Marek Lewandowski: W porównaniu do naszych, to małe protesty [ROZMOWA]
Z Markiem Lewandowskim, rzecznikiem Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, rozmawia Ryszarda Wojciechowska
Przewodniczący Piotr Duda groźnie zasugerował uczestnikom protestów obywatelskich, że wyprowadzi związkowców na ulicę i nakryje protestujących czapkami. Solidarność chce być dzisiaj pięścią władzy?
Słowa przewodniczącego były raczej reakcją na ciągłe wywoływanie nas przez określone środowiska do tablicy. Piotr Duda powiedział więc jednoznacznie - jeśli chcą konfrontacji, będą ją mieli. Chciał również pokazać, że to nie jest tak, że przeciwko tej władzy protestuje większość społeczeństwa. Dzisiaj to w sumie niewielkie grupy - w kulminacyjnym momencie od 3 do 5 tysięcy. To nic szczególnego. Bo kiedy my przez ostatnie 8 lat chodziliśmy pod Sejm, było nas po 30-50 tysięcy. Budowaliśmy wielodniowe miasteczka i mieliśmy tak ostre momenty, jak np. happening z blokadą Sejmu. Strzelano do nas, traktowano gazem i armatkami wodnymi. I nikt jakoś specjalnie się tym nie interesował. Konsekwentnie bagatelizowano w mediach ich znaczenie, nawet wtedy, kiedy zorganizowaliśmy 200-tysięczną manifestację.
Was nie dało się nie zauważyć. Byliście głośni i groźni chwilami.
Ale dopiero dziś słyszymy o jakimś przełomowym, drastycznym momencie. O zagrożeniu demokracji. Bzdura. To, co się obecnie dzieje, jest dowodem, że polska demokracja ma się doskonale. Mamy ostry spór, ludzie protestują, gdzie chcą i jak chcą i nic złego się nie dzieje. W porównaniu do naszych, to małe protesty. Dlatego przewodniczący mówiąc, że jeśli chcą się do nas porównywać, to możemy się spotkać i policzyć. A wtedy nakryjemy ich czapkami.
To, w takim razie, jakich praw pracowniczych Solidarność chciałaby bronić na ulicy? Bo chyba od tego jest.
Na razie nie ma powodów do wychodzenia na ulice w obronie praw pracowniczych. W końcu w Polsce mamy normalny dialog społeczny. Chyba, że coś się zmieni, choćby w przypadku górników. Solidarność jest największą, najsilniejszą i najlepiej zorganizowaną grupą społeczną w Polsce. Aby realizować cele pracownicze, musimy mieć narzędzia. Dlatego trochę mocniej zaangażowaliśmy się w ostatnich wyborach i dzięki temu wiele postulatów już udało się załatwić. Ale jeszcze wiele przed nami, np. kwota wolna od podatku, równa dla wszystkich, czy staż w wieku emerytalnym. I tego nie odpuścimy.
Już sobie wyobrażam związkowców ochraniających rządowe limuzyny... Łza się w oku kręci.
Cóż za złośliwa ironia.
Tak mówię, bo nie rozumiem, dlaczego chcecie przykrywać czapkami tych, którzy protestują, bo nie podoba im się to, co robią rządzący.
A my uważamy, że to, co się dzieje przy okazji tych protestów to wielka, polityczna hucpa opozycji. Ja tam widzę ciągle te same twarze.
Eskalowanie emocji także z waszej strony może grozić rozlewem krwi.
Z pani strony oczekiwałbym bardziej krytycznego głosu w tej - jak powtarzam - politycznej hucpie, którą dziś obserwujemy. Przecież wykorzystuje się różne zdarzenia do tego, aby toczyć walkę polityczną. I jakoś z pani strony nie widzę przerażenia.
Klasyk mawiał, że rząd się sam wyżywi i rząd się sam obroni. Więc stawanie Solidarności w jego obronie, musi co najmniej dziwić.
To pierwszy rząd, który realizuje swoje obietnice i być może przyjdzie taki moment, że warto będzie go wesprzeć. Jeśli ocenimy, że realizacja postulatów pracowniczych jest zagrożona, nie będziemy bierni.
Nikt z manifestujących nie wzywał Solidarności do konfrontacji.
Ależ wzywał. Przewodniczący na Twitterze ma 12 tysięcy obserwujących i tam całkiem poważne osoby go atakowały. Były wypowiedzi też, że prawdziwa Solidarność jest dzisiaj na ulicy, a my nie mamy prawa już do tej nazwy itd.
Na jaki sygnał czeka więc Solidarność?
Bacznie się temu przyglądamy. Sami po nowym roku ocenimy, jakie działania podejmiemy.