Małżeństwo nie jest po to, by było miło. Seks? Przereklamowany!
W swojej nowej książce Joanna Fabicka prowokuje kobiety: - Gdy los krzyczy: śmierć frajerom, nie zostaje nic innego, jak wziąć sprawy w swoje ręce.
- „Plaża” to opowieść o Grażynie, jednej z wielu kobiet, która kocha tak mocno, że aż zapomina o swoich potrzebach. Co sprawiło, że napisała pani historię, którą można by nazwać opowieścią o milionach Polek?
- Od wielu lat jeżdżę na spotkania autorskie z czytelnikami. Są nimi zazwyczaj kobiety, bo to głównie one czytają książki i dzięki nim my - pisarki i pisarze nie wyginęliśmy jeszcze niczym dinozaury. Poznaję kobiety ze wszystkich środowisk, mieszkanki dużych i małych miast, miasteczek i wsi. Wszystkie nas łączy pewna wspólnota, powiedziałabym, „plemiennego” doświadczenia. Polega ono na stopniowym traceniu własnej podmiotowości. Im dłużej pozostajemy w relacjach z bliskimi nam ludźmi, na przykład w małżeństwie, tym bardziej zaciera się granica między naszym „ja’, a potrzebami rodziny. Tracimy kontur, stajemy się dla innych coraz bardziej niewidoczne, jak wysłużony, wielofunkcyjny robot kuchenny. To doświadczenie niesie ze sobą poczucie krzywdy, jakiejś nieokreślonej straty, ale też potężnej furii. A kobieca furia ma fantastyczny potencjał dramaturgiczny, nie mogłam tego nie wykorzystać. Postanowiłam więc wrzucić swoją bohaterkę - Grażynę, w sam środek takiego życiowego kryzysu. Żeby było zabawnie, a nie cierpiętniczo, dorzuciłam jej toksycznego szefa Trutkę, Andrzeja - zdegenerowanego rockmana z obrożą elektronicznego dozoru na nodze i grupkę życiowych popaprańców. Ma z nich stworzyć zespół muzyczny i, drobnostka, wygrać ogólnopolski konkurs.
- Jak powstawał wzór Grażyny?
- Zaczęło się od syreny. Grażyna zanim wyszła za mąż była długowłosą syreną z pięknym, wielobarwnym ogonem, jak niemal my wszystkie. Siedziała na skale, obok akurat przepływał marynarz, jak to w bajkach. A potem już z górki: wczesna ciąża, szybki ślub i skończyła się poezja, a zaczęła proza życia. Po niemal dwudziestu latach małżeństwa Grażyna dorobiła się jedynie nadwagi, dwójki pyskujących nastoletnich dzieci i upiornej, narcystycznej teściowej. Z dawnego syreniego ogona został jej tylko łysy kikut na zupę rybną. Na szczęście Grażyna ma poczucie humoru i tylko to sprawia, że jeszcze nie palnęła sobie w łeb. Jej przekomiczne dialogi ze swoim alter ego, które nazywa kołowrotkiem w głowie sprawiają, że czytelniczki śmieją się do łez.
Cały wywiad przeczytasz w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień