Malinowe Babeczki górą! Chciał zaszkodzić, a w efekcie pomógł przedsiębiorczym kobietom
Był strach, że ludzie ich nie zrozumieją. Okazało się mają wielkie poparcie dla tego, co robią. Historia Malinowych Babeczek urzeka nie tylko zaangażowaniem, ale także chęcią pomocy. Paradoksalnie wszystko dzięki mieszkańcowi, który chciał zaszkodzić odważnym kobietom, a w efekcie im pomógł.
W ubiegłym tygodniu opisywaliśmy w Nowinach sprawę przedsiębiorstwa Malinowe Babeczki, które prowadzi catering na terenie gminy Dynów. Do redakcji zgłosił się mężczyzna, który twierdził, że ta firma bezprawnie zajmuje lokal w domu strażaka w miejscowości Wyręby. Według niego i uchwały, na którą się powoływał, wszystkie lokale należące do gminy Dynów powinny być wynajmowane wyłącznie za pieniądze. Mężczyzna nie wiedział na jakich zasadach kobiety organizują swoją pracę w lokalu, w domu strażaka. Wyjaśniliśmy tę sprawę u wójta.
- Mamy podpisaną trójstronną umowę między gminą, strażą pożarną i paniami. Powiem tak, jest dużo domów strażaka, które nie funkcjonują należycie, i do których sporo dopłacamy. Gdyby była druga taka firma to pewnie byłoby tak samo
- wyjaśniał nam Wojciech Piech, wójt gminy Dynów.
Opłacają rachunki za dom strażaka
Wójt zwrócił uwagę, że kobiety prowadzą przedsiębiorstwo społeczne, co oznacza, że nadwyżki z własnej działalności przeznaczają na cele lokalnej społeczności. Dodatkowym, atutem kobiet z Malinowych Babeczek w oczach wójta jest to, że zatrudniły pięć bezrobotnych kobiet, które od długiego czasu nie potrafiły znaleźć pracy w okolicy.
- Plan zatrudnienia bezrobotnych pań zawarłyśmy w naszym projekcie, który złożyliśmy do Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. Chciałyśmy dać pracę osobom, które nie mogły od dłuższego czasu znaleźć pracy, nawet były wykluczone społecznie. W styczniu jedna z pań musiała odejść od nas z przyczyn rodzinnych. Na jej miejsce, zatrudniłyśmy kolejną
kobietę - mówi Mariola Kaczor, prezes Malinowych Babeczek. - Wszystkie nasze pracownice, to kobiety, które odchowały już swoje dzieci, a teraz nadmiar wolnego czasu mogą poświęcić na realizowanie się społecznie i zawodowo - dodaje.
Lokal, o który powstał spór panie z Malinowych Babeczek dostały od poprzedniej wójt w formie użyczenia. Zarówno poprzednia wójt jak i obecny wyszli z założenia, że nie nałożą czynszu na rozwijającą się firmę ze względu na jej użyteczność dla lokalnej społeczności.
- Poprzednia wójt od początku nam zaproponowała, że te pieniądze, które mogłybyśmy płacić za czynsz, przeznaczyć na rozwój. Teraz to my dbamy o dom strażaka, w którym znajduje się nasza firma. Opłacamy wszystkie rachunki, bez względu na to kto korzysta z mediów, czy my, czy strażacy. Opłacamy podatek od nieruchomości i wszelkie koszty związane z budynkiem - zaznacza Kaczor.
Dzięki Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego kobiety otrzymały dofinansowanie w wysokości około 135 tysięcy złotych.
- Za te pieniądze wyposażyłyśmy kuchnie i kupiłyśmy samochód przeznaczony do dostaw. Na remont zostało nam trochę ponad 14 tysięcy złotych. To okazało się za mało. Tak bywa czasem przy remontach w domu, że zakładamy sobie jakąś kwotę, a nagle okazuje się, że nas to przerasta. Do skończenia remontu dołożyłyśmy prawie 20 tysięcy złotych - twierdzi Mariola Kaczor.
Pozytywne komentarze Po artykule w Nowinach zawrzało. Na portalu internetowym naszej gazety opublikowano w krótkim czasie ponad dwieście komentarzy i udostępniono artykuł aż 103 razy. Niemal wszystkie pozytywnie odnosiły się do przedsięwzięcia, jakie zorganizowały sobie panie z Malinowych Babeczek. Na portalu można przeczytać na przykład takie pochlebne opinie:
„I dzięki tej złośliwości dowiedzieliśmy się, gdzie można zamówić pyszne, regionalne jedzonko”
„Brawo dla Pań! Wzięły życie we własne ręce i uczciwie zarabiają i jeszcze innym dały szansę! Trzymamy kciuki!”
„Jak zawsze to co dobre to zniszczyć! Czysta zazdrość... Brawo dla Was Panie!”
- Bardzo obawiałyśmy się, że po publikacji artykułu na nasz temat, wiele osób nie zrozumie tego co my robimy. Stres i strach był wielki, a okazało się, że mamy takie poparcie. Byłyśmy bardzo zaskoczone i szczęśliwe z tych komentarzy, które ludzie z imienia i nazwiska pisali pod artykułem w Nowinach
- cieszy się Mariola Kaczor.
Parę osób zrobiło krok dalej i paniom z Malinowych Babeczek zaoferowało pomoc: „Drogie Panie, gdybyście potrzebowały pomocy w ogarnięciu swojej firmy pod względem papierologii sanepidowskiej to z przyjemnością Wam pomogę. Brawo Wy!” – pisała jedna z internautek.
Niektóre z komentarzy odnosiły się w negatywny sposób do zachowania mieszkańca, który zgłosił nam tę sprawę: „Typowe myślenie Polaków, jeśli ktoś osiągnie coś własnymi siłami i poświęceniem, to należy mu rzucać kłody pod nogi. Życzliwemu donosicielowi nie życzę źle, ale karma zawsze wraca, tak jest już ułożony ten świat, a Paniom życzę powodzenia i wielu zleceń”.
Kobiety wiedzą, kto chce im zaszkodzić
Na początku pani Mariola nie chciała opowiadać nikomu o planach utworzenia firmy cateringowej w domu strażaka. Czekała do momentu aż projekt w Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego zostanie zaakceptowany i dofinansowany. Gdy udało się uzyskać pieniądze na rozpoczęcie działalności, okoliczna społeczność od razu dowiedziała się o planach wobec od dawna niewykorzystywanego domu strażaka.
- Wszyscy byli zaskoczeni, że tam powstanie firma. Pamiętam, jak wtedy przy jakiejś okazji spotkałam tego pana, który do dziś robi nam problemy. On również był zaskoczony naszymi planami. Nie powiedział żadnego słowa sprzeciwu. Przeprowadziliśmy naprawdę przyjacielską rozmowę. Wtedy nic nie wskazywało na to, że będzie robił nam tyle przykrości - mówi Mariola Kaczor.
Spór pomiędzy firmą a mieszkańcem, trwa od dawna. Ten, starał się niejednokrotnie zatrzymać realizację projektu, nawet gdy w domu strażaka trwał już remont.
- Pamiętam, że dostałam telefon, o tym, że ten pan chce w naszej sprawie zorganizować zebranie wiejskie i wstrzymać nasz projekt. Musiałam wyprosić firmę remontową z pomieszczeń i czekać na decyzję - wspomina Kaczor.
Pani Mariola postanowiła spotkać się z mężczyzną i po prostu porozmawiać na temat sporu, który powstał. Wtedy usłyszała, że on jako jej wieloletni sąsiad do pomysłu powstania firmy nie ma żadnego sprzeciwu, jednak musi stanąć po stronie mieszkańców, którym pomysł się nie podoba.
- Rozmawiałam z mieszkańcami o naszych planach. Wyręby to wioska, gdzie żyje z dwieście osób. Trudno jest nie znać kogoś. Po rozmowie z tym mężczyzną i moim wieloletnim sąsiadem od razu poczułam, że jest to jego osobista sprawa - twierdzi Mariola Kaczor.
Problemy ze strony niezadowolonego mieszkańca sprawiły, że doszło do zebrania wiejskiego, w którym Mariola Kaczor, nawet jako prezes firmy, nie może wziąć w nim udziału.
- Początkowo usłyszałam, że w takim zebraniu mogą uczestniczyć wszyscy mieszkańcy Wyręb, a z tego powodu, że ja jestem zameldowana gdzie indziej to nie mogłam się na nim pojawić. Jednak postawiłam na swoim i powiedziałam, że jeżeli zebranie odbywa się w naszej sprawie, ja chce tam być.
Na spotkanie jechała z duszą na ramieniu.
- Nie wiedziałam, co nas tam spotka, ale okazało się, że większość mieszkańców była po naszej stronie. Nawet oddanie pod głosowanie uchwały, na którą powoływał się cały czas ten mężczyzna, sprawiło, że mieszkańcy opowiedzieli się po stronie Malinowych Babeczek
- dodaje Mariola Kaczor.
Plany na przyszłość
Po publikacji artykuły na temat sporu, wielu naszych Czytelników pytało o usługi Malinowych Babeczek. - Jakie są plany na przyszłość, czy kiedyś pojawią się w Rzeszowie z własnymi wyrobami?
- Początkowo, gdy w budynku Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego powstało miejsce handlowe, oferowałyśmy tam nasze wyroby. Niestety wtedy nie udało się na tyle sprzedawać, byśmy mogły się tam utrzymać. Mamy plany wobec naszej firmy, ale na razie wszystko to co zarabiamy w dalszym ciągu inwestujemy w wyposażenie - podkreśla Mariola Kaczor, prezes Malinowych Babeczek.