Marek Szołtysek. Dzień prania
Współczesna gospodyni, mówiąc – mam dzisiaj pranie – ma na myśli czynności typu: zabrać brudne ubrania z kosza w łazience, posegregować na kolorowe i białe –włożyć do pralki, zaprogramować i włączyć.
Na końcu jest wyciąganie prania z pralki, wieszanie, suszenie i ewentualnie prasowane. Oczywiście, zapracowane współczesne kobiety mają rację mówiąc, że z praniem jest dużo roboty. A co miały powiedzieć kobiety jakieś pół wieku temu i wcześniej? Dlatego dla porównania spróbuję opisać jak wyglądało pranie w domu mojej babci - rocznik 1906.
PRZYGOTOWANIE. Wieczorem w dniu poprzedzającym pranie, babcia musiała ugotować dla rodziny jakąś gęstą zupę, nazywaną na Śląsku ajntopfem, bo w samym dniu prania nie było na to czasu, a jeść trzeba. I jeszcze dzień przed praniem trzeba było namoczyć pranie we wielkich baliach, przynieść ze studni dużo wody, przygotować sobie koło pieca drewno i węgiel.
DZIEŃ PRANIA. Owego dnia babcia wstawała wcześnie, około godziny czwartej. Namoczone pranie gotowała w garnkach, zapierała w mydlinach przy pomocy tarki pralniczej, którą na Śląsku nazywano na trzy sposoby: waszbret, rompla albo prołdło. Potem ubrania prało się i płukało przez zagniatanie i wyżymało się w ręcznej wyżymaczce zwanej po śląsku – wyszkort albo wyszkyrt. Jeszcze ciężkie mokre pranie trzeba było powiesić na sznurach do suszenia. W słoneczny dzień sznury na pranie wieszało się na dworze, zawieszając je między domem, szopą a drzewami. A jak babcia miała szczęście i dzień był ciepły i wietrzny, to pranie do wieczora wyschło. Wówczas resztami sił ściągała je ze sznura i układała w waszkorbie, czyli wiklinowym koszu na czyste pranie.
W dalszej części:
- O maglowaniu
- Co to jest ciaperkuchnia
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień