Wysoka, uśmiechnięta. W habicie. Magnetyczna. To od niej czerszczanie pierwszy raz słyszą o wyspie Dominice. Potem i tak niektórzy mylą ją z Dominikaną; nie wiedzieli, że na Karaibach jest ta mała wyspa i taki kraj. Siostra Rose o huraganie mówi w kościele, a do puszki z napisem „Misja” trafiają datki.
Siostra Rose, dyrektorka katolickiej szkoły na Dominice, jest zachwycona Polską. Mówi, że to niesamowite, że akurat ludzie z gminy najbardziej poszkodowanej przez zeszłoroczną nawałnicę starają się jej pomóc w naprawie dachu jej szkoły. Nieco ponad miesiąc po nawałnicy w Borach Tucholskich, we wrześniu ubiegłego roku, potężny huragan „Maria” zniszczył w 90 proc. tę tak odległą od Rytla piękną i bardzo biedną wyspę.
Szkoła, którą siostra Rose prowadzi, straciła dachy na wszystkich budynkach. Teraz pokryte są folią, a kolejny sezon huraganowy trwa. - W jednym najmniej zniszczonym pomieszczeniu uczą się cztery klasy, każda w jednym rogu sali - mówi Maria Kaminski.
Maria jest z Czerska. Widziała zniszczenia. - Żeglując z mężem, odwiedziliśmy naszą ulubioną wyspę Dominikę i nie mogliśmy jej poznać - opowiada. - Zastaliśmy obraz nędzy i rozpaczy. Tam, gdzie rosła dżungla pełna lian i porostów, gdzie fruwały endemiczne papugi i szumiały wodospady - jest gołoborze z kikutami jak w Rytlu.
Pierwsza Maria niszczyła, druga daje nadzieję
- Nie, to nie ta Maria nas tak doświadczyła! - śmieje się siostra Rose.
O tragicznych skutkach huraganu i planie siostry Rose - czytaj w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień