- Nie przeżyłbym, gdyby któregoś dnia zawyła syrena, a wóz strażacki nie wyjechał na pomoc z Jemiołowa - mówi Michał Rudolf z OSP
Michał Rudolf zdecydował się powołać dziecięcą drużynę strażaków - ochotników.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo drużyna z Jemiołowa jest jedną z najbardziej licznych w okolicy. Paradoksalnie wieś zamieszkuje niecałe 300 mieszkańców, a blisko 60 - wraz z dziećmi - to strażacy. Nic dziwnego, bo i tradycja pod patronatem św. Floriana, jest tu pielęgnowana od zawsze.
- Gdy tylko ludzie zaczęli osiedlać się w Jemiołowie, niemal od razu powstała OSP. W lipcu będziemy świętować jubileusz - 70-lecia istnienia - dodaje M. Rudolf.
Wielkie tradycje w małej miejscowości
Pożarnicza drużyna dziecięca ma tworzyć nową tradycję. Pomysł zrodził się na przełomie 2014 i 2015 roku. Rozpoczęto od dni otwartych strażnicy z okazji dnia dziecka.
- Już rok później ogłosiliśmy oficjalny dzień zapisów do DDP. Frekwencja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania, bo niemal każdy, kto przyjechał na festyn, przyłączył się do tej formacji - mówią opiekunowie grupy.
Obecnie szeregi zasila 30 dzieci, w wieku od 5 do 13 lat. Ale nie brakuje dzieci 3 i 4-letnich, których rodzice już zapowiadają, że i oni dołączą niebawem do lokalnego OSP. W niedalekiej przyszłości planowane jest powołanie także drużyny młodzieżowej.
Zaczęło się od nauki w formie zabawy: opowiadań o strażaku i jego pracy.
- Sukcesywnie chętni poznawali też sprzęt, zasady pierwszej pomocy, brali udział w spotkaniach prewencyjnych i integracyjnych - mówi druh Michał, który początkowo działał sam, natomiast w ostatnim czasie do OSP - po ukończeniu wymaganych kursów - wstąpiły też kobiety, mamy młodych strażaków.
Wyjeżdżają więc na akcje, ale też współprowadzą drużynę dziecięcą. Bo to ma swój cel. - Mamy nadzieję, że chociaż połowa z nich zostanie później ochotnikami, ale najważniejsze jest to, by dzieci nauczyły się pomagać innym ludziom - mówi Monika Wesołowska.
- To kształtowanie postaw społecznych. W Jemiołowie jest dużo osób działających na rzecz innych i chcemy pokazać najmłodszym, że można robić coś bezinteresownie i mieć z tego satysfakcję - dopowiada M. Rudolf.
- Po prostu chciałabym, by moje dzieci miały przykład. Wiedziały, jak żyć i postępować - dodaje pani Monika.
- W pewnym momencie dorosłych strażaków-ochotników zaczęło brakować. A osobiście nie przeżyłbym, gdyby kiedyś zawyła syrena, a z Jemiołowa nie wyjechał wóz. Gdy z małymi dziećmi rozpoczniemy taką pracę, są większe szanse, że zarazimy ich chęcią do społecznych działań - dodają.
Warto inwestować w drużynę!
Marzeniem opiekunów jednostki jest utworzenie grupy szybkiego reagowania medycznego. Dojazd karetki do Jemiołowa trwa ponad 20 min. Śmigłowiec z Zielonej Góry leci około 15.
- Mamy podstawowy sprzęt medyczny, natomiast staramy się pozyskać jeszcze defibrylator. To urządzenie bezpośrednio ratujące życie i z takim sprzętem moglibyśmy szybko dotrzeć do każdego z domów. Ponadto jesteśmy miejscowością, gminą wczasową. A wypadków w sezonie jest tu naprawdę dużo - mówią.
Opiekunowie pracują społecznie, a efekty ich pracy są coraz bardziej widoczne. Być może dzięki temu zostaną też docenieni przez lokalne samorządy, bo póki co - utrzymują się przede wszystkim dzięki datkom prywatnych przedsiębiorców. I choć w całej gminie jest problem z niewystarczającą liczbą strażaków-ochotników, to ci z Jemiołowa, zawsze są w gotowości i natychmiast reagują na każde wezwanie.
W połowie czerwca drużyna wzięła udział w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Drużyn Pożarniczych, gdzie w szranki stanęły 32 drużyny, z 10 województw. Dzieciaki rywalizowały w trzech konkurencjach: musztrze, sztafecie oraz ćwiczeniach bojowych z motopompą, czyli rozwijaniu lin gaśniczych.
- Patrząc na poziom wyszkolenia innych jednostek, to nie mamy się czego wstydzić. Myślę, że gdybyśmy byli klasyfikowani, to zajęlibyśmy wysokie miejsce - dodaje pan Michał. Bo i musztra, którą zaprezentowali mali rycerze św. Floriana była wręcz perfekcyjna. Dowódcą drużyny podczas zawodów była 9 letnia Natalia Marysiok, która w DDP jest od samego początku. Sama przyznaje, że z ćwiczeń najbardziej lubi musztrę, którą sama prowadzi. Co robi, by pozostała część brygady jej słuchała? - Po prostu głośno krzyczę - mówi.
Co w drużynie robi Olek Rudolf? - Wykonuję polecenia dowódcy - odpowiada posłusznie. - Być może zostanę strażakiem - dodaje.
Na zajęcia chętnie przychodzi Gabrysia Malak, która kontynuuje rodzinne tradycje, bo jest wnuczką samego komendanta. - Bardzo chętnie tu przychodzę, bo lubię się bawić i dużo się uczę. Nauczyłam się, jak ratować ludzi - podsumowuje.
Wzorowa jednostka strażaków
OSP Jemiołów to jedna z jednostek najczęściej wyjeżdżających do akcji w powiecie świebodzińskim. Znajduje się w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym. Jest to jednostka typu S3, czyli z trzema samochodami bojowymi: lekkim, średnim oraz ciężkim. Należą także do obwodowej kompanii gaśniczej w Krośnie Odrz. Oznacza to, że przy dużych pożarach biorą udział w działaniach ratowniczych, nie tylko w powiecie, ale i całym województwie. To, co mogłoby usprawnić ich społeczną pracę, to nowy samochód, który dałby pewność, że nigdy nie zawiodą i w porę wyjadą na akcję. - Poza taborem samochodowym nie mamy się czego wstydzić. Pod względem wyposażenia w ratownictwie wodnym i lądowym, jesteśmy jedną z lepiej wyposażonych jednostek.
Bez przesady można również powiedzieć, że są jedną z tych jednostek, którym szczególnie zależy na wychowaniu młodego pokolenia i udowodnieniu, że bezinteresowna pomoc jest tą najważniejszą.