- Bardzo ostro krytykowałem Platformę Obywatelską, zwłaszcza za ostatnie cztery lata - mówi Artur Balazs i dodaje: - Ta władza odzyskała od PO wszystkie struktury władzy administracyjnej.
Jak pan ocenia proces zmian przebiegający obecnie w kraju?
Wielokrotnie publicznie mówiłem, że Platforma totalnie zawłaszcza państwo oraz wszystkie jego struktury, upartyjniając je. O to miałem największe pretensje do Platformy. Obecnie nastąpiła zasadnicza zmiana polityczna, PiS jest autentyczną alternatywą dla PO, i PiS w dużo szybszym czasie odzyskuje od Platformy różne instytucje Państwa np. administrację. Rodzi to jednak pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość robi to dla siebie, czy dla obywateli? To jest dylemat, na który ja nie mam dziś odpowiedzi.
Ale czy obsadzanie stanowisk osobami bez kompetencji (np. Misiewicze), nie budzą wątpliwości, że chodzi o dobro Państwa?
Dlatego o tym mówię. Nie chcę jednak wyrokować zbyt szybko. Chciałbym być obiektywny. Bardzo ostro krytykowałem PO, zwłaszcza przez ostatnie cztery lata. Uważam, że każda władza musi mieć pewne „wakacje”, czyli spokój, po to by mogła pokazać, co chce robić. Ta władza funkcjonuje dopiero rok i trzeba przyznać, że przez ten okres odzyskała od PO wszystkie struktury władzy administracyjnej, zapanowała w spółkach skarbu państwa. Jednak jak słyszymy sama nie ma satysfakcji z niektórych swoich decyzji personalnych i to akurat jest pozytywny objaw. Jak pan pamięta Platforma przez osiem lat nigdy nie była niezadowolona z czegoś, co robi. Równocześnie chcę powiedzieć, że jestem za pewną równowagą władzy. Zawsze obawiam się sytuacji, w której jedna formacja polityczna posiada wszystkie atrybuty i struktury władzy tzn. prezydenta, rząd, marszałka sejmu.
Czy nie uważa pan, że obecna władza chce wejść w sferę, której dla zachowania równowagi, nie powinno się dotykać? Mam na myśli władzę sądowniczą.
Uważam, że przy obecnej strukturze parlamentu rządzący powinni mieć komfort rządzenia, ale nie może on być pozbawiony kontroli. Tu swoją rolę powinna odgrywać zjednoczona opozycja i tej władzy patrzeć na ręce. Jesteśmy na początku tej drogi. Nie mam wątpliwości, że ta kadencja będzie trwała pełne cztery lata i wtedy przyjdzie czas oceny działalności i aktywności tego, co z programu udało się zrobić, a czego nie. PO była mistrzem świata w niedotrzymywaniu zobowiązań wyborczych i przechodziła nad tym do porządku dziennego. Wydaje się, że obecna władza do zobowiązań, które składała w kampanii, przywiązuje dużą wagę. Żadna władza nie uchroni się jednak od błędów. To również dotyczy PiS. Najważniejsze jednak, aby umieć się przyznać do błędu.
Jedną z obietnic wyborczych było 500+. Stać nas na takie dobrodziejstwo?
Mam poczucie, że sukces 500+ zaskoczył wszystkich, w tym najbardziej opozycję. Ten program stał się pewnym paliwem w pozytywnym tego słowa znaczeniu, do rozwoju gospodarczego. Po pierwsze pomaga najsłabszym i najbardziej potrzebującym. Poprzednia władza nie potrafiła tego zrobić. Po drugie to zobowiązanie wyborcze, które zostało błyskawicznie zrealizowane. Po trzecie, to nie nadwyrężyło budżetu, a wręcz przeciwnie, stało się kołem zamachowym do zwiększenia popytu i uruchomienia wolnych mocy przerobowych. Bardzo pozytywnie wpłynęło na gospodarkę, a pod uwagę trzeba brać to, że duża część wraca w postaci podatków. Ten pomysł wbrew czarnowidzom, podziałał bardzo pozytywnie.
Drugim z takich sztandarowych punktów to ustawa o obrocie ziemią. Nie uważa pan, że jest zbyt restrykcyjna?
Myślę, że po takim okresie olbrzymiego otwarcia i dowolności sprzedaży poprzez formalne i mniej formalne sposoby jest potrzebny czas, w którym sytuację na rynku ziemi uda się ustabilizować. Byłem negocjatorem, który zabiegał o dłuższy okres przejściowy obrotu ziemią. Bez zarozumiałości mogę powiedzieć, że dobrze się na tym znam. W naszym regionie, gdzie ziemia jest najlepsza, była duża nadaktywność obcego kapitału. A to pozbawiło szansy konkurowania naszych rolników. Oni byli za słabi ekonomicznie, bo mieli przeciwko sobie bardzo zwarte grupy. Formuła słupów, podstawiania, wcześniejszej dzierżawy i zobowiązań pozbawiła rolników możliwości nabywania ziemi. To tak, jak z przejęciem władzy, to wahadło wychyli się w drugą stronę, jeżeli chodzi o ograniczenia, ale nic złego się przez to nie stanie. Osobiście pochyliłbym się nad sprzedażą mniejszych działek. Uważam, że sprzedaż do 30 arów jest zbyt restrykcyjna. Dotyczy to działek w obrębach miejscowości na cele rekreacyjne i budowlane. Tu taki ścisły ogranicznik powinien być zmieniony. Na pewno olbrzymia część rolników i wyborcy PiS oczekiwali takiej decyzji.
W kuluarach przewija się nieustannie temat kadencyjności samorządów. Jak pan ocenia ten pomysł?
Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Uważam, że niektórym samorządowcom przewietrzenie by się przydało i nie mam co do tego wątpliwości (śmiech). Uważam, że są też dobrzy gospodarze, cieszący się autorytetem lokalnym i dla nich i dla społeczności, która chce wybierać dalej swojego wójta czy burmistrza byłoby to niekorzystne. Nie ma więc idealnego rozwiązania. Wokół władz samorządowych często, jeżeli pojawia się jakiś problem, narastają różnego rodzaju patologie, które trwają przez kolejne kadencje i trudno się z tym uporać. Jakiś problem z pewnością jest i trzeba by do tego podejść dość elastynie. Nie wydaje mi się, że takie ograniczenie byłoby dla wszystkich samorządowców dobre.
Utworzenia województwa środkowopomorskiego, to zasadny pomysł?
To była deklaracja PiS złożona dużo wcześniej. Mam inną ocenę w tej sprawie. Uważam, że 16 województw to jeszcze za dużo. Pamiętam jak rząd, którego byłem członkiem, przygotowywał reformę administracji. Myśmy tej decyzji nie udźwignęli politycznie, ale wszelkie parametry, które miały kreować tworzenie regionów, wskazują, że najlepszym rozwiązaniem byłoby 12 województw. Uważam, że właśnie w takim kierunku powinno to iść. Jeżeli chodzi o regiony uważam, że ważniejsze jest nakładanie się kompetencji pomiędzy wojewodami i marszałkami. Ja bym bardziej nad tym się pochylił, jak tę kwestię rozwiązać. Funkcja administracyjna wojewody to jednak uproszczenie.
A co pan sądzi o pomyśle utworzenia rzecznika nadzorującego pieniądze, którymi dysponują urzędy marszałkowskie. Uważa pan, że wojewoda powinien przejąć za nie odpowiedzialność?
Przychylałbym się do takiej oceny, która przy rozsądnej analizie sytuacji dodałaby nieco kompetencji wojewodzie. Nie rozstrzygam jak daleko. Nie może być jednak sytuacji, w której najważniejszy urzędnik państwowy w regionie jest ubezwłasnowolniony i w zasadzie wszystkie decyzje finansowe, dotyczące środków pomocowych, są poza nim. To samo jest z administracją. Dlatego warto się nad relacjami pomiędzy sejmikiem, marszałkiem a wojewodą pochylić. To wymaga pewnej korekty.
Mówi pan o potrzebie zmian w aspekcie urzędów marszałkowskich. A co z powiatami?
To drugi aspekt związany z samorządami budzący wiele kontrowersji. Niektórzy są zdania, że szczebel pomiędzy gminą a województwem nie jest potrzebny. Uważam, że powiat jest bliżej obywatela niż województwo i zawsze to mówiłem. Warto więc popracować nad kompetencjami i niezależnością powiatu. Tu jest sporo do zrobienia. Ta niezależność musi być związana z niezależnością finansową. Dziś często tak bywa, że przy braku zainteresowania marszałka województwa, w powiecie nic się nie dzieje. Uwolnienie powiatów od takiej zależności, o której mówimy, jest warte rozważenia. Ta niezdrowa relacja jest bardzo często związana z personalnymi roszczeniami marszałka.