Małgorzata Mańka-Szulik, odpowiada też na pytanie, kto chciał kupić klub z Roosevelta.
Podczas przedsezonowej prezentacji zespołu Górnika Zabrze usłyszała pani gwizdy. Pomyślała pani w kierunku kibiców: niewdzięczność ludzka nie zna granic?
Uważam, że traktując tamte wydarzenia sportowo, odnieśliśmy ogromne zwycięstwo 4:1. Po pierwsze, frekwencja była imponująca; po drugie, sceneria nowego stadionu fantastyczna; po trzecie, zespół na prezentację wyprowadził trener Marcin Brosz, którego udało nam się przekonać do pracy w Zabrzu, a po czwarte, wspomniany zespół daje nadzieję na sukces. Gwizdy kilku czy kilkunastu kibiców, którzy inaczej wyobrażają sobie pewne działania, nie mogą przesłonić całości. Trzeba być konsekwentnym, mieć wizję i świadomość, w jaką stronę się idzie, a my ją mamy. I każdy prezydent musi się liczyć ze spontanicznym wyrażaniem opinii, także w takiej formie.
Pani zdaniem spontaniczny był też list, jaki kibice wystosowali do pani kilkanaście dni temu?
Kibice są zniecierpliwieni i trochę zmęczeni. Ja to rozumiem, bo też jestem kibicem i też chciałabym, żeby Górnik wygrywał. Jednak w sporcie raz jest z górki, a raz pod górkę, więc cierpliwość jest pożądaną cechą. Zresztą proszę spojrzeć na tabelę w ekstraklasie. Ci, którzy byli na górze, teraz są na dole. Sport uczy pokory.
Akurat Górnik częściej ma ostatnio pod górkę. Kogo wini pani w największym stopniu za spadek z ekstraklasy.
Klub zapłacił wysoką cenę za zmianę trenera Adama Nawałki. Wtedy znaleźliśmy się w nagłej nowej sytuacji. Ale zaczęłabym od przypomnienia znacznie wcześniejszego spotkania z kibicami, podczas którego domagali się zwolnienia tego szkoleniowca. Uważałam jednak, że komuś muszę zaufać, a dla mnie Nawałka i jego koncepcja byli bardzo sensowni i wiarygodni. Ten kredyt zaufania został spłacony w obie strony, bo przecież Nawałka też nie został powołany do kadry za to, że w Górniku przetrwał, tylko za to, że odniósł w nim sukces. Wracając do pytania - decyzja o zatrudnieniu Leszka Ojrzyńskiego wydawała nam się słuszna, wszyscy wiązali dużo nadziei z jego przyjściem. Ale coś zazgrzytało i nie wypaliło...
Nie wspomina pani, że wcześniej był Robert Warzycha. Dlaczego musiał odejść?
To bardzo długa opowieść, ale nie chcę jej snuć. Ujmę to tak - w tym przypadku powstało bardzo duże napięcie i zniecierpliwienie ze strony kibiców.
Jeszcze częściej niż trenerzy zmieniani są w klubie prezesi.
To bardzo niewdzięczne i trudne stanowisko, na które staramy się znaleźć jak najlepszych kandydatów. Proszę popatrzeć na prezesa Zbigniewa Waśkiewicza. Wydawał się idealnym człowiekiem, z doświadczeniem w zarządzaniu uczelnią, z mocną pozycją w świecie sportu. Podobnie było z Markiem Pałusem, przecież on wywodził się ze sportowego środowiska. Różne czynniki zadecydowały o tym, że ich misja się nie powiodła.
Ale prezes Waśkiewicz podobno prezesem nie był?
Za każdym razem w takich sytuacjach czuję duży zawód, że coś gdzieś nie zadziałało, że ktoś czegoś nie dopatrzył. Podobnie było przy zaskakujących pierwszych wypowiedziach pana Pałusa, który mówił, że na piłce się nie zna, a część uposażeń piłkarzy płaci ZUS...
To jednak pani zatrudnia tych ludzi. Nie ma pani do siebie pretensji?
Zatrudniani przeze mnie prezesi mają wszelkie zalety dobrych zarządców. Ale naprawdę trudno jest uporządkowywać przestrzeń sportową z rundy na rundę, gdy zmieniają się piłkarze i trenerzy, gdy wiele spraw zaczyna się od nowa. Wielu osobom wydaje się, że sprostają zadaniu, ale gdy już zasiądą w tym fotelu, okazuje się, że rzeczywistość jest inna. Zresztą ostatnie tygodnie pokazały, że także w innych klubach prezesi odchodzą i są zastępowani przez innych. Warto też przypomnieć, że gdy Allianz wchodził do klubu, to podzieliliśmy się z nim kompetencjami i działaniami. My mieliśmy budować stadion, do czego się zobowiązaliśmy, a Allianz miał zarządzać klubem. I to on wtedy powoływał prezesów, Jędrzeja Jędrycha czy Łukasza Mazura.
Wieść gminna niesie, że to pani zarządza klubem i podejmuje wszystkie decyzje. Na co zarząd i Rada Nadzorcza mogą sobie pozwolić samodzielnie?
Rada Nadzorcza kontroluje i mobilizuje zarząd. Ich rozmowy odbywają się często. Zasadniczo dwa razy w roku rozmawiam z nimi szeroko o Górniku, ale ponieważ klub znalazł się w szczególnym miejscu, jest potrzeba częstszych spotkań. Nie stać mnie na to, by odbywało się to raz na tydzień, ale gdy się realizuje duże projekty, trzeba im poświęcać dużo czasu. Jako większościowy akcjonariusz mam oczywiście prawo głosu przy wszystkich ważnych kwestiach, ale to trener, zarząd i Rada Nadzorcza muszą działać na bieżąco. Bądźmy jednak szczerzy: kto płaci, ten wymaga. A mówimy o ogromnych pieniądzach, o milionach złotych, które muszę zdobywać przekonując radnych. I muszą to być decyzje racjonalne.
Cechą charakterystyczną polityki personalnej Górnika był fakt, że kilku z byłych prezesów znalazło miejsce w Radzie Nadzorczej klubu.
Zarządzanie klubem sportowym to trudna działka. Artur Jankowski pracował jako prezes w krytycznym momencie finansowym, ale zgłębił dzięki temu tajniki, które pozwalają mu inaczej patrzeć na klub. Podobnie jest z Tomaszem Młynarczykiem, który przez kilka miesięcy ratował sytuację, gdy nikt inny takiej misji nie chciał się podjąć. Stąd ich miejsce w Radzie Nadzorczej.
Bartosz Sarnowski, czyli desant znad morza, to antidotum na śląskich prezesów, którzy nie dali rady? Żaden z nich nie wywodził się zresztą z Górnika...
Oczywiście, że z przyjemnością mianowałabym na to stanowisko kogoś od lat związanego z Górnikiem. Ale proszę mi wskazać taką osobę, bo ja takiej nie widzę. Mam wrażenie, że prezes Sarnowski, który pracuje bardzo intensywnie, potrafi przejść ścieżkę, jaką mu nakreśliliśmy. Z rozmowami z piłkarzami poradził sobie bardzo dobrze, bo żaden z zawodników, których chcieliśmy, nie opuścił klubu z naszej winy i każdy dostał przyzwoity kontrakt. No ale są jeszcze rozmowy z kibicami...
Bardzo często pani wspomina właśnie o kibicach, o ich emocjach i zniecierpliwieniu. Czy nie odgrywają zbyt dużej roli?
Oni są bardzo ważnym elementem Górnika. Obecny prezes musi nad współpracą z nimi popracować. W mojej ocenie ta działka nie jest przez niego do końca wypełniona. I będę nalegała, żeby z nimi rozmawiał.
Nawiązuje pani do swojej dyskusji z kibicami, będącej efektem wspomnianego wcześniej pisma?
Ja zawsze jestem gotowa do takich rozmów, bo wszystkim nam leży na sercu dobro klubu, zresztą sama jestem kibicem.
A jest pani gotowa oddać jedno miejsce w Radzie Nadzorczej Górnika dla ich przedstawiciela?
Przecież to był mój pomysł sprzed wielu lat. Proponowałam, żeby jednego z przedstawicieli mniejszościowego, rozproszonego akcjonariatu, włączyć właśnie do Rady. Pod warunkiem, że taka osoba spełni wszystkie wymagane warunki. Powstaje zresztą pytanie, czy wszyscy obecni członkowie tego gremium powinni tam zasiadać. Może tu też trzeba zmian, bo widzimy, że nie każdy chce brać odpowiedzialność i działać w sposób odpowiedzialny. Dopuszczenie przedstawiciela rozdrobnionego akcjonariatu powinno dać Radzie może nie głos rozsądku, ale głos precyzujący oczekiwania tej grupy. Postulatów kibiców jest zresztą więcej, ale musimy się przyjrzeć możliwościom ich realizacji. Przede wszystkim powiem jednak jasno, że Górnik ma najlepszych kibiców w Polsce, którzy dla klubu zrobią wiele. Oczywiście można im wrzucić kilka kamyczków do ich ogródka, ale naprawdę są z Górnikiem na dobre i na złe.
A nie miała pani ostatnio trudnych rozmów z władzami Gliwic?
Na pewno chodzi panom o zajścia związane z flagami Piasta...
I związane z ich kradzieżą wpisy Grzegorza Kasprzika na portalach społecznościowych.
Żaden polityk czy prezydent miasta nie będzie się bawił w takich sytuacjach w gorące telefony. To naganne wybryki, ale ten obszar obsługują inne służby.
Jeśli mowa o ludziach zarządzających klubem. Podobno w zarządzie klubu pojawi się kobieta...
Nie jest tajemnicą, że chcemy wzmocnić zarówno klub, jak i Spółkę Stadion, osobą znającą realia pracy w korporacji. Taką jest Katarzyna Wierska (była prezes Tauron Obsługa Klienta - przyp. red.). Jej zakres obowiązków obejmie obszary w obu spółkach.
Wchodzi w grę połączenie klubu i Stadionu?
Nie ma takiej możliwości. Ale sprawy kadrowe, finansowe i księgowe muszą być robione dobrze i najlepiej wspólnie. Spojrzenie jednym okiem może w tym pomóc. Bo Spółka Stadion jest oprawą dla Górnika i powinna go wspomagać. To jest korporacyjne zadanie i najlepiej poradzi sobie z tym właśnie kobieta.
Czy w rubryce finanse może pojawić się duży sponsor, taki na miarę Allianzu?
Niewielu klubom udało się pozyskać sponsora generalnego, a nam się taka sztuka udała. Gdyby nie powódź i kilka innych spraw, pewnie byłoby inaczej. Ale może to dobrze, że klub i Stadion mogą razem współpracować na drodze do sukcesu, do jakiego - jestem przekonana - zmierzamy. A nad pozyskaniem nowego sponsora pracuję tak intensywnie, jak wtedy przy pozyskaniu Allianzu. Ale to nie jest łatwa sprawa, bo nie jest tak, że możemy wybierać i przebierać, raczej trzeba przekonywać. Bywa też i tak, że nie z każdym my chcemy iść pod rękę.
Czy te starania dodatkowo komplikuje sytuacja polityczna i punkt widzenia rządzącej partii na finansowanie sportu przez spółki Skarbu Państwa?
Szczerze mówiąc, nie widzę różnicy w porównaniu do ostatnich kilku lat. Oczywiście zmieniły się realia gospodarcze, od czasów, gdy Górnik zdobywał swoje czternaście tytułów, minęła epoka. Górnictwo, budujące wtedy potęgę klubu, ma mnóstwo problemów, więc o współudziałowca z tej branży będzie bardzo trudno.
Pani prezydent, jest pani gotowa sprzedać albo oddać Górnika?
Raczej chodziłoby o rozsądne przejmowanie działań. Jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia z Allianzem, bo tamten okres miał dużo plusów, ale i słabsze strony, które pozwalają nam dziś budować inne spojrzenie na pozyskanie nowego sponsora. Robimy to przede wszystkim bardziej ostrożnie. Górnik zasługuje na dobrego współza-rządzającego, ale musi to być zbudowane bardzo rozsądnie i spokojnie, bo w takim mechanizmie są dziesiątki małych pułapek. Nie chciałabym, żeby klub się posypał po raz kolejny, zwłaszcza że budujemy go stabilnie. Zresztą ostatnie doświadczenia innych klubów pokazują, jak to wszystko może wyglądać. Druga strona, która siada przy stole, naprawdę musi budzić zaufanie.
A ilu chętnych przyjęła pani w swoim gabinecie?
Nikt się nie zgłosił, a mimo obciążonego kalendarza nietrudno się ze mną umówić.
Media często łączyły z potencjalnym przejęciem Górnika pana Mateusza Juroszka, właściciela STS-u.
No cóż, może reklama jest dźwignią handlu.
A propos handlu... Ile wynosi obecnie dług Górnika? Raport Ekstraklasy za rok 2015 wykazuje 52 mln zł, w których znajdują się też warte 35 mln obligacje. Pozostałe 17 mln nie brzmią optymistycznie.
W pozostałej kwocie są też zobowiązania właścicielskie, a także wobec Allianzu, z którego przedstawicielami spotykam się na bieżąco. Nie jest to więc jak na warunki polskiej piłki wielka kwota, w dodatku naszym atutem są wpływy z dnia meczowego, które zapewnia nam nowy stadion. Osobiście oceniam sytuację, jeśli nie optymistycznie, to przyzwoicie. Znów pojawiają się wpływy z transferów, Arek Milik „oddał” to, co Górnik w niego zainwestował, sprzedaż Romana Gergela też stanowi zastrzyk gotówki.
Przewiduje pani kolejny taki zastrzyk, ale już - po raz kolejny - ze strony miasta?
Będę przekonywała radnych, że na Górnika trzeba patrzeć odpowiedzialnie, a nie da się wspierać klubu bez deklaracji pomocy finansowej. W moim przekonaniu w pozycji finansowej na rok 2017 muszą się znaleźć środki dla Górnika. Tu nie chodzi o duże pieniądze...
Czyli rzędu...
Panowie wiecie, co znaczy niedużo w sporcie. Na pewno nie mówimy o 50 tysiącach, bo taka kwota byłaby żartem, ale też nie o kilkudziesięciu milionach, bo na tyle nie możemy sobie pozwolić. Górnik sam musi stawać coraz mocniej na nogach. Po to jest też nowy stadion, by na nim zarabiał. Właśnie dlatego powołaliśmy członka zarządu, który będzie działał w tym kierunku, między innymi wynajmowania loży i organizowania różnych wydarzeń.
Udzielając gwarancji na obligacje zakładano, że docelowo Górnik sam będzie je spłacał. Wierzy pani, że to się kiedykolwiek uda?
Tak. To jest możliwe. Górnik jest spółką jak każda inna i zbilansowanie jej finansów jest jednym z celów jej funkcjonowania.
Kiedy poznamy jasny podział pieniędzy pomiędzy klub i spółkę Stadion?
Górnik jest szpicą, na którą trzeba pracować. Gdyby Spółka Stadion chciała wyszarpać z tego na przykład dwadzieścia groszy więcej, to ktoś musiałby je dołożyć, czyli albo sponsor, albo miasto. Spółka musi pracować dla Górnika. Dlatego nowy członek zarządu będzie zarządzać finansami i tu, i tu, żeby wypracować odpowiedni model, bo przecież utrzymanie samego stadionu też kosztuje. Ale Spółka ma obszary, na których może zarabiać, jak powierzchnia wynajęta już pod fitness czy wspomniane loże. Ale dzień meczowy powinien należeć do Górnika.
A kiedy powstanie czwarta trybuna?
Mamy przepiękny stadion i mamy wizję zbudowania czwartej trybuny. Musimy jednak działać rozsądnie. Właśnie budujemy strefę ekonomiczną i wypełniamy ją inwestorami, zbieramy w ten sposób potencjał inwestycyjny. Żeby wydać, musimy zarobić. Stadion jest oczywiście areną spotkań sportowców i kibiców, ale jest też piękną przestrzenią architektoniczną. Na pewno obiekt zostanie dokończony bez względu na sytuację sportową klubu. Mam przekonanie, że pierwsze kroki zostaną wykonane jeszcze w tej kadencji samorządu.
Przed rozpoczęciem budowy stadionu Ministerstwo Sportu obiecało dofinansowanie w wysokości 50 procent. I...
I my się wywiązaliśmy z obowiązków. Na nasz wniosek nie dostaliśmy odpowiedzi, ale na razie nie ponaglamy, bo widzimy, że są w tym sektorze inne potrzeby inwestycyjne. Ale mamy nadzieję, że w polityce rządowej także takie wnioski znajdą zrozumienie, Nie chcemy się jednak uzależniać od wielkiej polityki. Mamy ambicje społeczne i lokalne.
Przejdźmy do kwestii sportowych. Brak dyrektora sportowego to rozwiązanie, delikatnie mówiąc, niestandardowe.
Ależ my takiej osoby szukamy i nie możemy znaleźć. Bo chcemy dobrego dyrektora sportowego, a nie osoby, której się wydaje, że takim jest. I to jest rola prezesów. To oni mają znaleźć profesjonalistę. My od siebie wymagamy bardzo dużo, inni też powinni. Jak znajdziemy kogoś z odpowiednimi predyspozycjami, to go zatrudnimy.
W Katowicach na awans do Ekstraklasy czekają już dziesięć lat. Ostatecznie miasto postawiło klubowi dwuletnie ultimatum, które mija w tym sezonie. Górnik ma podobny „dedlajn”?
Trener Marcin Brosz przyszedł do Górnika, żeby z nim awansować. Ma do wykonania kawał pracy i to może nie nastąpić natychmiast, ale w jak najszybszym terminie.
A jeśli się nie uda?
Staramy się patrzeć realnie, ale widać, że Górnik z każdym meczem wygląda lepiej. To jest sport, piłka jest okrągła, bramki są dwie, a z Górnikiem każdy wygrać chce. Ale zapraszam panów na spotkanie po obecnym sezonie, gdy będziemy fetować awans.
Historia w pigułce
Klub z Zabrza ma na swoim koncie czternaście tytułów mistrzowskich, cztery wicemistrzowskie i siedem brązowych medali. Sześciokrotnie zdobywał Puchar Polski. W sezonie 1969/70 jako jedyny polski klub zagrał w finale europejskich pucharów.
Ostatnie lata są jednak chude - z trzech spadków z Ekstraklasy dwa są wyjątkowo świeże: z 2009 i 2016 roku.
Korowód prezesów i trenerów
Licząc od 1 stycznia 2010 w fotelu szefa klubu zasiadało siedmiu prezesów plus jeden pełniący obowiązki, natomiast zespół prowadziło dziewięciu szkoleniowców, w tym dwukrotnie Robert Warzycha, który w przerwie uzupełniał wykształcenie.