Od kilku tygodni wiodącym tematem publicznych debat jest tzw. piątka Kaczyńskiego, czyli kolejne programy socjalne dla wybranych grup Polaków. Pokłosiem tych propozycji jest rosnące niezadowolenie innych grup rodaków, w tym nauczycieli, którzy grożą strajkiem powszechnym. Na protest chcą wybrać czas egzaminów gimnazjalnych i matur, aby wreszcie zostali zauważeni przez rządzących. Upominający się od lat o wyższe pensje, najwidoczniej stracili cierpliwość i czarne poczucie humoru, które towarzyszy rozmowom ich przedstawicieli z panią minister Zalewską i jej zastępcami.
Ale byłoby dużym uproszczeniem, a może i niesprawiedliwością, twierdzenie, że chodzi tutaj wyłącznie o pieniądze, chociaż ostatnio można odnieść takie wrażenie. Wydaje się, że problem jest głębszy i dotyczy systemu edukacji w Polsce - od przedszkola po szkoły wyższe.
Obserwując ten świat także od środka, mam nieodparte poczucie, że system ten - mówiąc kolokwialnie - rozjeżdża się. Wprowadzane równolegle gruntowne reformy, zarówno w edukacji szkolnej, jak i nauce oraz szkolnictwie wyższym, rodzą frustrację i niepokój tak samo nauczycieli, w tym akademickich, jak i rodziców, uczniów oraz studentów.
Chyba już niewielu Polaków wierzy w zapewnienia ministrów odpowiednich resortów, że wszystko będzie dobrze i reformy okażą się wielkim sukcesem obecnie rządzących. Codzienność zdaje się sugerować coś zgoła odmiennego. Wielu rodziców napawa przerażeniem zbliżający się 1 września 2019 roku, kiedy do szkół średnich będą próbowali się dostać zarówno uczniowie trzecich klas wygaszanych gimnazjów, jak i klas ósmych „przywróconych do łask” ośmioklasowych podstawówek.
Najtrudniej będzie w liceach ogólnokształcących. Stąd tu i ówdzie można usłyszeć, że niektórzy rodzice namawiają dzieci, aby powtarzały ostatnie klasy, a tym samym zyskały w przyszłym roku większe szanse dostania się do dobrego liceum. Być może to przesada, ale świadczy również o tym, że wykształcenie młodych Polaków stało się dla nich i ich rodziców ważne. I to jest budujące, chociaż rządzący zdają się to nie w pełni rozumieć.
Reforma oświaty, która za chwilę wejdzie w najtrudniejszy etap, od początku wzbudzała wiele emocji. Co bardziej przewidujący nauczyciele i rodzice ostrzegali o kumulacji roczników związanej z wygaszaniem gimnazjów i przywróceniem szkoły podstawowej liczącej osiem klas. Nikt z ministerstwa tych argumentów nie słuchał, bo naczelnym zadaniem była likwidacja gimnazjów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień