Marek Białkowski: Fundusze europejskie są ogromną szansą, której Szczecin nie wykorzystuje.
Prowadzi pan kancelarię adwokacką, pracuje na uczelni, odnosi zawodowe sukcesy. Skąd pomysł, by kandydować na prezydenta Szczecina?
Nie jestem w stanie przejść obok czegoś, co jest do załatwienia, a nie jest to zrobione. Nie lubię też rozmów o rozwiązywaniu problemów, bez przechodzenia później do konkretnych działań. W Szczecinie jest tyle rzeczy fajnych, które można zrobić i tyle rzeczy pozytywnych słyszę za granicą o Szczecinie, że trudno pogodzić się z miejscem, jakie obecnie zajmuje moje miasto. Stąd pomysł o kandydowaniu. Mam doświadczenie w pracy samorządowej. W urzędzie miejskim spędziłem 10 lat. Zaczynałem od zwykłego podinspektora zajmującego się gospodarką nieruchomościami, później przeszedłem do spraw przekształceń własnościowych, zostałem kierownikiem referatu. Rozwiązania, które wówczas wprowadzaliśmy okazały się wzorcowe.
Działania obecnej władzy są niesatysfakcjonujące?
Zawsze można zrobić więcej. Obecna władza ogranicza się do kontynuowania pomysłów poprzedników. W zasadzie poza zwykłym zarządzaniem, nic się w tym mieście nie dzieje. Fundusze europejskie są ogromną szansą, której się nie wykorzystuje. Coraz więcej instytucji publicznych jest zabieranych z tego miasta i przenoszonych albo do Poznania, albo do Warszawy. Nie wiem, dlaczego włodarze się na to godzą. Poza budową S3 nic istotnego nas nie czeka. Zaniedbań jest cała masa.
Czym należałoby się zająć w pierwszej kolejności?
Najważniejszym wyzwaniem jest gospodarka. Inwestycji i źródeł finansowania jest bardzo dużo. Ostatnio odbyła się promocja Szczecina w Schwerinie. Pojawiło się wiele osób, które chciałyby inwestować w tym mieście, otwierać swoje oddziały, ale na zamiarach się kończy. Decydują się na współpracę z Poznaniem albo z Warszawą. Dlaczego nie z nami?
Mamy swoją strefę ekonomiczną. Nie potrafimy zainteresować przedsiębiorców do inwestowania tu?
Potrzebna jest reklama tego miejsca, misje gospodarcze, uczestnictwo na targach. Kiedy pracowałem w urzędzie, na każdych targach widziałem przedstawicieli Warszawy. Pytaliśmy: dlaczego się wystawiają, przecież, jako stolica są znani, więc inwestorzy i tak przyjdą. Oni odpowiadali: inwestorzy nie przyjdą sami, poza tym my chcemy wybrać najlepszych, a nie tych, którzy się po prostu zgłoszą. Chciałbym spowodować właśnie takie zainteresowanie Szczecinem. Rodzimi przedsiębiorcy nie są w stanie dźwignąć tego miasta. To nie są duże firmy.
Prezydent Piotr Krzystek postawił na BPO.
Ale czy to jest dobry pomysł? Nie wydaje mi się. Te firmy równie szybko jak się pojawiły, można zwinąć. To są wynajęte pomieszczenia, trochę sprzętu. Dzisiaj mogą działać tu, a za parę miesięcy w innym kraju. Przeniesienie takiej działalności to żaden problem.
Jeżeli chodzi o biura BPO odpadamy w konkurencji choćby z Poznaniem, który na pniu zatrudnia naszych absolwentów.
Młodzi ludzie uciekają z naszego miasta, nie dlatego że miasto im się nie podoba, ale że nie mają tu perspektyw. To jest proces, który trzeba zatrzymać. Widzę to po swoich studentach, wielu z nich planuje wyjazd.
Zgadza się pan z opinią, że Szczecin jest miastem dla emerytów?
Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Mamy doskonałe sieci sklepów, przyzwoitą służbę zdrowia. Całkiem dobry pomysł na wsparcie dla seniorów. Natomiast jest problem, by tu zarabiać. Prowadzę kancelarię i wiem, jak to wygląda. Wiele osób nie stać na nasze usługi, liczą uważnie każdą złotówkę. Wiem, że prezydent Piotr Krzystek startując pierwszy raz miał dobre hasło: po pierwsze gospodarka. Ale teraz go nie realizuje. Wystarczy popatrzeć na Gryfino. W Gardnie powstała strefa ekonomiczna. Dziś tam buduje się Zalando. Rozmawiałem z ludźmi, którzy pracowali nad sprowadzeniem takiego inwestora. Mówią, że biegali za tym bez mała 8 lat. U nas brakuje takich specjalistów i czasu. Uważam, że prezydent nie może się rozdrabniać. Powinien wyznaczyć sobie 2-3 zadania i nad nimi się skupić.
Czyli dla pana: Po pierwsze gospodarka. A po drugie?
Po drugie: nauka. Uniwersytet Szczeciński jest jedną z ciekawszych uczelni. Tworzenie otoczki naukowej i miasta akademickiego zeszło na plan dalszy. Szkoły wyższe żyją własnym życiem, niezależnie od miasta. Tymczasem razem siedzimy na tym samym talerzu. To trzeba połączyć, by „danie” miało sens. Nasi przedsiębiorcy nie wykorzystują potencjału uczelni. Są niby konkursy, stypendia, ale nic z tego nie wynika. Do mnie zgłosił się przedsiębiorca z Niemiec, który twierdzi, że bierze od nas każdego inżyniera. Jeśli rozwiniemy gospodarkę, to oni nie będą musieli stąd wyjeżdżać.
To oznacza, że prezydent Krzystek dobrze wystartował, tylko później pogubił ideały?
Nie, on miał po prostu tylko dobre hasła. Większość rzeczy, które zrobił, to było wypełnienie tego, co było wcześniej przygotowane. Wystarczy popatrzeć na halę widowiskowo-sportową, projekt i finansowanie było wymyślone przez poprzedników. Filharmonia, przebudowa dróg były już zaplanowane. Jedyne, co dobrego zrobił Krzystek, to je zrealizował. Moja prezydentura byłaby analizą tego, co dotychczas dobrego zrobiono dla miasta i w jakim zakresie można by podjąć się kontynuacji dotychczasowych działań, ale również wprowadzenie nowych pomysłów. Musimy chcieć czegoś więcej.
Pana kandydowanie zaskoczyło Platformę Obywatelską. Rozmawiał pan o tym z kolegami partyjnymi?
Nikt mnie nigdy nie namawiał, to jest mój autorski pomysł. Gdybym to z kimś uzgadniał, musiałbym realizować cudze pomysły. Liczę jednak, że razem z PO możemy powalczyć o lepszy Szczecin.
Marszałek Geblewicz w rozmowie z Głosem powiedział, że jeszcze nie jest przesądzone, czy to zarząd powiatu zdecyduje, kto będzie kandydatem partii na prezydenta, czy też będą prawybory. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
Pogodzę się z każdą decyzją.
Czym się pan różni od kontrkandydatów? W Platformie 4 osoby chcą kandydować na stanowisko prezydenta i to być może jeszcze nie koniec.
W PO jestem niedawno. Moi koledzy z Platformy są bardziej politykami. Ja jestem praktykiem.
Jak pan chce przekonać członków Platformy, że jest pan najlepszy?
Nigdy nie zabiegałem o żadne funkcje. Nie mam parcia na szkło. Jestem pozytywistycznym bohaterem, ceniącym pracę u podstaw. Mam doświadczenie i uważam, że powinno być ono wykorzystane.
Jak zamierza pan pozyskać głosy szczecinian?
Najlepszym rozwiązaniem dla szczecinian jest próba zmiany sposobu funkcjonowania włodarzy, tak by szczecinianie chcieli tu mieszkać.
Zapowiada się ostra walka. Musi pan mieć w zanadrzu jakieś fajerwerki.
Mam pomysły. Uważam, że koledzy z PO mi pomogą. Za wcześnie jednak na szczegóły.
Platforma ma podjąć decyzję o kandydacie na prezydenta w I kwartale 2017 roku. To optymalny termin?
W porównaniu do poprzednich lat i ówczesnych wydarzeń, uważam, że to najlepszy termin. Jest czas, by się odpowiednio przygotować, zaplanować działania i je zrealizować. W ubiegłych wyborach popełniono poważne błędy w tym zakresie. Dobrze, że wyciągnięto z tego właściwe wnioski.
Na pewno przed wyborami rozpocznie się budowa aquaparku i przebudowa stadionu. Obie inwestycje finansowane tylko z budżetu miasta. Stać nas na nie?
Aquapark to fajny pomysł, ale strasznie kosztochłonny. Myślę, że warto byłoby rozważyć pomysł budowy lub rozbudowy dzielnicowych ośrodków rekreacji zamiast jednego dużego molocha. Tym bardziej, że wokół już są takie obiekty, po obu stronach granicy. Cena jest bardzo podobna. Nie wiem, czy budowanie parku wodnego w Szczecinie ma sens. Wiem, że takie inwestycje są miastotwórcze, ale czy to jest odpowiedni moment? Trzeba byłoby się zastanowić. Budowanie czegoś na siłę tuż przed wyborami jest marchewką dla mieszkańców, by zagłosowali. Z kolei przy planowaniu przebudowy stadionu powinniśmy wymyślić formułę, w której taki stadion przynajmniej w części mógłby się sam finansować. Jest to możliwe. Trzeba tylko pomyśleć szerzej, niż perspektywą zaścianka.