Mało kto pisze listy, więc listonosze sprzedają zabawki, słodycze, znicze, długopisy. "Taką przyjęto strategię biznesową"
Przy okazji wręczania listu proponują zabawkę albo proszek do prania. Jak jest okazja dostarczyć pocztówkę, to może klientowi da się „wcisnąć” rajstopy albo zabawkę. Listonosze nie lubią swoich nowych obowiązków. Nie bez powodu.
- Odbieram dużo korespondencji pocztowej, ale tym razem listonosz mnie zaskoczył, bo niemal błagalnym głosem zapytał, czy nie kupiłbym od niego cukierków – zaczyna pan Zbigniew. – Na moje pytanie odpowiedział, że to nie jego „prywatna inicjatywa”, że listonosze mają przykaz od przełożonych, żeby zajmować się handlem.
Okazuje się, że to inicjatywę ogólnopolska Poczty Polskiej. Na co dzień listonosze sprzedają:
- prasę,
- znaczki,
- książki,
- zeszyty,
- długopisy,
- zabawki,
- słodycze w woreczkach,
- proszki do prania,
- kolorowanki dla dzieci,
- nawet rajstopy i wszystko to, co można znaleźć na półkach w punktach pocztowych.
Przed Wszystkimi Świętymi listonosze dźwigają znicze, w nadziei, że znajdą kupców. W ofercie mają jeszcze zachęcanie do zakładania kont w Banku Pocztowym i korzystanie z kredytów z tego samego źródła.
- Na poczcie jest wariacja, nie ma usług, nie ma wpływów, nikt nie pisze listów, zostało trochę korespondencji urzędowej, paczki przejęły prywatne firmy, więc każą nam tę dziurę finansową zalewać handlem – skarży się, pracownica PP z Tarnobrzega. – I nie ma gadania, że się nie sprzedaje, jak człowiek tak mówi, to słyszy od przełożonych, że się nie nadaje do pracy. Nikt z nas nie ma handlu w zakresie obowiązków, a wszyscy musimy to robić.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień