Mamy jeszcze szansę okazać się chrześcijanami
Nigdy nie przypuszczałem, że po doświadczeniach okupacji niemieckiej, po upokorzeniach i trwającym 44 lata zniewoleniu komunistycznym oraz po zmaganiach zmierzających wreszcie do stworzenia przestrzeni publicznej, w której mogło narodzić się demokratyczne państwo prawa, w którym wszyscy obywatele będą mogli ułożyć sobie życie codzienne w atmosferze wzajemnej życzliwości - w pewnym momencie znajdę się wraz z milionami Polaków w sytuacji totalnego burzenia tego, co udało się stworzyć przez kilkanaście lat, po osiągnięciu przez Polskę wolności i niepodległości.
Wzajemna życzliwość jest niezbędnym warunkiem wsparcia w dążeniu do tego, by się nam żyło dobrze, czyli abyśmy wszyscy zgodnie tworzyli dobro wspólne. Dorobek ćwierćwiecza wolnej Polski jest znaczny. Ci, którzy znali sytuację kraju po komunie, nie mieli nawet odwagi marzyć o tym, że Polska będzie się mogła tak szybko odrodzić. Oczywiście, nie było to łatwe, ale zostaliśmy przyjęci do NATO, co dało nam większe poczucie bezpieczeństwa, weszliśmy do struktur Unii Europejskiej, a stało się to wcześniej, niż przypuszczaliśmy.
Oczywiście, wejście do Unii było możliwe wtedy, kiedy Polska spełniła rygorystyczne wymogi dotyczące uznania europejskich praw człowieka i sprostała gospodarczo na tyle, na ile było to konieczne, by wejść w wielki, wielopaństwowy organizm państw unijnych i być zdolnym do sprostania wymogom, które przyjmują na siebie wszystkie inne państwa Unii.
Pamiętam, jak wmawiano Polakom, że Unia jest formą nowego zniewolenia, że możemy zatracić swoją tożsamość narodową i religijną. Nie były to opinie pozbawione racji, bowiem konstrukcja Unii budziła słuszne obawy. Dotyczyły one przede wszystkim dyktatu ideologicznego, polegającego na zastąpieniu chrześcijańskich zasad życia propozycją wolności bez odpowiedzialności. Jest to niewątpliwie poważny problem, z którym Europa nie potrafiła się uporać aż do dziś.
Dlaczego więc weszliśmy do Europy, która widzi człowieka i świat zupełnie inaczej, niż my, wychowani w postrzeganiu świata i człowieka zgodnie z wiarą, jaką wyznajemy niemal od początków naszej państwowości? Dokumenty UE, zwłaszcza Traktat Lizboński, nie dostrzegły Boga, co dla ludzi wierzących było afrontem i sygnałem, że musimy zmienić swe poglądy i wyrzec się Boga, bo stoi na przeszkodzie wolności w rozumieniu Unii.
Dlaczego więc pchaliśmy się do Unii? Dlatego, że tam, gdzie się mówi o naszych sprawach, poglądach i przekonaniach, nie może nas nie być. Czy mamy jakieś szanse wywalczyć prawo do wyznawania Boga w tym zeświecczonym świecie? Te szanse zawsze istnieją i dlatego musimy je wykorzystać.
Te szanse musimy wykorzystać również w Polsce, tym bardziej że obecny rząd deklaruje poparcie dla chrześcijaństwa. Ale jakie jest to poparcie: prawdziwe czy taktyczne? Pytanie jest o tyle ważne, że jeżeli jest to stanowisko ochrony wartości chrześcijańskich, to powinno się ono okazać w działaniach zgodnych z zasadami wiary i taką politykę warto poprzeć, ale jeżeli chrześcijaństwo jest instrumentem politycznym, służącym zjednaniu sobie większej popularności, to nie jest warte, by je wspierać.
W tej sytuacji mamy możliwość wyboru opcji chrześcijańskiej i politycznej, która chce wykorzystać naszą religijność dla wsparcia swej polityki partyjnej, z czym wierzący chrześcijanin nie może się zgodzić, bo działałby wbrew swojemu sumieniu. Nie można przedkładać polityki nad wartości religijne, które mają wymiar wieczny.
Polacy stają dziś przed ważnym egzaminem ze swego chrześcijaństwa, ponieważ duża część społeczeństwa nie dostrzega Chrystusowego oblicza w człowieku potrzebującym pomocy, zwłaszcza tym, który chroni się przed śmiercią czy kalectwem. Miłość Boga i bliźniego jest najważniejszym przykazaniem. Pomóżmy uchodźcom, na ile nas stać i zróbmy to z sercem, a nie z wyrachowania. Jest jeszcze czas, by podjąć wysiłek, który potwierdzi, że jesteśmy chrześcijanami.