Rozmowa z Markiem Kaczyńskim, członkiem zarządu Związku Gmin Wiejskich Województwa Podlaskiego.
Jak gminy patrzą na przyszły rok, w którym szykuje się sporo zmian, m. in. w systemie oświaty. Z nadzieją, niepokojem czy może spokojem?
Raczej ze spokojem, do wszystkiego trzeba się przystosować. Na pewno jednak są obawy. Jako samorządowcy mamy obawy związane z reformą oświaty. Nie kwestionujemy jej jako takiej - polityką się nie zajmujemy. Nasze obawy budzi fakt zbyt szybkiego wprowadzania tej reformy. I to, że na wiele pytań zadawanych przez różne organizacje samorządowe nie otrzymujemy takich odpowiedzi, jakich byśmy oczekiwali. To, co słyszymy, to ogólniki. Chodzi nam głównie o skutki likwidacji gimnazjów. Bo jakby nie patrzeć, to o ten jeden rocznik - czyli trzecia klasa gimnazjum - w konsekwencji będzie mniej. Siłą rzeczy pojawią się zwolnienia nauczycieli, może w mniejszym stopniu będzie to dotyczyć małych samorządów, gdzie gimnazjów jest mniej.
Jest też kwestia finansów, którą podnosicie w swoim stanowisku dotyczącym zmian w oświacie. Szkoły trzeba będzie dostosować do nowego systemu.
No właśnie to jest temat, o którym w tej chwili dosyć trudno jest nam rozmawiać. Dlatego, że na te nasze konkretne pytania nie otrzymywaliśmy równie konkretnej odpowiedzi. Jakie to będą skutki, czy będą zapewnione środki. Padają ogólne odpowiedzi, że tak, że na wszystkie nasze wydatki związane z reformą otrzymamy pieniądze. Obawiamy się, że przy dostosowaniu pomieszczeń czy też zmianie organizacyjnej pojawią się jednak dodatkowe wydatki. Nie wiemy, jakie one będą i czy wystarczy nam na nie środków. Skoro jesteśmy przy finansach, to jest też kwestia dotycząca zadań zleconych samorządom przez rząd, np. funkcjonowania urzędów stanu cywilnego. Sięgając kilkanaście lat wstecz były one całkowicie refundowane, natomiast w ostatnim czasie „spłaszczono” je. Choć niedawno otrzymaliśmy ankiety z urzędu wojewódzkiego, gdzie była prośba o określenie dokładnych wydatków na zadania zlecone. Mamy więc nadzieję, że coś się w tym kierunku ruszy. Że zostaną przeprowadzone dokładne kalkulacje kosztów funkcjonowania chociażby gminnych ośrodków pomocy społecznej. Tutaj też nie na wszystkie zadania jest wystarczające finansowane.
Jest też obawa związana z podwyższeniem od 1 stycznia płacy minimalnej do 2 tys. zł. Choć tutaj akurat uważam, że ma to uzasadnienie społeczne. To istotna zmiana dla osób, które niewiele zarabiają. Przy obecnych kosztach życia, 2 tys. to też nie jest dużo. Tylko znowu jeśli przeliczymy to na liczbę etatów - płace minimalne funkcjonują często w szkołach - może być problem. Tam wiele osób z obsługi otrzymuje minimalną pensję. I wszędzie tam ta płaca będzie musiała wzrosnąć. Tylko, czy wystarczy nam pieniędzy i czy w subwencjach - oświatowej bądź ogólnej - te składniki będą uwzględnione? Dziś nie mamy na te pytania odpowiedzi i stąd nasze obawy.
Pani premier niedawno ogłosiła, że najmniej zarabiający urzędnicy muszą dostać od marca podwyżki. Czy to też odbije się na budżetach samorządów?
Wzrost płac w samorządach w zasadzie nie jest zależny od strony rządowej. Możemy w ramach posiadanych funduszy dowolnie regulować wynagrodzenia naszych pracowników, czy też wynagrodzenia w jednostkach podległych w porozumieniu z ich kierownikami. Natomiast z tego, co wiem, to ta zapowiedź ma dotyczyć pracowników administracji rządowej. O ile się orientuję, to płace nie są tam wysokie, a podwyżek faktycznie nie było od 2008 r. Zapowiedź ta nie dotyczy więc pracowników samorządowych. Ale podwyżki płacy minimalnej, dotyczą nas jak najbardziej. One są takim punktem odniesienia i będziemy musieli przyjrzeć się płacom wszystkich pozostałych pracowników. W przypadku naszej gminy, akurat od 1 stycznia planujemy podwyżki na poziomie 6-7 proc. pensji.