- Nasza postawa w porównaniu do tego, jakim zapleczem dysponujemy, do 2 ligi słowackiej, w jakiej graliśmy przez ostatnie lata, to jest jak porównanie intercity do pociągu towarowego - mówi Marek Ziętara, trener Ciarko STS-u Sanok, który ocenia start sezonu swojej drużyny w Polskiej Hokej Lidze.
Pierwsze 15 meczów za wami i 14 punktów w dorobku drużyny. Przed sezonem zawodnicy, kibice i działacze braliby ten wynik w ciemno. A pan?
Ciężko oceniać swoją pracę! Jeżeli tak mówią, to chyba zdawali sobie sprawę, że to będzie bardzo ciężki sezon. Od początku mówiliśmy, że chcemy tylko zaistnieć na arenie ligowej. Nikt nie mówił o wielkich sprawach, tak to było założone. Ja wykonuję swoja pracę najlepiej jak potrafię, a patrzy się na nią przez pryzmat wyników. Zagraliśmy powyżej oczekiwań, bo większość meczów - nawet tych przegranych, poza dwoma - było na styku. Może nawet zbyt wysoko postawiliśmy sobie poprzeczkę, bo może się okazać, że oczekiwania są teraz większe.
Apelowałbym o cierpliwość i spokój, to idzie w dobrym kierunku. Ta drużyna powstawała na szybko, ale wyglądała bardzo dobrze. Pamiętajmy o tym, że 14 pkt daje w tym momencie miejsce w play-off. Gdyby się udało tam zaistnieć, byłoby to coś fajnego. To byłby dla wielu z tych chłopców pierwszy play-off w życiu w ekstraklasie. Udało się nam ten młody zespół skonsolidować. Pamiętajmy, że wielu z nich pracuje, studiuje, uczy się, ale potrafią też realizować założenia taktyczne i przede wszystkim walczyć. Przecież w sierpniu każdy miał obawy, bo znając już składy Unii Oświęcim czy GKS-u Tychy, mające po 10-18 obcokrajowców wydawało się, że możemy dostawać po 8-10 bramek w każdym meczu. Wszyscy mieli takie obawy. Potem jednak przyszły sparingi i mecze z czołowymi drużynami. Mecze na styku! I wtedy coś się przewartościowało. Oczekiwania są już większe!
Młody zespół zapłacił już frycowe? Teraz będzie już lepiej, czy wręcz przeciwnie?
Trzy miesiące temu razem z władzami miasta i zarządem mówiliśmy o trzyletnim planie. Nasz budżet jest nieporównywalny do wszystkich zespołów ligi, my mamy młody zespół, a jeśli ktoś oczekiwał jeszcze lepszych wyników, to mnie bardzo zaskakuje. Nasze stanowisko od początku było bardzo jasne; to jest sezon nauki, w porównaniu do tego, jakim zapleczem dysponujemy, do 2 ligi słowackiej, w jakiej graliśmy przez ostatnie lata, to jest jak porównanie intercity do pociągu towarowego. Naprawdę, nawet nie powinno być tematu oczekiwań na ten sezon. Każdy powinien zdawać sobie sprawę, jakim zespołem dysponujemy i na szczęście jest wielu sympatyków hokeja, którzy znów cieszą się z tego, że potrafimy nawiązać walkę z najlepszymi w Polsce.
Niektórzy kibice są jednak nieco rozczarowani bo Finowie, po początkowo dobrych meczach, z czasem wtopili się w tłum.. Słusznie?
Niesłusznie - bo trzeba popatrzeć na to szerzej. Po pierwsze Viikila z Elo grali bardzo dobrze od pierwszych meczów. Później Elo wypadł na prawie miesiąc i nie było łatwo go zastąpić, bo była chemia między tą dwójką napastników. Wprawdzie Sihvonen doszedł do nas, ale to inny typ zawodnika, grający przodem do bramki. Na ostatni mecz do Sosnowca wrócił Elo i po tej przerwie we trzech zagrali znakomicie, byli wiodącą trójką w szalenie ważnym meczu „za sześć punktów”, przeciwko rywalowi, który walczy z nami o play-off. Zresztą nie powinniśmy oczekiwać, mając na uwadze nasz budżet, że to będą zawodnicy z NHL, czy KHL. Na takich nas nie stać! Ci Finowie, którzy są, według mojej oceny przewyższają naszych hokeistów, scalają ten zespół. Proszę sobie wyobrazić drużynę bez nich. Każdy wymagałby nie wiadomo czego, że obcokrajowcy powinni mieć jakość i ciągnąć zespół. Ja jestem zadowolony z ich postawy. Pamiętajmy też, że mamy czterech-pięciu graczy spoza Polski, co przy innych zespołach - a nikt nie ma mniej niż 10-12 zagraniczych graczy, a w Toruniu jest aż 18 obcokrajowców - nie ma żadnego porównania.
Może ktoś spytać dlaczego Finowie? Dlatego, że wyszedłem z założenia - kompletując zespół i znając realia ekstraligi - że będziemy preferowali defensywny styl gry. Pracowałem w polskiej lidze przez wiele lat z różnymi zespołami i wieloma hokeistami. Byli i Finowie, i Szwedzi, Czesi, Słowacy, Rosjanie, Amerykanie. Ale to Skandynawowie preferują styl gry, który chcę prezentować z moją drużyną. Finowie to nacja idealna do systemu, jakim chcemy grać. Tak są kształceni i stąd taki nasz wybór.
Pierwsze siedem zespołów ligi wydaje się być poza waszym zasięgiem. A może jeszcze nie powiedzieliście ostatniego słowa?
(uśmiech) Mielimy się w jednej betoniarce! Wciąż doszukujemy się czegoś, co nie istnieje. Lata temu mogliśmy o tym rozmawiać. A teraz? Stawiamy czoła mistrzom Polski! To powinno dawać do myślenia. Kolejne mecze przed nami, z każdym chcemy wygrać i tak samo będzie teraz. Nasza wygrana w Krakowie to była niespodzianka i każdy nasz punkt z czołową siódemką takim będzie. Tego się na razie trzymajmy.
Pochodzący z Białorusi obrońca Jauhienij Kamienieu dostał powołanie do naszej reprezentacji na dwumecz z Węgrami. To dla niego spore wyróżnienie, ale pan pewnie wolałby go mieć w Sanoku…
Nie znam trenera, który by się nie ucieszył z powołania swojego gracze od reprezentacji. To fajna sprawa i mam nadzieję, że nasz zawodnik wykorzysta szansę. Proszę jednak zauważyć, że w sumie to aż sześciu hokeistów od nas, i to z podstawowego składu, powołano do kadry do lat 20, w tym dwóch 17-latków. To pokazuje, jak młodą drużynę mamy. To kolejna rzecz, która nas cieszy.