Małgorzata Markiewicz: Bardzo wierzę w naszą piosenkę „World Can Wait”
- Eurowizja to kolejne marzenie z dzieciństwa - zawsze chciałam reprezentować nasz kraj na tym największym wydarzeniu muzycznym w Europie i czuję się na to gotowa - mówi wokalistka Małgorzata Markiewicz
Utwór „World Can Wait” to pani propozycja na Eurowizję. Liryczna, głęboko refleksyjna piosenka ma szansę przebić się w preselekcjach?
Chcę o to zawalczyć, i to z kilku powodów. Po pierwsze, postanowiliśmy z producentem muzycznym Albertem Stensenem stworzyć utwór, który podobałby się nam obojgu. Nie chcieliśmy wykonywać typowej i oczywistej kalkulacji na potrzeby konkursu Eurowizji, na którym istnieje określony styl wiodący. Staraliśmy się nie kierować muzycznym wyrachowaniem. Dzięki temu powstał utwór, który jest z nami spójny, z tym, co robimy, jak postrzegamy muzykę. Liryczny utwór z szeroką frazą to zamysł Alberta, który jest jednocześnie jego głównym kompozytorem. Utwór ma w sobie mnóstwo spokoju, a jednocześnie dużo jest w nim napięć emocjonalnych, które słychać w warstwie harmoniczno-melodycznej oraz instrumentacji opartej na orkiestrze smyczkowej. Autorką tekstu jest Iza Krzemińska, która wpadła na pomysł, aby napisać o relacjach międzyludzkich, o tym, że żyjemy w czasach niepokoju i niepewności. Obie jesteśmy z wykształcenia psycholożkami i te tematy są nam bliskie. Psychologowie alarmują, że wśród ludzi na całym świecie panuje kryzys, że potrzebujemy spokoju, silnych więzi międzyludzkich, które dają poczucie stabilności i bycia razem w trudnych momentach.
Dlaczego chce pani walczyć o występ w Eurowizji? Co ten festiwal wniesie do pani artystycznych celów?
To moje kolejne muzyczne marzenie. Realizacja muzycznych marzeń zaczęła się w moim życiu bardzo wcześnie, miałam zaledwie 13 lat, jak wygrałam finał „Szansy na sukces”. Później zostałam laureatką festiwalu w Opolu, następnie brałam udział w międzynarodowych konkursach, zdobyłam wiele Grand Prix, które dały mi poczucie, że jestem we właściwym miejscu, że śpiew, muzyka jest moim przeznaczeniem. Eurowizja to kolejne marzenie z dzieciństwa - zawsze chciałam reprezentować nasz kraj na tym największym wydarzeniu muzycznym w Europie i czuję się na to gotowa.
To dlaczego dopiero teraz?
To moment, w którym mogę to zrobić. Pięć lat temu zostałam mamą - urodziła się nasza córeczka, następnie na świat przyszedł synek. Sporo się działo w życiu prywatnym, więc muzyka odeszła na dalszy plan, ale dziś dzieci są w takim wieku, że mam już więcej przestrzeni dla siebie. Rok temu obiecaliśmy sobie z Albertem Stensenem, że stworzymy utwór na Eurowizję i dotrzymaliśmy słowa. Artystę, który będzie reprezentował nasz kraj, wybierze na początku przyszłego tygodnia pięcioosobowe jury, specjalnie powołane na ten konkurs. Czekamy na ten moment. Jestem bardzo wdzięczna Albertowi, że postawił na utwór liryczny, bo jestem przekonana, że będzie się wyróżniał. Jeśli dostaniemy szansę i wystąpię na Eurowizji, to myślę, że europejska publiczność go zapamięta.
Z jakimi uczuciami bierze pani udział w preselekcji, jak ocenia swoje szanse?
Startuję z dużym spokojem i zaufaniem, że będzie, co ma być. Spotykam się z bardzo pozytywnym odbiorem naszej piosenki. Może nie jest typowym utworem, jakie znamy z Eurowizji, czyli nie jest skoczny, z pląsającym artystą na scenie, ale właśnie dlatego uważam, że ma dużą szansę zaistnieć. Historia konkursu Eurowizji pokazuje, że większość jego zwycięzców stawiała na oryginalność, czasami sięgając po dość kontrowersyjne środki. Producent „World Can Wait” - Albert Stensen postawił na balladę, która przywołuje stylistykę utworów ze złotej ery Hollywood; niektórym kojarzy się z filmem „Śniadanie u Tiffany’ego”, jeszcze inni piszą w komentarzach pod klipem porównując klimat piosenki do utworu „Bewitched”, za który wokalistka Laufey dostała tegoroczną nagrodę Grammy. Bardzo wierzę w naszą piosenkę „World Can Wait”, bo wydaje mi się, że kompozycja Alberta jest ponadczasowa. Dostaję też dużo ciepłych słów, wspaniałych komentarzy pod utworem również od innych uczestników preselekcji, co jest niezwykle miłe.
Co przy pracy z Albertem Stensenem nad tą piosenką było dla pani wyzwaniem?
Znam Alberta Stensena od wielu lat, dzięki mojemu mężowi i ich przyjaźni. Uwielbiam z nim pracować, bo wiem, że mogę mu w 100% zaufać. Ma niezwykłe wyczucie przy komponowaniu i produkowaniu utworów. Mieliśmy już okazję działać przy innych projektach i zawsze przy tej okazji miałam dużą frajdę z tej współpracy. Sam utwór powstawał w atmosferze radości i ekscytacji, że robimy coś wspólnie. Od razu przyjęliśmy też pewne założenia co do naszego eurowizyjnego utworu i byliśmy w tym bardzo zgodni. Jednym z tych założeń było postawienie na instrumentację opartą na orkiestrze smyczkowej i fortepianie. Nagrania przeprowadziliśmy metodą hybrydową, dzięki temu brzmienie orkiestry smyczkowej uzyskaliśmy dzięki zaledwie czterem instrumentalistom. To zadanie powierzyliśmy: Tomkowi Słowikowskiemu - wiolonczeliście, Michałowi Zaborskiemu - altowioliście oraz Kamili i Lucjanowi Szalińskim-Bałwas, którzy nagrali pierwsze i drugie skrzypce. Myślę, że wyzwaniem przy tej produkcji był czas, bo mieliśmy go niewiele, i to, że cały utwór musiał zmieścić się w trzech minutach - taki jest wymóg konkursowy. Ale na moim kanale YouTube można przesłuchać tak zwaną full version.
Jak psychologia pomaga artystce, a w jaki sposób muzyka pomaga psychologii, jak to się u pani łączy i przenika?
Skończyłam jednolite studia magisterskie z psychologii, ale nie miałam okazji pracować w zawodzie, ponieważ od dziecka pracuję jako wokalistka. Ale znajomość psychologii pomaga w relacjach interpersonalnych, bo zawód, jaki wykonuję, oznacza współpracę z różnymi ludźmi, o różnych osobowościach i problemach. Dzięki studiom psychologicznym wzrosła moja tolerancja na drugiego człowieka, na zrozumienie jego złożoności, co też pozwoliło mi na większy dystans.
Wspomniała pani o kryzysie ludzkości - na czym on polega? Co dziś ludzi najbardziej dzieli?
W kontekście piosenki, autorka - Izabela Krzemińska opisuje nasze emocje w dzisiejszym nieprzewidywalnym, pełnym niepokojów świecie. Podkreśla, że wszyscy żyjemy na dużej adrenalinie i przebodźcowaniu, mamy podwyższony poziom lęku i zaburzone poczucie bezpieczeństwa. Tylko poczucie jedności z drugim człowiekiem, dobre relacje z rodziną, z przyjaciółmi sprawiają, że zdobywamy rodzaj odporności psychicznej, która pomaga nam funkcjonować w tym trudnym czasie - „World Can Wait... - Świat poczeka, najpierw powinniśmy poczuć jedność”. Dużo się teraz mówi o kryzysie ludzkości, o zdrowiu psychicznym. Niedawna pandemia, wojny, to wszystko pokazuje nam, co w życiu jest priorytetem i jak istotną rolę odgrywają relacje międzyludzkie. Zdrowe związki między ludźmi dają poczucie harmonii i spokoju, są zbawienne dla zdrowia i naszego egzystowania. Myślę, że współpraca Alberta i Izabeli na bazie warstwy muzycznej i tekstowej fajnie się łączy, bo muzycznie utwór jest poprowadzony z dużym spokojem, ma być balsamem, ciszą i harmonią w kontrze do tego, co głośne, agresywne. Jednocześnie utwór niczym narracja w filmie ma dużo napięć emocjonalnych, które są podkreślane wyrafinowaną harmonią Alberta i doskonale uzupełnione warstwą tekstową Izy.
Jakie znaczenie dla pani ma ta piosenka, na ile wyraża ona pani doświadczenia osobiste, życiowe?
Przede wszystkim teraz jestem na etapie cieszenia się tym utworem. Uważam go za jeden z ciekawszych spośród tych, które miałam okazję wykonywać, wykonuję i będę wykonywać pewnie przez najbliższy rok. Jest też spójny z moimi doświadczeniami. Ostatnie lata, poczynając od 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia, nie były łatwe. Akurat wtedy promowałam swój autorski album i musiałam przerwać wszystkie koncertowe plany, wszystko raptem się ucięło. Do tego przedwcześnie urodziłam synka, to był stresujący okres, martwiliśmy się o jego zdrowie. Na szczęście wszystko dobrze się ułożyło. Niemniej w wyczerpaniu człowiek potrzebuje spokoju i harmonii, nadziei na lepszy świat i to mi również jest bliskie.
Jakie są pani sposoby na budowanie tej harmonii?
Mam bardzo dobre zaplecze. Jestem tym szczęśliwcem, że miałam spokojny dom, kochających rodziców, wspaniałą siostrę, z którą się wspieramy i jesteśmy dla siebie najlepszymi przyjaciółkami. A dodatkowo miałam cudowną babcię, z którą byłam bardzo blisko, która podzielała moje pasje muzyczne i była moim największym fanem. Babci dedykowałam swoją autorską płytę, ponieważ ona zawsze marzyła o tym, żeby śpiewać i podobno pięknie śpiewała, sporo ludzi pamięta jej głos. Babcia była osobą o cudownym podejściu do świata. Mam wrażenie, że to jej podejście w znaczący sposób zapisało się w mojej psychice, dało mi poczucie siły nawet w tych trudnych momentach, kiedy świat przysłowiowo wali się na głowę. Mam w sobie dużo tego babcinego optymizmu i staram się zachowywać spokój. Dziś babci już nie ma, ale są moi rodzice, siostra, mąż, no i dzieci, które są teraz moim światem. To daje mi dużo siły i ustawia priorytety. Dodatkowo mam szczęście wykonywać zawód, który jest moją największą pasją. Jeśli sprawy prywatne i zawodowe są w harmonii, to mam poczucie szczęścia i spełnienia.
Co sprawiło, że wybrała pani to, co robi i że to pani kocha? To też pytanie o pani ulubione momenty związane z twórczością.
To długa historia, bo ja bardzo wcześnie zaczęłam. Śpiewanie jest dla mnie czymś organicznym i towarzyszyło mi od dziecka. Pamiętam te sceny, kiedy siedziałam z siostrą i babcią przed telewizorem i oglądałyśmy największe wydarzenia muzyczne, czyli festiwal opolski, festiwal w Sopocie, a później Eurowizję. Marzyłyśmy o tych wielkich scenach. Pochodzę z muzycznej rodziny, dziadek ze strony taty śpiewał w chórze, tata świetnie gwiżdże, ma dobry słuch muzyczny. Wujkowie ze strony mamy grają na instrumentach, babcia śpiewała, dziadek grał i podobno miał słuch absolutny. Od przedszkola występowałam na scenie. Kiedy po raz pierwszy zadebiutowałam w telewizji jako 13-latka, moja kariera potoczyła się bardzo szybko i w zasadzie wszystkie te marzenia z dzieciństwa mi się spełniły, i to z nawiązką. W tamtym czasie spełniły się też rzeczy, o których nawet nie marzyłam. W tym sensie też ważny jest dla mnie festiwal Eurowizji, bo zawsze marzyłam, żeby reprezentować nasz kraj za granicą. Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiła, że śpiewam - kiedy w 1999 roku wygrałam finał „Szansy na sukces” i pojechałam do Opola, to ten mój opolski występ skomentował w czasopiśmie „Tylko Rock” Czesław Niemen, który był podczas koncertu debiutów incognito na widowni opolskiego amfiteatru. Dodatkowe słowa wsparcia od niego przekazała mi kilka tygodni później podczas festiwalu dziecięcego, na który dostałam zaproszenie od organizatorów, Natalia Niemen (która była w jury festiwalu). To dla mnie bardzo ważne słowa, które w chwilach zwątpienia dodają mi siły. Pewnie dlatego nadal wykonuję ten zawód, bo o ile łatwo jest zaistnieć, o tyle trudniej jest się utrzymać na tym muzycznym rynku.
Jest w pani życiu taki artysta, taki utwór, który miał największy wpływ na pani wybory, wręcz zmienił życie?
Chyba nie będę tu oryginalna. Największy wpływ miała na mnie Whitney Houston. Była artystką, która niezwykle mi imponowała. Uważam, że wzniosła wokalistykę na najwyższy poziom, bardzo ciężko jest konkurować z jej wykonaniami, one praktycznie są nie do pobicia. Jako mała dziewczynka marzyłam, żeby być taką wokalistką jak ona.
Myślałam, że to będzie Violetta Villas i utwór „List do matki”, którym wygrała pani „Szansę na sukces”.
Na pewno był to utwór, który otworzył mi bardzo wiele drzwi do show-biznesu i do tej pory jest ze mną. Ostatnio na festiwalu w Opolu proszono mnie, żebym wystąpiła z tym utworem po latach. Jestem ogromnie wdzięczna Michałowi Bandurskiemu, który reżyserował koncert „Czas ołowiu” i miał fantastyczny pomysł, aby przypomnieć dawne nagranie i pokazać mnie - małą dziewczynkę z Violettą Villas w programie „Szansa na sukces” i dziś jako dorosłą kobietę. Zresztą z tym utworem koncertowałam na całym świecie, jeździłam po Polsce, byłam na dwutygodniowym tournée z Hanką Bielicką po Stanach Zjednoczonych i w innych miejscach, których już nie wymienię. Bez wątpienia „List do matki” to dla mnie ważny utwór i jestem ogromnie wdzięczna, że go wylosowałam. Chociaż marzyło mi się, żeby zaśpiewać „Józka” Violetty Villas, a nie „List do matki”. Jednak z czasem zrozumiałam, że dobrze się stało i dostałam niezwykły utwór, który jest jednym z najważniejszych utworów w polskiej historii muzyki i jednocześnie był on ulubioną piosenką pani Violetty Villas. Myślę, że ten utwór zawsze już ze mną pozostanie. Dał mi wielką szansę zaistnienia na rynku muzycznym, jest dla mnie mega ważny. Ale ważni są dla mnie też inni artyści, jak Czesław Niemen czy Janusz Skowron, legenda polskiego jazzu, z którym występowałam przez ostatnie lata.
Chyba życie dlatego jest takie ciekawe, że czasem dostajemy nie to, co byśmy chcieli, ale to, co sprawia, że się rozwijamy.
Zgadzam się. Czasem żartuję, że tam, na górze mam bardzo dobrą opiekę, czuję ją, czuję, że potężniejsza siła kieruje moim życiem. Bywa, że coś, co się nam przydarza, traktujemy jakby to był koniec świata, tymczasem otwiera się nowe okno i dostajemy kolejną szansę. Mając świadomość tego, z dużym spokojem podchodzę dziś do wszystkiego, co mnie w życiu spotyka.