Malwina Paszek: Gra na lirze korbowej i operuje śpiewokrzykiem
Rozmowa z Malwiną Paszek, multiinstrumentalistką i animatorką kultury, laureatką Medalu Młodej Sztuki, w kategorii „Muzyka tradycyjna”.
Czym jest dla ciebie Medal Młodej Sztuki?
Na pewno jest dużym zaskoczeniem, bo nie sądziłam, że muzyka tradycyjna będzie brana pod uwagę, chociaż nie jest to jedyny gatunek, jakim się zajmuję. Na pewno cieszy mnie też grono, w którym się znalazłam, ponieważ to moi koledzy ze studiów i miło jest, że zostaliśmy wszyscy razem uhonorowani.
Co to jest muzyka tradycyjna? To chyba szerokie pojęcie? Kiedyś nazywano ją in crudo.
Ono nadal funkcjonuje, ale teraz się to trochę rozszerzyło, ponieważ muzyka tradycyjna to taka, która jest i in crudo, i folkowa, i wszystkie inne odłamy bazujące na muzyce wiejskiej, w ogóle muzyce ludowej.
Tylko ludowej?
W muzyce tradycyjnej punktem wyjścia jest muzyka wsi.
Masz w rodzinie tradycje muzyczne?
Nie. W mojej rodzinie nie było żadnych śpiewaczek, choć wiem, że był organista. Moi rodzice są bardzo muzykalni, ale nie są muzykami. Muzyka cały czas w domu była, ale nikt nie jest profesjonalnym muzykiem.
Jesteś multiinstrumentalistką. Na ilu instrumentach grasz?
Zaczęłam od fortepianu. Potem była altówka wymieniona na skrzypce, a potem pojawił się akordeon i różne flety, a wreszcie lira korbowa i drobniejsze instrumenty: lamelofony afrykańskie, czyli kalimby i karimby oraz różne rodzaje cytr. Grałam też kiedyś na organach.
Najczęściej gdy czyta się o tobie, pojawia się lira korbowa. Skąd się wzięła i dlaczego ten instrument stał się dla ciebie najważniejszy?
Rzeczywiście stał się najważniejszy, a pozostałe musiały trochę ustąpić miejsca. Złożyło się na to wiele rzeczy. Najpierw trafiłam na nagrania z muzyką dawną, w których pojawiła się lira korbowa. Zainteresowało mnie samo jej brzmienie. Potem dopiero doszłam do tego, co to za instrument. Kiedy w domu pojawił się internet, zauważyłam, że jest trochę lirników na świecie i można znaleźć ciekawe rzeczy. Pamiętam, że trafiłam na duet dwóch lirników - jeden ze Szwecji, drugi z Norwegii. Ich zespół miał bardzo prostą nazwę: po prostu lira korbowa po angielsku - więc Hurdy-gurdy Prototyp, a ich płyta, która mnie zafascynowała, ma tytuł Prototyp. To był moment, w którym wiedziałam, że chcę grać na tym instrumencie. To jak oni wykorzystują lirę, jakie ona ma spektrum brzmienia i jakie możliwości, było dla mnie wielką inspiracją. Lira ma wiele możliwości technicznych i chyba dlatego mnie zainteresowała. To kilka instrumentów w jednym. Pierwszy kontakt z nią miałam kilkanaście lat temu. W końcu mogłam zagrać po raz pierwszy. To stało się dzięki Robertowi Jaworskiemu z zespołu Żywiołak. Kiedyś po prostu zapytałam, czy mogę zagrać po koncercie, na którym byłam. Robert pomógł mi załatwić pierwszy instrument. To było ponad 10 lat temu. Wtedy było bardzo mało wytwórców. Był pan Stanisław Wyżykowski i jego uczeń Staszek Nogaj. To byli główni wytwórcy w Polsce. Robert pomógł przyspieszyćodbiór. Ten pierwszy instrument miałam przez kilka dobrych lat. Była to lira właśnie od pana Stanisława Wyżykowskiego. Lira jest instrumentem ludowym, ale przeszła kilka przeróbek u lutników. To był instrument dość prosty, bo jeśli dobrze pamiętam, miał pięć czy sześć strun. Była to podstawowa wersja i w pewnym momencie już mi nie wystarczała. Zaczęłam rozglądać się za bardziej zaawansowanym instrumentem i udało mi się kupić elektroakustyczną lirę od austriackiego lutnika Wolfganga Weichsel-baumera i tej liry używam obecnie.
Instrumentem jest także głos ludzki. Ty śpiewasz białym głosem. Co to takiego?
To rodzaj śpiewu na zawołaniu. Znany na wsi. Taki, którym się dawniej posługiwano, śpiew naturalny, bardzo otwarty.
Każdy głos jest naturalny...
Nie. Operowy nie jest naturalny. To jest śpiew, który trzeba odpowiednio ustawić. Nie mamy go od dziecka. Gdy dzieci śpiewają, zawsze śpiewają otwartym, prostym głosem. Potem to się zmienia. Ten śpiew należy kojarzyć z funkcją użytkową. Śpiew i muzyka wiejska nigdy nie były muzyką dla muzyki, tylko miały swoją funkcję, więc śpiew ten wynikał z komunikacji. Z tego, że na przykład ktoś pracował w polu, a druga osoba nawołała go na obiad.
Dlatego śpiewała?
Tak. To na pewno się od tego wzięło, ponieważ ten rodzaj intensyfikacji śpiewu nie miałby sensu w małej chacie. Nikt do nikogo nie musi głośno śpiewać w domu. Nie ma takiej potrzeby. Można śpiewać cicho. Śpiew wynika z komunikacji na przykład wspomniane: „pole - dom”
W twoim przypadku występuje jeszcze śpiewokrzyk. Co to takiego?
Śpiewokrzyk to nazwa wymienna ze śpiewem białym. Wolę nazwę śpiewokrzyk, bo śpiew biały nie za bardzo przedstawia coś konkretnego. Może być zielony, różowy i niebieski. Niewiele to zmienia. W nazwie śpiewokrzyk niektórzy widzą śpiew i krzyk. Ja raczej: śpiew i okrzyk. Trzeba posługiwać się mocnym głosem, ale tak by nie zniszczyć sobie gardła, aby dźwięk był donośny, aby operować rezonatorami i pracować nad głosem inaczej.
Lira korbowa to niejedyny twój projekt. Iloma projektami się aktualnie zajmujesz?
Dużo tego jest. W marcu prowadziłam pięć. Gram w kilku zespołach. Prowadzę grupę śpiewaczą. Śpiewamy pieśni tradycyjne ukraińskie, białoruskie, polskie i rosyjskie. Grupa liczy sześć osób. Powstała na bazie osób, które chodziły na moje warsztaty śpiewu w Poznaniu. Śpiewam, gram na akordeonie i na cytrze z zespołem Ludożercy z Innej Wsi, który współtworzę z Tomkiem Grdeniem. Gra on na kontrabasie, ukulele, mandolinie, czasami na puzonie i śpiewa. Mamy jeszcze drugi projekt Przedwojenne Piosenki, z którym wykonujemy melodie z lat 20. i 30. Tam głównie gram na akordeonie i śpiewam. Od niedawna gram też w trio, które współtworzą Iza Polit, która śpiewa i gra na bębnie obręczowym i Miron Stieler grający na skrzypcach. Ja odpowiadam za lirę korbową, cytrę i śpiew. Wykonujemy pieśni opowiadające o świętych katolickich i prawosławnych. Gram też solo na lirze korbowej. W tej chwili pracuję nad programem związanym z pieśniami tradycyjnymi, a w niedalekiej przyszłości chcę wykonywać więcej utworów kompozytorów współczesnych. Myślę, aby najpierw zrobić warsztaty i spotkania dla kompozytorów, by mogli poznać instrument i dopiero potem mogą powstać utwory. Już zresztą miałam okazję wykonywać trochę takich kompozycji. Większość z nich nawiązywała do muzyki ludowej i dawnej, ponieważ lira rozwinęła się bardzo w wieku XVIII, stąd sporo kompozycji barokowych, ale nie ma zbyt wiele literatury współczesnej. Kompozycje, które wykonywałam, ciągle nawiązują do muzyki dawnej lub ludowej, a mnie zależy na tym, aby potraktować lirę jako instrument sam w sobie. Bez żadnych konotacji ludowo-historycznych. Program, który wykonuję obecnie, to pieśni tradycyjne w moim opracowaniu na głos i na lirę. Dużo jest wśród nich pieśni wielkopolskich, ponieważ wróciłam do korzeni. Pochodzę z południowej Wielkopolski, ze Zdun. Zduny leżą na granicy z województwem dolnośląskim i bardzo widać tę granicę. Mam też różne okazjonalne projekty, które się dopiero zaczynają. Jednym z nich jest „Cicha!” z Pauliną Wycichowską z Polskiego Teatru Tańca. Planujemy pracę nad spektaklem. Będziemy w nim jeden na jeden, czyli jeden muzyk i jedna tancerka. Premierę planujemy w Poznaniu jesienią. Zagramy też w Warszawie.
Czy przy tylu zajęciach masz jeszcze czas na zainteresowania niezwiązane z muzyką?
W tej chwili mało. Kiedyś trochę zajmowałam się fotografią. Tę pasję odziedziczyłam po moim tacie. Robiliśmy zdjęcia analogami. Myślę, aby do tego wrócić, bo jednak to była moja ogromna pasja. Kiedyś też dużo rysowałam. W tej chwili jednak muszę skupić się na muzyce. Jest jej bardzo dużo i dla różnych odbiorców. Obecnie zaczynam projekt w moich rodzinnych stronach - w Krotoszynie. Jest to Przychodnia Terapii Śpiewem. Wszyscy śpiewamy, aby uzdrowić swoją głowę...