Marcin Kędryna: Safety first!
Co jakiś czas przeglądam tzw. pocztę niechcianą. Spam, czyli wiadomości, które Google uważa za wysłane do mnie w złej wierze, próbujące mnie namówić do złego, a w najlepszym razie mogące niepotrzebnie zajmować czymś złym moją uwagę.
Mejle te są zwykle do siebie podobne. Informują, że coś wygrałem i wystarczy kliknąć i to natychmiast dostanę. Albo, że już nagroda mnie jedzie, tylko muszę potwierdzić adres. Jakieś panie chcą, bym po kliknięciu oglądał ich nagie zdjęcia. Ktoś tam chce, bym mu wysłał pieniądze, bo jak nie, to zablokuje mi komputer, albo upubliczni informacje o tym, co oglądałem w Internecie.
A na przykład Ho Ming-Te, pracownik WING HANG Bank w Hongkongu, chce mi wysłać 17991674 euro. Muszę mu tylko podać numer konta.
Spam przeglądam. Nie klikam. Jak kuszące by nie były propozycje. Choć częściej wyrzucam bez przeglądania. A jeżeli przeglądam, to się zwykle zastanawiam jakim trzeba być matołem, żeby uwierzyć w historię pana z Afryki, który musi szybko wytransferować z afrykańskiego kraju miliard dolarów, no i potrzebuje konta, na które te dolary przeleje, no i się odwdzięczy 10% kwoty za tę przysługę. A na razie, żeby sprawdzić, czy przelewy działają, prosi, żeby mu wysłać pięćset euro, które zaraz odda. Gdyby ludzie, którzy się na takie rzeczy łapią nie istnieli, to by raczej nikt takich mejli nie wysyłał.
Kilka dni temu na antenie publicznego Radia Zachód wystąpił najsłynniejszy wciąż chyba lubuski poseł - Łukasz Mejza. Chyba na tyle słynny, że nie trzeba przypominać, co o nim i jego interesach pisała Wirtualna Polska. Po miesiącach nieobecności w mediach, pojawił się kilka razy w TVP Info. O ile, zagryzając zęby, można próbować sobie tłumaczyć, że dzisiejszy telewizyjny infotainment potrzebuje wyrazistych postaci, to zapraszanie na, merytoryczną teoretycznie, rozmowę polityka, który przez pół roku nie zrobił nic konkretnego, co by mogło odbudować jego wiarygodność (nic poza pokrzykiwaniem, że ataki na niego są polityczne) jest dla mnie - delikatnie mówiąc - niezrozumiałe. Pół roku temu Mejza zapowiadał pozwy wobec opisujących jego działalność dziennikarzy. Pozwów nie ma.
„Ja się skupiam na tym, żeby te wagony pieniędzy ściągać do województwa lubuskiego. Jestem w tym skuteczny, dobrze mi to idzie - opowiadał o trafiających w Lubuskie środkach z Polskiego Ładu w radio Zachód poseł Mejza. - 15 milionów dla Gubina, pieniądze na remonty dróg w Szprotawie, na budowę hali w Torzymiu, na modernizację kanalizacji w Torzymiu, remonty dróg w gminie Siedlisko i wiele, wiele innych rzeczy.” Dopytywany przez redaktora Dreczkę jak udało mu się to załatwić, Mejza odpowiedział „Nie będę opowiadał z kim, o czym i jak rozmawiałem, bo to nie na tym polega.”
Ciekawe. Zadzwoniłem do szefa komisji, zajmującej się rozdziałem środków, by zapytać, jak się Mejzie udało być aż tak skutecznym. „Nie rozmawiałem z nim na ten temat. A tak właściwie, to chyba nigdy z nim nie rozmawiałem” - odpowiedział. Wcześniej wielokrotnie podkreślał, że decyzje komisja podejmowała korzystając ze specjalnie stworzonego algorytmu, który oceniał projekty samorządów. Merytorycznie. Nie politycznie.
„Mnie szanowni państwo rozliczajcie za wynik. Potem na koniec zastanówcie się ile ten Mejza przywiózł pieniędzy do lubuskiego i tyle. Jak wam się to spodoba, to postawicie krzyżyk przy moim nazwisku, jak się nie spodoba, to nie postawicie.”
Ja na tym Mejzie krzyżyk postawiłem po pierwszym spotkaniu. Wy się może będziecie zastanawiać. W każdym razie pamiętajcie by nie klikać w linki w niechcianej korespondencji.
P.S.
Bardzo Państwa przepraszam, że zajmuję czas tematem dotyczącym mojej okolicy. Niestety, gdy czasem mnie coś z równowagi wytrąci, innymi sprawami się zajmować nie mogę.