Małżeństwo z posagiem. W taki sposób rodziły się łódzkie fortuny
A Moryc Welt, bohater „Ziemi obiecanej” długo negocjował umowę przedślubną ze swym przyszłym teściem. Takie sytuacje w dziewiętnastowiecznej Łodzi wcale nie były rzadkością. Posag jaki wnosiła do małżeństwa żona bywał często początkiem fabrykanckich fortun.
Piotr Jaworski, emerytowany starszy kustosz łódzkiego Centralnego Muzeum Włókiennictwa zapewnia, że młodzi ludzie którzy startowali w biznesie, zwłaszcza pod koniec XIX wieku nie mieli zbyt wielu pieniędzy. Zaczynali od tego, że działali najpierw w firmie ojca, stawali się spadkobiercami, czasem dostawali udziały w fabryce. Jeżeli decydowali się na założenie własnego biznesu to szukali wspólnika, ale mogli też liczyć na pomoc rodziny.
- Gdy w dokumentach czytamy, że siostra pożyczyła bratu 20 tysięcy rubli to trzeba ostrożnie podchodzić do tych informacji - twierdzi Piotr Jaworski. - Zwykle tych pieniędzy nie pożyczała, a dawała weksle. Młody człowiek niósł je do banku i to był jego wkład w firmę. Ważną rolę odgrywały też posagi, choć z reguły i ich nie wypłacano gotówką. Teść dawał zięciowi weksle, które można było zdyskontować, zostawić jako zastaw.
- W Łodzi gotówka była rzadko używana, bo posługiwano się kredytem - zaznacza Piotr Jaworski. - Posagi były zwykle spłacane przez kilka lat.
Posag dawał żonie niezależność finansową
Wszystko dokładnie określała umowa przedślubna. Jej zawarcie nie było obowiązkiem, ale decydowali się na taki krok zwłaszcza mieszkający w Łodzi Niemcy, z czasem ten zwyczaj przejęli Polacy. Oczywiście bogaci, mający co spisywać. Nie można zapominać, że taką umowę zawierano przed notariuszem, a jego usługa nie należała do tanich. W umowie przedślubnej ściśle określano jaki majątek osobisty kobieta wnosiła do małżeństwa. Piotr Jaworski podaje, że 22-letnia Emilia Hentschel, poślubiając w 1886 r. Ernesta Wevera, wniosła posag w wysokości 20 tys. rubli oraz wyprawę oszacowaną na 4.595 rubli. Składały się na nią meble kuchenne i garnki, oraz wyposażenie salonu, zakupione w warszawskiej firmie P. Globus, złożone z kanapy, dwu foteli, 10 krzeseł, stołu „salonowego”, 2 luster, dywanu i 2 spluwaczek. Ponadto, w firmie Krall i Seidel, także z Warszawy, zamówiono za 700 rubli, niezbędny w salonie, fortepian. W spisie występują także karnisze i firanki na 6 okien oraz 3 lambrekiny. Ważny i kosztowny element wyprawy stanowiła zastawa stołowa.
- Panna Emilia została wyposażona w garnitur porcelanowy na 12 osób wart 115 rubli, liczne filiżanki, talerze, półmiski, szklanki, kieliszki i aż 5 karafek, wszystko z renomowanego składu Ignacego Hordliczki w Łodzi - opowiada Piotr Jaworski. - W sklepie żyrardowskiej firmy Hiellego i Dittricha zakupiono serwetę na stół, 10 nakryć, 4 i pół tuzinów ręczników, 5 tuzinów ścierek, 2 tuziny serwet deserowych i 3 tuziny chusteczek do nosa.
Posag i wyprawa dzięki intercyzie, pozostawały własnością małżonki.
Przyszła panna młoda musiała odbyć kilka podróży do Warszawy, gdzie w Domu Mód Bogusława Herse, „obstalowała” za 600 rubli 3 eleganckie suknie z jedwabiu i jedną wełnianą. Ponadto w Magazynie Bielizny F. Bobrowskiego i W. Urbańskiego, zakupiła pościel: 15 prześcieradeł, 2 kołdry z kapami, 2 kapy podszywane, 8 jaśków i 6 wsypek. Tam też nabyła, odpowiedni do swojej pozycji, komplet bielizny osobistej, na który składały się 24 koszule dzienne i 12 nocnych, 12 par, jak to elegancko w spisie określono „pantalons”, 6 kaftanów, 4 spódnice i 24 pary pończoch. Natomiast 33-letni pan młody oświadczył, że jest współwłaścicielem Fabryki Taśm, Wstążek i Koronek Wever i Seiler, a jego udział wart jest 35.404 rb 43 kop., zaś innego majątku nie posiada.
Posag i wyprawa, dzięki intercyzie, pozostawały własnością żony, co dawało jej pewną niezależność finansową, a jednocześnie wzmacniało pozycję w rodzinie. Gdy małżonkowie się rozwodzili to żona zabierała łyżki, zastawy, często wyposażenie kuchni. Mąż musiał też wypłacić sumę posagową. 20 czy 25 tysięcy rubli stanowiło sporą kwotę. Za te pieniądze można było wybudować w Łodzi kamienicę.
Przed dużym problemem stanęła rodzina Finsterów. Na dzisiejszej ul. Dowborczyków mieli fabrykę pluszu. Po wojnie jej kontynuatorem zostały zakłady „Dywilan”. Ferdynand, starszy brat Teodora Finstera, głównego udziałowca, ożenił się z panną Krauze. Wniosła do jego majątku dobra warte około 3 tys. rubli i 20 tys. rubli posagu. Ale Ferdynand Finster młodo umarł. Trzeba było zwróci ten majątek pannie Krauze.
- Firma miała długi, większe niż wartość zakładu - wyjaśnia Piotr Jaworski. - Zebrała się rada familijna i ustaliła, że Teodor, młodszy brat Fryderyka, ożeni się z wdową. Tak zrobili. Problem pojawił się wtedy, gdy panna Krauze rozwiodła się z Teodorem. Ponoć wyciągnęła z niego ogromna kasę.
Małżeństwo Fryderyka, a potem Teodora Finstera nie było jedynym, dzięki któremu pan młody powiększał swój majątek. W okresie międzywojennym Karol Geyer należał do jednych z najbogatszych ludzi w Łodzi. Stało się to m. in. dzięki dziedzictwu jego rodziny, ale też spory posag wniosła jego żona, Maria Eryka. Była wnuczką Karola Scheiblera.
- Jedna z córek Karola Scheiblera, Matylda Zofia wyszła za Edwarda Herbsta, a inna, Adela Maria, matka Marii Eryki, za Adolfa Gustawa Buchholtza - opowiada Jaworski. - Adolf Buchholtz był właścicielem dużej fabryki w Supraślu. Tam też wyjechała jego rodzina. Ale żona i dzieci mieszkały głównie w Berlinie. Maria Eryka wniosła w posag swojemu mężowi Karolowi Gyerowi m. in. około tysiąc akcji fabryki Scheiblerów, ale też majątek w Dąbrowie Zielonej koło Częstochowy. Należał on do babci Marii Eryki, czyli żony Karola Scheiblera, Anny z Wernerów. Majątek był ogromny. Liczył sześć tysięcy akrów. Były tam stawy, lasy, młyn, krochmalnia i gorzelnia. Dwór zbudowany był z modrzewia i liczył 400 lat. Małżeństwo wnuczki Scheiblera i Karola Geyera zostało skojarzone. Kobieta zakochała się w starszym od siebie mężczyźnie, bez majątku. Chciała za niego wyjść za mąż. Nie było innego wyjścia, musiała interweniować rodzina. Poznali więc Marię Erykę z Karolem Geyerem. Był dosyć przystojny, inteligentny, skończył studia i potomkini Scheiblerów zdecydowała się na ślub. Zamieszkali w pałacyku przy ul. Czerwonej 4 w Łodzi.
Posag był dwukrotnie wyższy niż oszczędności męża. Pozwoliło to na otwarcie fabryki.
Wspomniana wcześniej Anna z Wernerów, córka właściciela fabryki sukna ze Zgierza, gdy poślubiła Karola Scheiblera, jednego z twórców przemysłu w mieście, wniosła 20 tys. rubli posagu. Posag był dwukrotnie wyższy niż oszczędności męża. Pozwoliło to Karolowi Scheiblerowi na otwarcie pierwszej fabryki.
Najstarsza córka Karola Scheiblera, Matylda, wyszła za mąż za Edwarda Herbsta. Herbstowie nie należeli do najbogatszych łódzkich rodzin. Edward był synem kupca, który do Łodzi przywędrował z Saksonii. Absolwent warszawskiej szkoły handlowej miał jednak bardzo ważną zaletę. Należał do ludzi niesłychanie wpływowych, a jego wpływy sięgały Petersburga.
- Mógł tam załatwić wiele rzeczy przez co był bardzo cenny dla Karola Scheiblera - dodaje pan Piotr.
W dziewiętnastowiecznej Łodzi, a także w tej z pierwszej połowie XX wieku, raczej nie było mieszanych małżeństw, żydowsko-polskich czy też niemiecko-żydowskich. Piotr Jaworski pamięta jaką w okresie międzywojennym sensację wywarła informacja, że jeden z mieszkańców Zgierza, Polak, ożenił się z Żydówką. Rozpisywały się o tym wszystkie gazety.
Natomiast rzadkością nie były małżeństwa polsko-niemieckie. Na przykład Geyerowie mieli żony Polki. Gustaw Wilhelm Geyer, wnuczek Ludwika, ożenił się z Zytą Czekalską, córką właściciela zakładu szewskiego w Warszawie. On był protestantem, ona katoliczką. Zawarli ślub ekumeniczny. Polski fabrykant z Łodzi, Konstanty Walczak ożenił się z córką Bussego, niemieckiego przemysłowca, który miał w podłódzkim Dobieszkowie farbiarnię. Zwykle fabrykanci brali żony ze swoich sfer. Ale duże poruszenie musiał wywołać ślub Leon Grohmana, najmłodszego brata Henryka, z aktorką Aliną Dębicką.
Rodziny żydowskich przemysłowców zawierały małżeństwa między sobą. Niejednokrotnie żenili syna z daleką kuzynką, żeby zachować majątek.
- Dosyć skomplikowanie wyglądały małżeństwa ortodoksyjnych Żydów - opowiada Piotr Jaworski. - Małżeństwo kojarzyli swatowie, zawierali je bardzo młodzi ludzie. Teść wypłacał zięciowi posag. Ale był on deponowany w banku. Zięć przez kilka lat za darmo mieszkał u teścia i studiował Talmud. Nie zajmował się biznesem. Dopiero po ściśle określonym czasie, zdaje się było to pięć lat, teść dopuszczał go do biznesu i dawał do dyspozycji posag.
Wesela łódzkich fabrykantów odbywały się z reguły w domach panny młodej, rzadziej w lokalach. W ówczesnej prasie było mało relacji z takich uroczystości. Choć warszawskie „Słowo” odnotowało ślub króla milionerów, Karola Scheiblera juniora z Anną Grohmanową, córką Ludwika. Warszawski dziennikarz napisał, że przyjęcie weselne charakteryzowało się amerykańską rozrzutnością. Zjedzono kilkadziesiąt kuropatw i wypito nie zliczoną ilość wina.
Kiedy zaś w 1901 r. Józef Urbanowski poślubił swoją kuzynkę Julię Steinbock z Warszawy, huczne przyjęcie urządzono w jego pałacu w Inowłodzu, zwanym „Urbanówką”. Urbanowscy mieli największy zakład budowlano - kamieniarski w zaborze rosyjskim. W nim powstały m. in. najpiękniejsze nagrobki, które można teraz podziwiać na Cmentarzu Starym przy ul. Ogrodowej w Łodzi.
Natomiast w 1914 r. w łódzkim Grand Hotelu miało miejsce wesele Lili Kinderman, córki Juliusza z Kurtem Schweikertem, do którego rodziny należała fabryka przy ul. Wólczańskiej 215. Przyjęcie nazwano majstersztykiem sztuki kulinarnej, a na fortepianie grał sam R. Teugarten.
Kobiety w rodzinach niemieckich przemysłowców, wyznania protestanckiego, nie miały znaczącej pozycji. Choć było kilka pań zajmujących się biznesami. Jak chociażby Helena Geyerowa, żona Gustawa. Jej mąż wcześnie umarł i musiała się zająć prowadzeniem fabryki koronek. Farbiarnię przy ul. Zielonej, prowadziła też Amalia Ende. Prawdopodobnie była wdową.
Jak dzielono fortuny łódzkich fabrykantów
Panowały różne zwyczaje dotyczące dzielenia fabrykanckich fortun. Na przykład Geyerowie dzielili akcje. Każde dziecko otrzymywało odpowiedni pakiet, a potem przekazywało je na swoich potomków. Ale Biedermanowie przyjęli inną zasadę. Jeden z synów przejmował fabrykę i spłacał resztę rodzeństwa gotówką.
- Łódzcy przemysłowcy stanowili hermetyczną grupę - wyjaśniał nam dr Łukasz Grzejszczak z Muzeum Miasta Łodzi. - Śluby zawierano we własnej sferze, a jeśli dopuszczano kogoś ze sfer inteligenckich to te burżuazyjne rodziny dbały o to, by był dobrze wykształcony, by mógł zapewnić utrzymanie ich córkom. Tak było w wypadku córek Poznańskich, które poślubiły głównie lekarzy i prawników.
Spadek i posag były początkiem fortuny
Kalman, ojciec Izraela Poznańskiego, był synem kramarza w Kowalu, na Ziemi Kujawskiej. W tym miasteczku urodził się w 1785 r. Po drugim zaborze pruskim wszystkim Żydom zaczęto nadawać nazwiska. Tak Kalman stał się Kalmanem Poznańskim. W 1825 r. Kalman i jego żona Małka z pięciorgiem dzieci (w sumie mieli piętnaścioro) przeprowadzili się do Aleksandrowa Łódzkiego. Kalman imał się różnych zajęć. Był kramarzem, tasiemkarzem, farbiarzem. Ale szybko postanowił, że swą przyszłość zwiąże z kupiectwem. Jeszcze w Aleksandrowie, 25 sierpnia 1833 r. na świat przychodzi Izrael. Rok później Poznańscy mieszkają już w Łodzi. Dokładnie w żydowskim rewirze na Starym Mieście, przy ulicy Podrzecznej 24. Kalman otrzymuje prawo handlu tzw. towarami łokciowymi, czyli lnem i bawełną. Otwiera sklepy na Starym Rynku, na rogu z ulicą Drewnowską. Staje się bardzo zamożnym człowiekiem. Ale nie zapomina o wykształceniu swych dzieci. Choć jest pobożnym Żydem, przestrzega wszystkich świąt, w domu rozmawia się tylko w jidysz to posyła Izraela do Powiatowej Szkoły Realnej Niemiecko-Rosyjskiej, która mieściła się na Rynku Nowego Miasta (dziś plac Wolności). Nie po żydowskiej stronie miasta. Ucząc się w niej Izrael występował pod imieniem Izydor.
Izrael, choć jest najmłodszym dzieckiem Kalmana, wykazuje duże zdolności biznesowe. Pomaga ojcu w handlu.
- W rodzinie Poznańskich dochodzi do tragedii - opowiadał nam Cezary Pawlak, historyk z Muzeum Miasta Łodzi, które mieści się w pięknym pałacu wybudowanym przez przemysłowca. - Na skutek epidemii cholery, która panuje w Łodzi umiera Małka żona Kalmana, a także syn. Kalman na skutek tej tragedii wycofuje się z interesu.
Jest rok 1852. Od roku Izrael jest już żonaty. Ten ślub też był dobrym interesem. Poślubił bowiem Leonię z Hertzów, córkę sekretarza żydowskich szpitali w Warszawie. Można dziś powiedzieć, że Leonia była przedstawicielką żydowskiej arystokracji. Wniosła w posagu sklep w Warszawie warty 750 rubli. A posag jej męża stanowiła manufaktura tkacka złożona z kilku warsztatów. Była warta 500 rubli.
- Leonia była nie tylko zamożna, wniosła pokaźny posag, ale przede umożliwiła Poznańskiemu kontakty ze środowiskiem warszawskim - dodaje Cezary Pawlak.
Kiedy Kalman dzieli majątek część niezbędną do prowadzenia interesu przekazuje Izraelowi. Zresztą od kilku lat był przygotowywany do prowadzenia interesu. Z czasem Izrael Poznański nie zadowalał się tylko handlem. Pod koniec lat 50. XIX w. rozpoczął produkcję tkanin. W 1859 r. jego zakład produkował tkaniny wartości 6 tys. rubli. W ciągu 10 lat produkcja wzrosła prawie czterokrotnie. W 1877 r. Izrael kupił od niejakiego Frydrycha dom stojący na rogu ul. Ogrodowej i Stodolnianej. Ten dom stał się zaczątkiem dzisiejszego pałacu.
Izrael i Leonia mieli siedmioro dzieci: Ignacego, Hermana, Karola, Maurycego, Joannę Natalię, Annę i Felicję. Ta ostatnia zmarła gdy była niemowlęciem. Izrael w chwili śmierci zostawił rodzinie pokaźny majątek - 7 milionów rubli w złocie.
- Jego fabryka była spółką akcyjną i każdy z synów był w niej dyrektorem - mówi Pawlak. - Tyle, że stery trzymał najstarszy z nich, Ignacy. Został dyrektorem generalnym Towarzystwa Akcyjnego Wyrobów Bawełnianych I.K. Poznańskiego. Po jego kierownictwem rodzinny majątek powiększył się do 11 mln. rubli w złocie. To właśnie on doprowadził do zakończenia budowy pałacu przy ul. Ogrodowej. Jemu zawdzięcza obecny kształt.
Izrael zadbał o wykształcenie dzieci. Ignacy odbywał praktykę w Anglii. Był honorowym radnym Łodzi, działał w Łódzkim Towarzystwie Dobroczynności, łódzkim Towarzystwie Kredytowym. Kolejny z synów Izraela, to Herman.
- To trochę owiana tajemnicą postać - twierdzi Cezary Pawlak. - A wynika to z tego, że najmniej o nim wiemy. Herman wyjechał do Warszawy. Był tam prezesem Banku Dyskontowego. Mieszkał w pałacyku przy ul. Pięknej. Wpływał jednak na działalność rodzinnej spółki w sprawach finansowych i handlowych.Kolejny z synów, Karol został wysłany na studia do Niemiec. Uzyskał tytuł doktora nauk chemicznych. Zajmował się sprawami produkcyjnymi. Mieszkał w pałacyku na ul. Gdańskiej, gdzie mieści się dziś Akademia Muzyczna. Z kolei Maurycy mieszkał w pałacyku przy ul. Więckowskiego. Teraz ma tam siedzibę Muzeum Sztuki. Był on działaczem politycznym, gospodarczym, miłośnikiem teatru. Joanna Natalia wyszła za mąż za znanego prawnika Zygmunta Lewińskiego. Wyjechali do Poznania. Stamtąd do Charlottenburga, a następnie do Anglii. Inna z córek Izraela, Anna została żoną Jakuba Hertza. Mieszkali w pałacu przy dzisiejszej al. Kościuszki. Tam gdzie teraz swoją siedzibę ma łódzki Uniwersytet Medyczny.