MAREK WŁODARCZYK: pozostaję kawalerem
MAREK WŁODARCZYK - aktor serialowy, filmowy i teatralny W Ameryce porównywano go do Marlona Brando, w Niemczech grał w większości czarne charaktery. Zagrał w ponad 100 filmach niemieckich...
W pamięci telewidzów zakodował się pan jako komisarz Zawada w serialu „Kryminalni”. Jak pan go wspomina?
Komisarz Zawada był punktem zwrotnym w polskim rozdziale mojej kariery, pewnie dlatego, że był propozycją zaistnienia w Polsce po 22 latach pobytu w Niemczech. Jeżeli chodzi o Zawadę, to wspominam go z sentymentem po 10 latach od zakończenia pracy w serialu. Spotykam ludzi, z którymi wtedy współpracowałem i takiej ekipy, jak ta z „Kryminalnych”, nie udało się później odtworzyć.
W jednym z wywiadów powiedział pan, że jego dom jest w pociągu, aucie i samolocie. Nie miał pan domu w Niemczech?
Pracując w filmie, jeżdżąc na tournee z teatrem, musiałem być w nieustannym ruchu. Najpierw mieszkałem w Berlinie, potem w Hamburgu, jeździłem do Kolonii, do Monachium i tam też mieszkałem. Kiedy przeniosłem się do Polski, moja rodzina również tutaj zamieszkała, aby po dwóch latach znowu przenieść się doNiemiec. Dzisiaj dwóch moich synów mieszka w Hamburgu, a trzeci w Wiedniu. Zostały podróże między Wiedniem, Hamburgiem, a Warszawą. Cały czas jestem na walizkach.
Czyli miał pan jakiś własny kąt w Niemczech?
Tak, mam mieszkanie w Berlinie, dom w Hamburgu.
A w Warszawie?
Przez przypadek zostałem właścicielem mieszkania w Warszawie, ale nie skorzystałem z niego, bo było wynajmowane. Pracując przy „Kryminalnych” mieszkałem w nim pół roku, a później pozbyłem się go, zamieniając na dom w Wilanowie, który jest moim azylem spokoju. Ponieważ gram w spektaklu objazdowym „Mayday 2”, jeżdżę po Polsce, powróciłem dowalizek.
Jest to duże mieszkanie?
Dom o powierzchni 250 m kwadratowych, ma 6 pokoi.
Nadal jeździ pan do Niemiec?
Jeżdżę tam zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Niedawno otrzymałem stamtąd ciekawą propozycję, ale w tym czasie byłem w Argentynie nazdjęciach do „Agenta”, ostatecznie zagrałem epizod w produkcji „Hod dog”, filmie mojego przyjaciela Tila Schweigera.
Nie żałuje pan dzisiaj, że wybrał polski program, a nie główną rolę w niemieckim filmie ?
Nigdy nie żałuję podjętej decyzji, tym bardziej że „Agent” był fajną przygodą, no i miałem okazję zobaczyć wciąż egzotyczny dla nas kraj, jakim jest Argentyna. Różnie się mówi o tym programie, ale najczęściej krytykujący kierowani są zazdrością i sami chętnie chcieliby wziąć w nim udział. Z tego co wiem, program ma bardzo dobrą oglądalność i spotkam się z przychylnymi opiniami na swój temat. Jaki będzie finał, dowiemy się już niebawem.
Zawód, który pan uprawia, wymaga niesamowitej energii. W jaki sposób pan ją osiąga mając 60 plus?
Zawsze podkreślałem, że ten zawód bazuje na energii. Czuję, że teraz mi jej ubywa, a lata liczą się podwójnie. Mimo to staram się pracować nad swoją kondycją i gram w reprezentacji aktorów polskich w piłce nożnej. Moi dużo młodsi koledzy traktują mnie niejednokrotnie jako rówieśnika i śmieją się, że mój Pesel nie zgadza się z kondycją fizyczną.
Duża witalność była w panu od zawsze?
Zawsze, bo uprawiałem dużo dyscyplin sportowych i motoryka, jaką dysponowałem na scenie czy przed kamerą, była wynikiem moich treningów. W formie fizycznej utrzymuje mnie sport. Z psychiką bywa różnie.
Czy są dyscypliny sportowe, których pan nie próbował?
Na 49 dyscyplin sportowych jest niewiele, których nie próbowałem. Jako nastolatek trenowałem zapasy. Gdy miałem 16 lat, ojciec uczynił ze mnie pasjonata żużla, ale tylko go próbowałem, do pierwszego wypadku. Jeszcze była szybka jazda na lodzie, piłka ręczna i koszykówka. W Łodzi uczęszczałem do liceum sportowego. Dzisiaj chodzę w miarę systematycznie na treningi, które pozwalają mi zachować kondycję fizyczną. Jeżeli chodzi o grę w piłkę nożną, która wymaga dużej kondycji, nadrabiam doświadczeniem i sprytem. Po boisku lepiej jest mądrze chodzić, niż głupio biegać.
Ile czasu w tej sytuacji spędza pan z synami?
Kiedyś minimum raz na dwa tygodnie jeździłem do Hamburga. Ale pokonanie 900 kilometrów staje się coraz bardziej uciążliwe i w związku z tym proszę, żeby to oni przyjeżdżali do mnie do Warszawy. Widzimy się przynajmniej raz na dwa tygodnie.
Największą karierę spośród nich zrobił Vincent Friesicke (nazwisko po matce Karen). Do jakiego stopnia podbił świat modelingu?
Świat modelingu wymaga niesłychanej dyspozycyjności. Treningi, kontrola wagi. Obecnie Vincent trochę odpuścił, a jeszcze dwa lata temu jeździł do Mediolanu, Paryża, Madrytu i Londynu, ale teraz koncentruje się na nauce i chce doprowadzić swoje studia ekonomiczne do końca, bo już dwa razy je przerywał. Vincent pewnie będzie próbował iść w moje ślady i zdawać do szkoły teatralnej. Mówi dobrze popolsku, ale z obcym akcentem. Najstarszy syn Patryk mówi biegle po polsku, bez akcentu, bo wychował się w polskim domu. Simon jest po maturze, obecnie ma praktyki w kancelarii architektury. Czeka namiejsce na architekturze w Hamburgu. Patryk ukończył zarządzanie i otworzył firmę, ma sklep z najlepszymi markami ciuchów i zaczyna jako biznesmen.
Ma pan trzech synów z dwiema kobietami, ale nadal pozostaje kawalerem?
Uprawiając wolny zawód postanowiłem prywatnie być wolnym człowiekiem.
Który z synów jest najbardziej podobny do pana?
Simon, a potem Patryk. Vincent bardziej przypomina mamę.
Ile czasu zabiera panu kręcenie nowego serialu „Sprawiedliwi - Wydział Kryminalny”?
Jeżdżę na zdjęcia do Wrocławia co najmniej dwa dni w tygodniu. Na nakręcenie jednego odcinka mamy dwa i pół dnia. Za sobą mamy 54 odcinki, teraz kręcimy kolejne 54. Pracować będziemy do końca maja. Mówi się już o przyszłym sezonie. Oglądalność serialu wzrasta z tygodnia na tydzień i z tego, co słyszałem, mamy już 2 miliony widzów. Serial jest emitowany w TV4 od poniedziałku do czwartku, o godzinie 20.
Czym różni się komisarz Edward Kubis od komisarza Zawady?
Zawada był bardziej aktywny, chodził w teren, łapał przestępców. Kubis jest bardziej urzędnikiem i pracuje za burkiem.
Ur. 6.10. 1954 r. w Łodzi. W 1977 roku ukończył Wydział Aktorski na PWSTiTv w Łodzi. Na studiach poznał niemieckiego operatora, który zaprosił go do Berlina. W 1980 r. zagrał w teatrach Śląskim w Katowicach i im. St. Jaracza w Łodzi. Od 1981 r. mieszkał w Niemczech.