Mama małej pacjentki martwi się tym, co widzi na pediatrii w Zielonej Górze
Czytelniczka: - Czy to gruźlica? Czy zachowane są procedury? Szpital uspokaja. A działania podejmuje na wszelki wypadek...
Napisała do nas mama dziewczynki, która trafiła na oddział pediatryczny szpitala klinicznego.
- Moja roczna córeczka w poniedziałek dostała zapalenia płuc i zostałyśmy skierowane na nasz oddział dziecięcy - opowiada mama. - Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że już na „dzień dobry” dano mi do podpisu oświadczenie, że będę płacić 25 zł za dobę z łóżko, którego obecnie nie ma. Bo na oddziale jest tylko 10 sztuk, a teraz obłożenie jest bardzo duże.
Jednak nie to było najgorsze... Nasza Czytelniczka pisze, że „w godzinach popołudniowych z pokoju 231 zrobiono izolatkę dla dziewczynki z gruźlicą!!! Zaznaczam z pokoju, który nie jest do tego przystosowany. Lekarze, personel medyczny oraz pracownicy Impelu wchodzą do tego pokoju bez ubrań ochronnych! Nie mówiąc o tym , że nawet na buty nie zakładają ochrony! Nie znam się na tym, ale wszyscy mnie utwierdzają w tym, że nie ma prawa tak być!! To nie jest oddział zakaźny, a do tego to nie jest grypa. To jest gruźlica”.
Czytelniczka prosi więc „GL” o odpowiedź na pytanie, czy jej obawy są zasadne.
Jak tłumaczy Sylwia Malcher-Nowak, kierownik biura zarządu z sekcją sekretariatu Wojewódzkiego Szpitala Klinicznego w Zielonej Górze, jeśli chodzi o sprawę łóżek na oddziale, to podobnie jak większość szpitali, także nasz dysponuje ograniczoną liczbą łóżek dla rodziców przebywających z dziećmi. Na więcej nie ma na oddziale miejsca. W sytuacji, gdy na oddziale przebywa niewielka liczba dzieci, rodzicom są udostępniane także większe łóżka, z których normalnie korzystają „starsi” pacjenci (na oddział przyjmowana jest także młodzież do 18. roku życia). Od kilku tygodni oddział jest jednak obłożony niemal w 100 proc., a więc liczba łóżek dla rodziców jest mocno ograniczona.
Natomiast jeśli chodzi o drugą poruszoną w liście sprawę, to S. Malcher Nowak podkreśla, że u żadnego z pacjentów oddziału pediatrycznego nie potwierdzono gruźlicy.
- Natomiast w wyniku przeprowadzonego u jednej z pacjentek wywiadu epidemiologicznego, podjęto decyzję o wprowadzeniu, niejako „na wszelki wypadek” specjalnych środków bezpieczeństwa - mówi S. Malcher - Nowak. - Pacjentka została umieszczona w izolatce ze śluzą oraz osobnym węzłem sanitarnym. Ograniczono odwiedziny. Do pacjentki wchodzi wyznaczony personel. Dziewczynka korzysta z jednorazowych naczyń itd.
Kierownik biura zarządu wyjaśnia, że jednorazowe ubrania ochronne są zakładane przez personel medyczny dopiero w śluzie! Przez śluzę także przekazywane są posiłki!
- Podsumowując - mimo braku potwierdzenia choroby zakaźnej, wprowadzono środki bezpieczeństwa mające zapobiec ewentualnemu zagrożeniu dla innych pacjentów - powtarza S. Malcher - Nowak. Zachowane zostały wszelkie procedury epidemiologiczne. Podobne zresztą wdrażane są w przypadku grypy czy biegunki rotawirusowej.