Mamy dwa wyjścia. Albo lockdown, albo szczepionki
W ogromnej większości mamy świadomość, że koronawirus jest problemem. Jesteśmy społeczeństwem, które w sposób niebywały przekonało się do szczepionek. Wciąż się też uczymy. Głęboko wierzę w to, że potrafimy zachować się racjonalnie - mówi dr Tomasz Ozorowski, mikrobiolog.
Czy powinniśmy bardziej obawiać się mutacji koronawirusa niż jego podstawowej odmiany, którą pamiętamy sprzed roku?
Mutacji koronawirusa boimy się z trzech powodów. Mogą to być wirusy, które szybciej się rozprzestrzeniają. Po drugie, mogą to być wirusy powodujące cięższy przebieg zakażenia. A po trzecie, to mogą być szczepy, które wymykają się skutecznej ochronie, jaką dają nam szczepionki. Odmiana brytyjska szybciej się rozprzestrzenia, natomiast szczepionki są absolutnie skuteczne wobec tego szczepu. Gorzej jest w przypadku wariantu „południowoafrykańskiego” koronawirusa, ale jego w Polsce można „ze świecą szukać”. Warto podkreślić, że choć w jego przypadku szczepionki są słabsze, to i tak są skuteczne jako zapobieganie ciężkim zakażeniom, które skutkują pobytem w szpitalu.
Istnieje więc zagrożenie, że będziemy musieli szczepić się co roku, bo będą się pojawiać kolejne mutacje?
Dokładnie tak, jak w przypadku grypy. Te szczepionki są na bieżąco modyfikowane, bo pojawiają się kolejne szczepy wirusa. Tak samo może być z koronawirusem i co roku będziemy się „doszczepiać”.
A skoro mówimy już o grypie... Niektórzy twierdzą, że co roku ludzie umierają na powikłania po grypie, a o tym jakoś teraz nikt nie mówi. Czy to słuszne, że umniejsza się zagrożenie koronawirusem i wskazuje, że grypa jest groźniejsza?
Z całą pewnością grypa nie jest poważniejsza. W Stanach Zjednoczonych grypa co roku powodowała 50-60 tys. zgonów, a koronawirus w ciągu ostatniego roku doprowadził w tym kraju do 530 tys. zgonów. Mówię o USA, bo to jest kraj, który ma w temacie grypy wiarygodne dane. Polska ich nie posiada, bo nie mamy w zwyczaju rzetelnie rejestrować zgonów z powodu grypy, gdyż lekarze w rubryce przyczyny zgonu najczęściej wpisują powikłania zakażenia, takie jak niewydolność oddechowa, niż samo zakażenie. Jeśli zmierza pani do porównania grypy z koronawirusem, to mamy dwa fakty. Pierwszy jest taki, że w grupie osób w wieku 50+ śmiertelność koronawirusa jest o wiele wyższa niż przy grypie. Co ciekawe, dla dzieci bardziej niebezpieczna jest grypa niż koronawirus. Taka „uroda” tego wirusa.
To jeszcze jedna sprawa: maseczki. Niektórzy twierdzą, że one nas nie chronią.
Maski zdecydowanie chronią, pod warunkiem, że są stosowane właściwie. Maski chronią, gdy prowadzimy interakcję z innymi osobami, potencjalnie zakażonymi, a odległość od drugiej osoby jest poniżej 2 metrów. Wiemy, że nie chronią nas przyłbice. I ich stosowanie było nieporozumieniem. Noszenie masek na spacerze, na rowerze, gdy mijamy kogoś, nie stoimy z tą osobą i z nią nie rozmawiamy, w takich sytuacjach moim zdaniem nie jest potrzebne. Natomiast one są bardzo potrzebne w przestrzeniach zamkniętych. Po drugie należy określić to, jakie maski nas chronią. Wiemy, że chronią nas maski chirurgiczne i ich stosowanie jest optymalne, patrząc na korzyści wynikające z ich skuteczności i na cenę. Jeśli chodzi o maski FFP2, to one powinny być, w ogromnej większości sytuacji, przez cały czas zarezerwowane dla szpitali. Natomiast skuteczność innych masek, z różnego rodzaju materiałów, jest nieprzewidywalna.
W jakich miejscach może najczęściej dochodzić do zakażeń covidem?
W sytuacjach, gdy mamy pomieszczenie zamknięte, bez wentylacji i następuje stłoczenie dużej liczby osób, które znajdują się blisko siebie. Jeżeli przestrzeń jest otwarta, im mniej znajduje się na niej osób, a dystans jest większy, ryzyko zakażenia znacznie maleje. Łatwo więc każdy może wywnioskować, w jakich miejscach do zakażeń dochodzi najczęściej. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie otworzenie np. restauracji w sposób bezpieczny. Myślę, że powód ich zamknięcia (a pamiętajmy, że inne kraje tego nie robią), wynika z faktu, iż boimy się tego, co dzieje się z Polakami pod wpływem alkoholu.
Pandemia jest więc zależna od naszej społecznej odpowiedzialności?
Wyłącznie z tym się wiąże. A potem z intensywnością szczepień. Zawsze sprzeciwiam się tezom, że Polacy są społecznością, która nie poddaje się regulacjom. Wiele badań w Europie wskazuje na to, że Polacy są mocno podatni na wprowadzenie pewnych regulacji. Są badania, które wskazują, jak wygląda migracja mieszkańców po wprowadzeniu obostrzeń i naprawdę wypadamy tu dobrze.
Ale niektórzy negują pandemię.
To się dzieje w każdym kraju. Tak jak zdarza się, że ludzie negują fakty oczywiste dla innych. Ale w ogromnej większości mamy świadomość, że koronawirus jest problemem. Jesteśmy społeczeństwem, które w sposób niebywały przekonało się do szczepionek. Wciąż się też uczymy. Głęboko wierzę w to, że potrafimy zachować się racjonalnie.
Dużo się nauczyliśmy przez ostatni rok o koronawirusie, czy to wciąż jest błądzenie po omacku?
Zdecydowanie wiemy dużo więcej niż na początku. Tej wiedzy przybywa z każdym tygodniem. Obecnie mamy dwa wyjścia: to, co zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa, to lockdown i szczepionki. Jeżeli się nie zaszczepimy, to będziemy musieli mierzyć się z lockdownem. Problem w tym, że nikt z nas nie chce go już więcej. Pozostają nam więc szczepienia.