O wpadkach telewizyjnych, ale i o przyszłości świata mediów rozmawialiśmy z jednym z gości zakończonego w niedzielę Festiwalu Media i Sztuka w nadmorskim Darłowie.
Bardzo często prowadzi pan programy na żywo. Nawet podczas festiwalu Media i Sztuka w Darłowie nadawaliście stąd Drugie Śniadanie Mistrzów. Było kilka minut do wejścia na antenę, a pan zupełnie wyluzowany, swobodny. To rutyna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu?
Rutyna jest wtedy, kiedy robię „Dzień Dobry TVN”. Ale też szczególnie, gdy robię go z Magdą Mołek, czyli z kimś komu ufam. Żeby było jasne, kiedy robię zastępstwo z Dorotą Wellman, czy teraz w wakacje z Kingą Burzyńską, to im też ufam, ale nie pracuję tak często z nimi, więc pojawia się element jakiejś nowości, niepewności. I to mnie wtedy stresuje.
Z kolei to co mówiłem przed programem na żywo z Darłowa, że jednak się stresuję, to jest oczywiście prawda. Bo „Drugie Śniadanie Mistrzów” w studiu w Warszawie, to jest… „obsikany” teren, znam twarze operatorów i tak dalej. Tutaj też znam twarze operatorów, natomiast jest inna sytuacja, jest publiczność, nie wiadomo, jak zareaguje. Przecież my tu nie sprzedawaliśmy biletów, nie robiliśmy oficjalnego naboru, mógł przyjść każdy. Zawsze w takich sytuacjach patrzę na twarze ludzi, jak reagują. Tutaj stres minął szybko, po kilku minutach, bo widziałem, że jest ok.
A jak jest z tak zwanymi gościnnymi występami przed kamerą?
Programy, które prowadzę na żywo, świetnie znam. Natomiast jeśli już mam nawet jakiś drobiazg, we własnej stacji powiedzieć, wygłosić jakiś komentarz na gościnnych występach, to stres jest. Tu się nic nie zmieniło.
Wpadki na żywo wciąż się zdarzają?
Moja najgorsza wpadka w „Drugim Śniadaniu Mistrzów” - łatwo ją znaleźć wpisując w wyszukiwarkę tytuł programu i pewne słowo na k… Wtedy mnie zgubił może nie tyle nadmiar luzu, co połączenie kilku rzeczy. Trochę luz plus to, że ja się angażuję emocjonalnie. Żona mnie przestrzegała mówiąc mi: ty tyle klniesz prywatnie, że w końcu ci to bokiem wyjdzie… No i się zdarzyło. Oczywiście ludzi to bardzo śmieszyło i po tym jak to wrzucono do sieci to jakieś milionowe liczby wyświetleń były. Ja nie byłem specjalnie z tego dumny, bo uważam, że jak się jest na gościnnych występach u ludzi, to nie należy używać słów powszechnie uznawanych za obelżywe.
Najwięcej wpadek miałem w „Dzień Dobry TVN”, z racji tego, że tam o wiele więcej się dzieje, bo „Drugie Śniadanie Mistrzów” to jedna rozmowa, 40 minut, a „Dzień Dobry TVN” to trzy godziny, kilkanaście rozmów, wielu gości. No i tam wszytko się zdarzało. Od tego, że mi zaczął dzwonić telefon, którego nie wyłączyłem, a miałem mnóstwo kieszeni w spodniach i nie mogłem go znaleźć. Telefon dzwonił, dzwonił i dzwonił, Magda musiała ratować to komentarzem. Natłok impulsów podczas programu jest tak wielki, że zdarza się oczywista pomyłka łącznie z tym, że kogoś, kogo znam od stu lat, przedstawiam jako kogoś innego. Ten i ów raz zdarzyło mi się pomylić kompletnie nazwiska czy imiona, co jest źle odbierane przez widzów, bo myślą, że nieprzygotowany czy idiota. A to po prostu się dzieje w stresie i adrenalinie.
A który moment pracy sprawił, że stał się pan rozpoznawalny?
Agent. Pierwsze reality show w Polsce z wielomilionową widownią i efektem totalnej nowości. Praktycznie z dnia na dzień. I tak praktycznie jest do dzisiaj.
Wróćmy jednak do emocji dziennikarskich. Często się dyskutuje o tym, czy dziennikarze powinni pokazywać swoje emocje, otwarcie wyrażać swoje opinie. Mam tu na myśli kontekst polityczny. Dziennikarz powinien opowiadać się po którejś ze stron?
To jest tak. Oczywiście uważam, że powinny być przestrzegane zasady obiektywizmu. Nie mam jednak złudzeń, czy to jest jeszcze możliwe. Weźmy spór o Sąd Najwyższy. Weźmiemy do ręki gazetę prorządową i opozycyjną i znajdziemy opis kompletnie dwóch rożnych rzeczywistości. Nie liczę już na ten obiektywizm. Żeby wiedzieć co się dzieje, obejrzę sobie jedną telewizję, obejrzę drugą telewizję. Wezmę do ręki jedną, drugą, trzecią gazetę, ale mam pełną świadomość tego, że 99 proc. ludzi nie ma ani ochoty, ani czasu na takie rzeczy. Mam też świadomość, że w większości ludzie wybierają te media, które mają potwierdzić ich intuicję. Na przykład. Ktoś ma poglądy konserwatywno - prawicowe. Kupi więc gazetę, która podsunie mu argumenty przemawiające za tym, że trzeba rozwalić Sąd Najwyższy. A ktoś, kto ma odmienne poglądy, kupi gazetę, która mu podsunie argumenty przemawiające za tym, że zmiany w Sądzie Najwyższym proponowane w naszym kraju to nic innego jak koniec demokracji w Polsce.
Tak powinno być?
Mnie się to nie podoba, ale jest jak jest. Jest jeszcze jeden problem. Teoretycznie wszyscy chcieliby wyważenia, obiektywizmu, ale większość widzów, czytelników ma emocje kibiców. Tzn. chcą dopingować swoim i wcale na żadnym wyważeniu im nie zależy.
Ja mam nawet własny przykład jak to działa. Wiadomo, że jeśli już jestem kojarzony to z opozycją, że jestem lewicowo - liberalny i tak dalej. Natomiast w kwestii przyjmowania uchodźców mam zdanie odrębne, które oficjalnie wyraziłem w programie. I teraz co się dzieje? Dostaję totalną krytykę od, nazwijmy to, swoich, że jestem służalcem PiS-u. Z kolei tamci od razu próbują mnie wykorzystać do swojej propagandy. Oczywiście mi się gęba nie zamknie, ja będę mówił co myślę, ale z drugiej strony to pokazuje, że są drużyny piłkarskie, czy raczej oddziały wojskowe, które się między sobą leją i próby wyważenia - z jednej czy drugiej strony - spełzną na niczym. Nikt nie jest tym specjalnie zainteresowany.
Nie jesteśmy już obserwatorami ale kibicami?
Powiem jeszcze jedną rzecz. Żeby zapytać ludzi, czy im się podoba to, że się politycy czy publicyści kłócą w sposób brutalny. Większość powie: nie. A prawda jest taka, że jeśli jest taka naparzanka w telewizji, to od razu oglądalność rośnie. No i co z tym fantem zrobić? To nie jest też do końca tylko przypadek Polski. Weźmy Stany Zjednoczone na przykład. Tam też mamy CNN i Fox News.
W jakim kierunku zmierza świat mediów?
Jest takie określenie: media tożsamościowe. Bardzo mocno zdefiniowane politycznie, ideologicznie. Przy tym ja nadal uważam, że strona, nazwijmy to „niepisow-ska”, jest dużo bardziej zróżnicowana. Ja pracuję np. z Bogdanem Rymanowskim, który ma kompletnie inne poglądy. Jest dużo więcej różnic u nas. I to jest być może nasz problem, że po tamtej stronie jest dyscyplina i nikt się nie wychyla. A u nas jest takie inteligenckie gadanie: a to z jednej, a to z drugiej strony, w sumie to ja się nie do końca zgadzam... I z tego punktu widzenia może jesteśmy duchowo i intelektualnie bogatsi, ale obrywamy w tyłek…