Małgorzata Skorupa z Atom Trefl Sopot: Faworytkami to my nie bywamy [ROZMOWA]
O formie drużyny i postawie młodego zespołu w Orlen Lidze rozmawiamy z Małgorzatą Skorupą, środkową bloku Atomu Trefla Sopot.
Jak zdrowie?
Dziękuję, nie narzekam.
Pytam, bo w ten sezon wchodziłaś po kontuzji. Wróciłaś już do formy sprzed urazu?
Wszystko w porządku w sensie fizycznym. Jak ktoś uprawia sport, to zawsze coś dolega. Odpukać, ale długofalowo wszystko wygląda dobrze. Każdy sezon jest inny, inna jest drużyna. W Sopocie też mam inne zadania, niż w innych klubach. Ciężko więc powiedzieć i porównywać formę. Daję z siebie tyle, ile mogę.
Młody zespół Atomu Trefla Sopot po 16 meczach ligowych ma bilans 6-10. Dobry wynik?
Jeżeli miałabym to oceniać realnie, to mimo wszystko na plus. Przed sezonem było wiele osób, które myślały, że będziemy okupować dół tabeli. Tak się nie dzieje. Jestem dobrej myśli. Jeżeli będziemy realizować to, co sobie założyliśmy, to będziemy oscylować koło 10 miejsca w stawce. To oczywiście nie jest cel, bo w tym sezonie miałyśmy za zadanie pokazać się z jak najlepszej strony. Wynik nie jest sprawą pierwszorzędną. Przed nami jeszcze wiele spotkań, w których możemy coś ugrać.
Tak jak zapowiadałaś przed sezonem, jesteście waleczne. Czasem to jednak nie wystarczy...
Mało kiedy gramy jako faworytki. Właściwie to takich sytuacji nie ma. Zawsze musimy gonić, coś robić, żeby wyszarpać swoje. Różnie to nam wychodzi. Ostatnio w meczu z Impelem Wrocław nikt nie naciskał, bo to przecież wiceliderki tabeli. Każdy urwany punkt to byłby taki bonus. Nie wyszło do końca, bo przegrałyśmy 1:3. Mogłyśmy wyciągnąć punkcik. W następnym meczu trzeba ustrzec się tych błędów, jakie wtedy popełniłyśmy.
Z Pucharu Polski też szybko odpadłyście. W ten weekend poznamy zdobywczynie...
Chyba nikt nie zakładał, że zdobędziemy trofeum (śmiech). Szkoda, bo w Muszynie brakowało nam niewiele (atomówki przegrały z Muszynianką po zaciętym meczu 2:3 w 1/8 finału PP - przyp. aut.). Odpadłyśmy, trudno. Ten mecz był jednak dobrym przetarciem. Muszyna zawsze jest wymagającym przeciwnikiem i musiałyśmy się na nią zmobilizować. Przydało się nam to.
Przerwa świąteczno-noworoczna wam nie pomogła, prawda?
Przerwy nigdy do końca nie są dobre. Trzeba wracać do grania i zaczynać praktycznie od zera. Nowa runda to też nowe rozdanie. I tak było w pierwszym po przerwie meczu z Toruniem, o którym wiedziałyśmy wszystko, a realizacja założeń nie wyszła. Taki jest sport. Staramy się grać na maksa, a wychodzi różnie. Czy jesteśmy nieprzewidywalne? To charakterystyka wszystkich młodych zespołów. Ja się z tego trochę wyłamuję (śmiech). Dużo się dzieje i każdy reaguje inaczej na boiskowe wydarzenia.
Za tydzień gracie w Legionowie. To jeden z tych zespołów, które są w waszym zasięgu?
Nie będę ukrywała, że do Legionowa pojedziemy po punkty. To trudny teren i nie mogę przewidzieć, ile tych punktów przywieziemy. Bo jeśli nie z Legionovią, to z kim? Postaramy się skupić na swojej pracy i jeżeli się to uda, to będzie dobrze.
Z Legionowem masz chyba miłe wspomnienia? Tam święciłaś dwa awanse do wyższych lig.
Dobrze mi się tam pracowało. To był fajny czas, zarówno sportowo, jak i pozasportowo. Z Legionowem zawsze będą wiązały się miłe wspomnienia.
A jak zapatrujecie się na przyszłość? Rozmawiacie w szatni o tym, czy w tym składzie dalej chcecie grać w Sopocie?
Po to mamy menedżerów, aby w trakcie sezonu nie zaprzątać sobie głowy nowymi umowami. W tym sezonie play-offy nie są rozbudowane. My się jednak skupiamy na grze, więc o dalszych planach w szatni nie słyszałam. Chcemy zdobywać punkty. To nasze zadanie. Jeżeli każdy po sezonie będzie się czuł usatysfakcjonowany naszą pracą, to będzie możliwość dalszej współpracy.
Rozmawiał Rafał Rusiecki