Marek Sowa: To nie miało prawa się wydarzyć
Marek Sowa, były marszałek Małopolski, dziś poseł, przed kilku miesiącami zmienił barwy klubowe z PO na Nowoczesną. Zaraz potem partia Petru zaczęła słabnąć. Jednak Sowa nie żałuje tego kroku.
Jak pana brat, ksiądz Kazimierz Sowa, przeżył zamieszanie związane z opublikowaniem nagrań z jego rozmów w politykami i biznesmenami?
Kazek jest silną osobą. A w tym przypadku trzeba pamiętać, że jest ofiarą przestępstwa, a nie sprawcą.
To zapytam o pana. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, pan był jeszcze posłem Platformy. W listopadzie ub. roku przeszedł pan do Nowoczesnej. Nie żałuje pan?
Jestem człowiekiem, który nie żałuje przemyślanych i podjętych decyzji, staram się patrzeć w przyszłość. Przechodząc do Nowoczesnej nie zrobiłem jakiejś ideowej wolty. Obie partie stoją w kontrze do polityki realizowanej przez PiS. Nie zgadzam się na rozdawnictwo PiS-u. Sam zawsze, w każdym zarządzie, byłem bardzo powściągliwy jeśli chodzi o życie na kredyt. PiS uzależnia człowieka od państwa, a ja mam zupełnie inną perspektywę. Uważam, że do wszystkiego trzeba dojść ciężką pracą, a nie czekać, aż coś „spadnie z nieba”. Mam dwóch synów i chcę, żeby nie musieli w przyszłości przejmować się długiem, który zostawiło im nasze pokolenie. Niewątpliwie, to odnajdziemy w programie Nowoczesnej, która najbardziej ze wszystkich partii prezentuje taką wizję rozwoju.
Nie zmierzałam tym pytaniem do oceny rządów PiS-u.
Rozumiem, do czego pani zmierza. Nie zamierzam uciekać od tego tematu.
Wiadomo: do tego, że jak pan przechodził do Nowoczesnej, partia Petru była na fali, a w PO źle się działo. Teraz jest w zasadzie na odwrót.
Tak, przeszedłem do Nowoczesnej, kiedy ta jeszcze nie miała przed sobą doświadczenia wydarzeń z przełomu roku.
A Ryszard Petru nie został przyłapany w samolocie z posłanką Schmidt. Akurat gdy w Sejmie trwały protesty.
To nie miało prawa się przytrafić.
Nie miało prawa przytrafić się w takim momencie czy nie miało się prawa przytrafić, że wspólnie wyjeżdżają?
Nie miało prawa się wydarzyć w tym momencie. Jeśli chodzi o to, czy powinni razem wyjeżdżać - to ich prywatna sprawa. Na pewno jak jest się osobą publiczną, to trzeba mieć świadomość, że nie istnieje obszar zarezerwowany dla sfery prywatnej. Ja jestem w działalności publicznej dość długo i należę do osób, które starają się chronić swoją prywatność: moja żona nie wykazuje okołopolitycznej aktywności, nie pojawiam się na uroczystościach publicznych z żoną i synami, a już szczególnie z młodszym, nie zapraszam dziennikarzy do domu, żeby zobaczyli, jak mieszkam i, na przykład, jak pracuję w ogrodzie. To ostatnie obiecałem żonie i tego się trzymam. Natomiast zdaję sobie sprawę, że jak ktoś się mną interesuje, to się przed nim nie ukryję. Zapewne szybko dowie się, gdzie mieszkam, gdzie moja żona pracuje, w jakim wieku są moi synowie i gdzie się uczą. Nie robię z tego przesadnej tajemnicy. Nie zapraszam do prywatnego życia, ale też nie staram się go za wszelką cenę ukryć. Ludzie mogą sobie je prześwietlać i tyle. Tego nie da się uniknąć wchodząc na drogę polityczną.
Pan nie musi robić z tego tajemnicy, bo pana życie rodzinne jest poukładane i chyba udane?
To prawda. Jest udane. Ale wiem też obserwując świat, że w życiu różnie się układa. A Ryszard przyznał, że popełnił błąd i ma tego świadomość.
Zachował się jak celebryta, a nie poważny polityk?
Jak człowiek, który niewiele ponad rok wcześniej wszedł do świata wielkiej polityki z biznesu.
Pan go dobrze zna?
Mogę powiedzieć, że znamy się długo. Z osiem lat. Gdy byłem marszałkiem, współpracowaliśmy np. podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Byliśmy w kontakcie.
On nadaje się na lidera partii, która pretenduje do miana głównej siły opozycyjnej?
Oczywiście, że nadaje się.
Przez jego wpadkę Nowoczesnej spadło poparcie.
Nie tylko przez tę wpadkę. Na popularność Nowoczesnej w ubiegłym roku składały się dwa elementy, nazwijmy to, wewnętrzne: duża wiarygodność tej formacji w obronie Trybunału Konstytucyjnego (Nowoczesna przez swoich posłów, a przede wszystkim posłanki, była bardzo wyrazista i to był atut w budowaniu jej wiarygodności) oraz osobowość lidera. Ryszard miał bardzo pozytywny odbiór społeczny, wielu ludzi widziało w jego osobie alternatywę polityczną, lidera zmian. Ale ten przełom roku był trudny i jego wizerunek został mocno naruszony. I z tym musieliśmy się zmierzyć. Działanie PiS-u wokół Unii Europejskiej - sprawiły, że Platforma, kojarzona z Donaldem Tuskiem, wzmocniła się. Wyniki poparcia to zwykle sinusoida, zmienia się i trudno przewidzieć, co będzie dalej.
Może lidera Nowoczesnej trzeba zmienić?
Raczej odbudować wiarygodność lidera, co dzisiaj się już dzieje, a jest tego wart. Nowoczesna została zbudowana wokół Ryszarda Petru i bez niego nie byłaby w miejscu, w którym jest. To najbardziej widoczny polityk opozycji w mediach społecznościowych. A Nowoczesna jest wynikiem jego autorskiej wizji zbudowanej głównie dzięki jego dużej wiedzy ekonomicznej. Zrobiliśmy nowe otwarcie i to widać. Najlepszym przykładem jest wybór Katarzyny Lubnauer na przewodniczącą klubu poselskiego, poszerzenie grona osób, które na swoje barki mogłyby wziąć różnego rodzaju projekty, zaprezentowanie swoich rozwiązań na konwencji programowej, przede wszystkim alternatywy dla programu 500+.
Nowoczesna jest jedyną formacją, która nie boi się mówić, że ten program musi być zmieniony, nie poszła na łatwiznę mówiąc: to my damy 500 złotych na pierwsze dziecko. Pojedynek na populizm i tak wygrywa PiS. I w nieodpowiedzialnych obietnicach nikt ich nie przebije. Więc my chcemy pokazać racjonalną alternatywę, która będzie łączyć wsparcie rodzin z aktywnością zawodową kobiet. Te świadczenia byłyby ulgą podatkową, dzięki której zarobki otrzymywane „do ręki” byłyby po prostu wyższe. Ludzie mieliby wówczas poczucie, że bogacą się dzięki pracy, a nie są uzależnieni od zasiłków wypłacanych przez państwo. Każdy dostawałby większą kwotę, co zmniejszyłoby sytuację, że ktoś odchodzi z rynku pracy dlatego, żeby załapać się na rozdawnictwo. Taki jest właśnie program Aktywna Rodzina. Zaletą naszego programu jest też jego powszechność, dotyczy również pierwszych dzieci i rodzina może z niego korzystać przez całe pierwsze 18 lat życia.
Ale jeszcze przy Ryszardzie Petru chciałam się zatrzymać. Wiele osób uważa, że on nie ma wiedzy ani charyzmy lidera.
To niesprawiedliwa ocena. Trzeba brać pod uwagę fakt, że on przyszedł do polityki ze świata biznesu i ekonomii, w tym świecie funkcjonował. A w polityce trzeba zajmować się całością spraw, to znaczy m.in. sprawami społecznymi, ale też aspektami prawnymi, międzynarodowymi, a nawet mieć na uwadze, jak najlepszy pomysł zakomunikować swoim wyborcom i oponentom. W polityce międzynarodowej Ryszard Petru świetnie się odnajduje. Ma wiele atutów, żeby na dłużej zaznaczyć swoją obecność w polityce: jest przedstawicielem młodego pokolenia, jest energiczny, stworzył formację, w której nikogo się nie blokuje, której członkowie mogą się rozwijać. Jeśli pani pyta, czy nie żałuję, że przeszedłem do Nowoczesnej, to właśnie dlatego nie żałuję: bo nikt mnie tu nie blokuje i mogę wykorzystywać swoje doświadczenie.
W Platformie, jako poseł, pan nie mógł?
Tam mogłem mieć urlop czteroletni. Nie czułem, żeby ode mnie czegokolwiek oczekiwano.
Czyli przeszedł pan z roli aktywnego samorządowca, podejmującego ważne decyzje i nagle: ściana. Nudził się pan?
Myślę, że w takich dużych klubach to jest standard. Ale to nie jest dobre, patrząc dalekosiężnie, jak formacja nie potrafi wykorzystać potencjału swoich ludzi. Kiedy decyzje podejmuje kilka osób, to automatycznie reszcie pokazuje się miejsce w szeregu. Oczywiście taki pasywny model wielu posłom może odpowiadać: człowiek ma mniej pracy, nie przemęczy się, a dostanie za to całkiem spore pieniądze. Ale ja chcę działać. I uważam, że miejsce na działanie jest również w opozycji, bo można poznać państwo, jego strukturę, przygotować alternatywę programową, po prostu dobrze przygotowywać się do kolejnych wyborów.
Nie mam bariery, żeby porozmawiać z posłami PiS. Ale są tacy, z którymi spokojnej rozmowy wyobrazić sobie nie mogę, np. Anna Paluch
Kto w Platformie panu pokazywał miejsce w szeregu?
To dla mnie zamknięty rozdział. Swój okres działalności w Platformie oceniam dobrze i chciałbym pamiętać z niego tylko to, co dobre. Czyli głównie działalność samorządową, zwłaszcza w Małopolsce. W Nowoczesnej wykorzystują doświadczenie samorządowe i jak sądzę całkiem sporą wiedzę na temat funkcjonowania państwa, mam więcej pola do działania. Tam są ludzie, którzy są w Sejmie pierwszą kadencję, nieobciążeni dziesięcio czy dwudziestoletnim letnim funkcjonowaniem w tym miejscu, głównie młodzi. Ja tam należę do seniorów, ze względu na wiek i doświadczenie polityczne.
Pan powiedział, że jesteście z Platformą Obywatelską razem w opozycji. To oznacza, że w kolejnych wyborach - mam na myśli zarówno samorządowe jak i parlamentarne - wystawicie wspólne listy?
Wiele środowisk zgłasza postulat, by opozycyjne formacje polityczne współpracowały i w konsekwencji startowały razem w wyborach. Żeby tak się stało, musi być wspólnota programowa, przynajmniej w minimalnym ale realnym wymiarze. O tym, czy tak się stanie dowiemy się najwcześniej w przyszłym roku. Ale nie ma co ukrywać, że dzisiejszy duopol jest korzystny dla Platformy, jeszcze bardziej dla PiS-u, a zdecydowanie mniej dla Polaków. I w Nowoczesnej chcemy to zmienić.
Czy Nowoczesna będzie wystawiać swoich kandydatów w wyborach samorządowych w 2018 roku?
Przygotowujemy się do wyborów. Interesują nas głównie sejmiki i duże miasta, a w gminach i powiatach będziemy budować lokalne koalicje.
Wiecie kogo wystawicie w wyborach na prezydenta Krakowa?
Rozmowy z różnymi osobami trwają. Ogłosimy to w pierwszym półroczu przyszłego roku. Ciekawym czynnikiem jest potencjalny, kolejny start prezydenta Majchrowskiego. Wydawało się, że PiS zablokuje mu taką możliwość, ale wygląda na to, że wycofał się z tego. A start prof. Majchrowskiego zadecyduje w dużej mierze o rozkładzie lokalnych sił.
Tyle razy obiecywał, że to jego ostatnia kadencja, może w końcu słowa dotrzyma.
To pytanie do Prezydenta, a może i jego otoczenia.
A pan nie będzie chciał startować w wyborach samorządowych?
Człowiek nie zawsze sam o wszystkim decyduje. Ale mogę powiedzieć, że te wybory - w sensie startowania w nich, bo oczywiście to ważne wydarzenie polityczne i społeczne, w które będę zaangażowany - mnie nie interesują.
Niechęć między posłami PiS a opozycyjnymi jest bardzo wyczuwalna w Sejmie? Czy raczej przed kamerami skaczecie sobie do gardeł, a potem się witacie i jecie na stołówce?
Nie mam bariery, żeby porozmawiać z posłami PiS. Niektórych lubię, znamy się z samorządu czy innych aktywności. Z wieloma mogę spokojnie usiąść i porozmawiać na tematy niekoniecznie polityczne. Ale są też posłowie PiS-u, z którymi spokojnej rozmowy wyobrazić sobie nie mogę. Na przykład Anna Paluch, która - czy to spotykamy się na komisji, czy w radiu - irytacją reaguje na każde wypowiedziane słowo, na szczęście nie tylko moje. To jest reprezentantka zupełnie innej Polski; PiS-owska do kwadratu, zradykalizowana.
A ministra Adamczyka pan szanuje? Za to, co zrobił dla małopolskich dróg?
Co ma pani na myśli?
Fragment zakopianki, północną obwodnicę Krakowa…
W obu przypadkach miał decyzje środowiskowe, które zawsze są kluczowe, de facto odblokowują inwestycje. Więc najważniejszą część pracy miał za sobą. A mam wrażenie, że to odbywa się kosztem sądeczanki, o którą my tak walczyliśmy. Że Adamczyk ją poświęcił. Bilans jest więc na zero. Nawiasem mówiąc, tempo inwestycji drogowych w Małopolsce, którymi on się chwali, nie jest imponujące. Może i w sensie planistycznym Adamczyk coś pomoże, ale do 2019 roku, pod żadną budową nawet nie wbiją łopaty. Od ministra infrastruktury z Krakowa oczekiwałbym szybszego tempa.
Mówi się, że odkąd pan opuścił Urząd Marszałkowski, wszystko dzieje się tam wolniej, a ludzie szybciej wychodzą z pracy.
Nie naciągnie mnie pani na takie oceny. Każdy ma swoją chwilę i wykorzystuje ją jak umie. Zależało mi, żeby Małopolska szybciej się rozwijała, więc poświęciłem jej mój czas. Odchodząc, zostawiłem przygotowany i zabezpieczony finansowo program inwestycyjny, który przedstawiliśmy w połowie 2015 roku (zawiera inwestycje za ponad 4 miliardy złotych). I cieszę się, że jest on realizowany, a część inwestycji już została ukończona i wszyscy możemy z nich korzystać. A jeśli marszałek Krupa zechce coś zmieniać, to ma do tego prawo i może to robić.