Marek Dawidowicz zahipnotyzował naszą dziennikarkę, Dianę Krasowską
Jestem jak poręcz, po której schodzi się w głąb własnego wnętrza - mówi Marek Dawidowicz, białostocki hipnoterapeuta.
Usiądźcie wygodnie… Rozluźnijcie najbardziej napięte w was miejsca… A teraz napnijcie te najbardziej rozluźnione... - mówił kojącym głosem Marek Dawidowicz, białostocki hipnoterapeuta, podczas sobotnich warsztatów „Wycieczka do krainy wewnętrznego spokoju“. Na spotkanie w białostockiej „Integrze“ przyszło dziesięć osób, w tym ja.
Do hipnozy zawsze nastawiona byłam dość sceptycznie - z jednej strony trochę się jej bałam, a z drugiej - nie wierzyłam w jej skuteczność. W końcu jednak pomyślałam: „co tam, posiedzę, posłucham, popatrzę“. I... dałam się zahipnotyzować! Zupełnie nie wiem, jak to się stało. W każdym razie, gdy po wstępnych ćwiczeniach relaksacyjnych - które, tak jak i ja, wykonywały pozostałe osoby - zamknęłam oczy i usłyszałam: „Teraz możesz przemieścić się do swojego bezpiecznego miejsca. Może to być miejsce, które znasz lub takie, które choć trochę kojarzy się ze spokojem…” - udało mi się, znalazłam je i poczułam, że robi mi się coraz bardziej ciepło i przyjemnie. W myślach przechadzałam się po moim spokojnym miejscu i było mi miło do tego stopnia dobrze, że gdy prowadzący powiedział: „A teraz możecie powoli, we własnym tempie wracać do nas…” - miałam ogromny problem z otworzeniem oczu. Szczerze? Nie chciało mi się stamtąd wracać! Okazało się, że Markowi Dawidowiczowi udało się wprowadzić w stan hipnozy wszystkich przybyłych na warsztaty. Sam był zaskoczony.
- Nie spodziewałam się, że wszyscy tak szybko dotrą do swoich szczęśliwych miejsc - uśmiechał się hipnoterapeuta. - Niezbyt często się tak zdarza, że wszyscy naraz wchodzą w ten stan.
Po wybudzeniu podzieliliśmy się swoimi doświadczeniami.
- Ciężko mi było na początku znaleźć takie „moje“ miejsce, ale w pewnym momencie poczułam stan podobny do zasypiania i przestałam czuć swoje ciało. Nie spodziewałam się tego, że uda mi się wejść w hipnozę - przyznawała około 30-letnia kobieta, jedna z uczestniczek warsztatów.
- Teraz jestem odcięta od wszystkiego, z czym tutaj przyszłam, od moich wszystkich problemów - cieszyła się druga, tuż po 50-tce. - Tam czułam się bardzo bezpiecznie. Nie chciało mi się wracać do rzeczywistości.
Psychoterapeuta
Rozmawiamy o hipnozie
- Razem z dziewięcioma innymi osobami wzięłam udział w seansie hipnotycznym. Czy każdy seans wygląda tak samo?
- Dzisiaj pokazałem państwu jedną z technik relaksacyjnych. Hipnoza posłużyła do odnalezienia wewnętrznego spokoju. Warto ją sobie zapamiętać, ponieważ potem można z niej korzystać, gdy nadejdzie taka potrzeba. Seanse wyglądają inaczej w zależności od problemu osoby hipnotyzowanej oraz od tego, w jak głęboki trans ktoś wejdzie i jak da siebie prowadzić - hipnoza może mieć charakter relaksacyjny lub bardziej terapeutyczny.
- Hipnoza jest jedną z metod psychoterapii. Na czym ona polega?
- Jest to stan zawężonej uwagi. Co ciekawe, doświadczamy go na co dzień, nawet teraz, jak pani mnie słucha, to patrzy pani w jeden punkt i wszystkie inne są mniej istotne - zaczyna się swoisty trans. Tuż przed zaśnięciem jest taki moment, który trudno uchwycić, bo on trwa krótko - gdy nasze oczy są już ciężkie, ale słyszymy jeszcze, że sąsiedzi chodzą po mieszkaniu, że coś szumi… ale już na to nie reagujemy. Również w pociągu popadamy w swoisty trans, gdy patrzymy w szybę, obraz zasuwa, ale nie jesteśmy w stanie zobaczyć tych wszystkich drzewek. I to jest taki moment, że jesteśmy niby tu, a trochę na zewnątrz. Jeśli ktoś uprawia sport typu bieganie czy pływanie, to wtedy też pojawia się coś podobnego.
- Często sięga pan po hipnozę na terapiach?
- Nie na każdej sesji, ale bardzo często. Zwykle nie jest to hipnoza od początku do końca, tylko taka, w której występuje element transu i człowiek przenosi się w jakąś wewnętrzną przestrzeń. Tam sobie coś majstruje, doświadcza czy przeżywa.
- Jakie schorzenia leczy się za pomocą hipnozy?
- Do mnie najczęściej przychodzą pacjenci z zaburzeniami lękowymi, czyli cierpią na to, co się popularnie nazywa nerwicą, z jakimiś depresyjnymi stanami albo z zaburzeniami osobowości. No, ale hipnoza może być używana w szerszej medycynie - w łagodzeniu bólu, na przykład w sytuacji, gdzie inne środki znieczulające nie przynoszą skutku albo nie można ich zastosować, gdy ludzie są na nie uczuleni. Wtedy właściwe hipnoza jest jedynym wyjściem. Stosowana jest też w leczeniu różnych nowotworów albo wszelkich chorób, które wiążą się z napięciem. Gdy człowiek jest w długotrwałym stresie i popada w depresję, to ma uwagę zawężoną na tym, jaki jest do niczego, a świat jest beznadziejny, i wówczas może - właśnie w stanie hipnozy - zajrzeć w inne miejsca i zobaczyć na przykład wartości, które ma w sobie i wokół siebie, i które są niepodważalne: że pracuje, że ma dzieci, albo że nie ma dzieci i może swobodnie podróżować. Kiedy wychodzi ze stanu hipnozy, to już nie jest taki pusty. Polega to na znajdowaniu w sobie tych plusów.
- A co z leczeniem uzależnień?
- Są osoby, które zajmują się hipnozą przede wszystkim w leczeniu uzależnień, ale ja się tym nie zajmuję. Z tego, co wiem, to jeszcze jakiś czas temu mistrzami świata w tym byli Rosjanie. Oni stosowali bardzo dyrektywne metody, żeby uwalniać od alkoholizmu. Na przykład pacjent po jednym lub po kilku spotkaniach wychodził odmieniony i naprawdę nie pił przez lata. Nazywają to kodowaniem. U niektórych działa to perfekcyjnie, ale nie u wszystkich. Sugestia hipnotyczna trwa jakiś czas, więc nie można powiedzieć, że do końca życia nie będziesz już pił czy palił. Jednak, jeśli człowiek na jakiś czas zazna trzeźwego życia, to sam może już nie chcieć do tego pijanego wracać.
- Czy z hipnozą wiąże się jakieś ryzyko?
- Tak, ponieważ w nieświadomości są nie tylko marzenia i pragnienia miłe i przyjemne, ale również bardzo bolesne doświadczenia. Jeśli w hipnozie dojdziemy do tych drugich, to od kogoś, kto za wprowadzenie w hipnozę się zabiera, oczekuje się, że będzie wiedział, co tam może robić. Nie dopuszczam sytuacji, że gdy ktoś doświadczy bolesnego wspomnienia, to prowadzący się tego przestraszy i zaproponuje, żeby stamtąd uciekać. To jeszcze gorzej zrobi pacjentowi. Hipnotyzujący jest jedynie pilotem, kierowcą jest osoba hipnotyzowana. Ja jestem wsparciem, pomocą, poręczą, po której schodzi się głębiej. Hipnoza jest jak skalpel, może przeciąć coś bolesnego, może udrożnić coś, co się zapchało. Natomiast skalpel w nieodpowiedzialnych rękach może narobić dużo szkody.
- Czy z hipnozy można się nie obudzić?
- Jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby taka sytuacji kiedykolwiek się komuś przytrafiła. Pamiętam taką anegdotę: młody adept hipnozy zaproponował swojej koleżance, że poćwiczą tę metodę. Ona mu się podobała, ale on nie wiedział, że jest to uczucie odwzajemnione. Kiedy ona weszła w stan hipnozy i tak jej było przyjemnie, gdy słuchała jego jedwabistego głosu, to nie w głowie jej było stamtąd wychodzić. Chłopak się przestraszył i poszedł po swojego kolegę, który też się tym zajmował. Ten powiedział do niej swoim głosem. Dziewczyna natychmiast wyszła z hipnozy, bo tym mężczyzną nie była zainteresowana. Zdarza się również, że ktoś podczas seansu zaśnie... Jest to stan rozluźnienia i bezpieczeństwa, więc wystarczy, że ktoś mało spał lub jest zmęczony… Gdy zrobi się tak bezpiecznie, ciepło i swobodnie, to nic dziwnego, że może zasnąć. I wtedy dobrze taką osobę ułożyć, niech się wyśpi lub można ją obudzić bez większej krzywdy.
- Czy zachęciłby pan do hipnozy tych, którzy się jej obawiają?
- Najpierw pokazałbym, że jednak mieli już z nią do czynienia, bo w codziennym życiu doświadczali stanu zawężonej uwagi. Ludzie uświadamiając sobie, że ten stan jest w nas wpisany, przestają się tym niepokoić, rozumieją, że to nic szczególnego. Ciekawość to jest droga, która przełamuje opory. Ktoś sprawdza, co to znaczy być w hipnozie, doświadcza i nic w tym strasznego nie widzi. Z czasem pójdzie głębiej, podejmie jakiś problem, przeżyje jakieś bolesne wspomnienie i zobaczy, że to nie było tak przerażające, jak sobie to wyobrażał.
- Jakie zachowania najczęściej pan obserwuje u swoich pacjentów wprowadzonych w stan hipnozy?
- Te osoby są rozluźnione, spokojne, czują się bezpiecznie, chętniej w siebie zaglądają, eksperymentują... Często bardziej się otwierają na swoją kreatywność, rozwijają swoją wyobraźnię i uczą się nią kierować. Podczas hipnozy rozwijają również swoją empatię, ponieważ w tym stanie nie musimy być sami. Spotykamy tam, wewnątrz siebie, różne osoby - rodzinę, przyjaciół, czasem również zmarłych, na przykład babcię czy dziadka. Czasem pojawiają się także osoby, które wyrządziły nam w życiu jakąś krzywdę.
- Czy zdarzały się jakieś niezwykłe sytuacje, gdy wprowadził pan kogoś w stan hipnozy?
- Są to raczej sytuacje, w których ludziom się coś przypomina. Najczęściej jest to coś bardzo trudnego, o czym całkowicie zapomnieli. Zwykle później robię przerwę w tej terapii, bo ktoś, kto przez lata nie wiedział, dlaczego czegoś unika, nagle się tego dowiadywał. Nie zawsze to, co widzi czy przeżywa człowiek w stanie hipnozy, wydarzyło się naprawdę. Jednak później często korci go, żeby to sprawdzić. Wtedy kontaktuje się z osobą, która go skrzywdziła i pyta lub sięga do pamiętników. To są takie zaskakujące miejsca w tej terapii - często dramatyczne, ale jak już człowiek się z nimi upora i wie, że to było kiedyś i ich konsekwencje nie muszą się teraz dziać - jest to bardzo uwalniające... Czasami także ktoś sobie przypomina, że coś zgubił.
- Zdarza się, że pacjenci płaczą?
- Zdarza się! Ludzie płaczą w stanie hipnozy, bo są wzruszeni. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy przypominają sobie jakąś przyjemną sytuację z kimś bliskim. Na przykład czyjaś babcia nie żyje, ale jak wracają do chwil z dzieciństwa, kiedy było im tak miło, ciepło, bezpiecznie i przyjemnie, wtedy przypominają sobie właśnie babcię. Na takie wspomnienia reagują łzami. Najczęściej to jest płacz tęsknoty, wzruszenia czy miłości.
- Kiedy podczas hipnozy trzeba zachować szczególną ostrożność?
- U ludzi chorych psychicznie, którzy mają jakieś urojenia. W stanie hipnozy mogą doświadczyć siebie w różny sposób. Takie osoby mają tyle niezwykłości wkoło, że ja bym im nie dorzucał ich więcej. Hipnoza u osób, które chorują psychicznie, na przykład na schizofrenię, powinna być prowadzona przez osoby naprawdę bardzo doświadczone. Praca z takimi ludźmi jest bardzo niebezpieczna i często może im zaszkodzić. Podobnie jest w przypadku osób w stanie bardzo głębokiej depresji - z dużą niechęcią do życia, gdy do samobójstwa jeden krok... I jeżeli ten człowiek przeniesie się w taki „wewnętrzny niebyt’’ i poczuje się tam tak dobrze, to może postanowić, że jeszcze bardziej nie chce być na tym świecie. W takich przypadkach raczej unikam hipnozy. Podobnie jest u osób pijanych lub pod wpływem narkotyków - u nich można zainicjować jakiś proces, który zwiedzie na zupełnie inną drogą. To się może źle skończyć. Stosowanie hipnozy w terapii par czy rodzin też wymaga pewnego wyczucia. Ludzie mniej sobie ufają w związkach, gdzie jest jakiś konflikt. Podczas hipnozy, gdy bardziej się odsłonią przed partnerem, to mogą używać później tego przeciwko sobie. W takich sytuacjach, gdzie się coś bardzo złego dzieje w człowieku, czy też w jego związku, trzeba działać naprawdę ostrożnie.
- Skąd pana zainteresowanie psychoterapią?
- Zawsze ciekawił mnie człowiek i to, czym się kieruje w swoich decyzjach… Postanowiłem więc studiować resocjalizację. Na studiach działało koło psychoterapii i postanowiłem do niego dołączyć. Właśnie tam zainteresowałem się tą dziedziną. I na tyle mnie to zaciekawiło, że już na drugim roku studiów wiedziałem, że nie będę pracował w poprawczaku czy w więzieniu.
- Co w pracy psychoterapeuty najbardziej pana cieszy?
- To, że ludzie, dzięki terapii, dowiadują się, że nie są tak słabi, jak im się wydawało albo wiedzą, że nie muszą być tak silni, jak myśleli. Cieszy mnie, że mogę im towarzyszyć, gdy zmagają się z jakimiś swoimi potworami i potrafią je okiełznać, a ja jestem tego świadkiem. Często też wychodzą z jakichś wewnętrznych życiowych koszmarów.