Mariusz Kałamaga: Nie przyszedłem tutaj żartować [ROZMOWA]
Najpierw kojarzyliśmy go dzięki charakterystycznemu żółtemu swetrowi. Później poznaliśmy jego cięty język, sprowadził też do Bytomia superbohaterów. Teraz chce udowodnić, że potrafi świetnie tańczyć. Z gwiazdami.
Czy pan lubi tańczyć?
Myślę, że tak jak większość ludzi. To świetny sposób na upuszczanie energii oraz emocji, no i pobudzanie endorfin. Taniec to prawdziwa zabawa i radocha.
Za czasów kabaretu Łowcy. Był pan na scenie bardzo energiczny. Stand-up jest natomiast dość statyczny. A taniec?
I tak i nie. Spektakl Łowców wymagał ode mnie fizycznego zaangażowania. Stand-up jest równie angażujący, choć mniej fizycznie. Po trzech tygodniach treningów do tańca z gwiazdami mogę spokojnie stwierdzić, że taniec jest zajęciem wymagającym ogromnej pracy i niesamowitego wysiłku, nie odstępuje ani o krok siłowni, crossfitom czy innym treningom.
A pan się czuje gwiazdą?
Gwiazdą? Od razu słońcem (śmiech). Oczywiście że nie , w ogóle uważam te określenia - gwiazdy, celebryci - wręcz za obcia-chowe, przynajmniej na naszym rodzimym podwórku. Ja czuje się ziemianinem (śmiech). Rzeczywiście jestem bardziej rozpoznawalny, kojarzony oraz mniej anonimowy, ale to przez to, co robiłem, co robię publicznie. To jest dla mnie jedyna różnica.
Czasem o Tańcu z Gwiazdami mówi się jako o programie odkopującym ludzi, którzy w pewnym momencie przepadli w show biznesie. Kreuje ich na nowo właśnie na gwiazdy. Jest tak?
Ja nie czuję, bym gdzieś przepadł, ani że muszę się na nowo wykreować. Jestem zadowolony z tego, co się dzieje, mam sporo pracy, kilka projektów oraz czas dla siebie i rodziny, a Taniec z Gwiazdami jest kolejnym krokiem, etapem, przygodą, który przy okazji pozwala mi na rozwój. Bo występ w nim wiąże się z ogromnym wyzwaniem, pracą nad systematycznością i zwalczaniem własnych słabości. Mamy dziennie po 5-6 godzin treningów, a nieraz nawet po dwa treningi dziennie, choć trochę krótsze. Jest to ogromna mobilizacja. Ale to przede wszystkim przygoda i chęć przeżycia czegoś fajnego - zatańczenia w świetle reflektorów w pięknych strojach i do niesamowitych układów. A tańczę przecież z mistrzynią Polski. Lepiej nie można było trafić. Oczywiście pierwiastek promocji też ma tutaj swoje znaczenie. Przypomnę że Taniec z Gwiazdami, to cały czas najpopularniejszy rozrywkowy program tego typu. Jestem już komikiem, konferansjerem, stand-uperem, więc udział w programie to również inwestycja w samego siebie.
Czuje pan ogromną różnicę w umiejętnościach tańcząc z Waleriją Żurawlewą? W czasie treningów udało się ją choć trochę zmniejszyć?
Walerija jest osobą, która ma taką typową, wschodnią szkołę tańca. Taniec zawsze był na pierwszym miejscu, a dopiero potem reszta. Tańczy od małego, chyba od szóstego roku życia. Widać, że taniec jest jej życiem. Do tego jest fantastyczną osobą i wielką profesjonalistką. Podejrzewam, że jej kilkunastu lat pracy nie jestem w stanie zniwelować w ciągu kilku tygodni, ale na pewno widzę bardzo duży postęp w porównaniu do tego, kiedy zaczynałem. Sam jestem zaskoczony tym wszystkim, bo na początku byłem przekonany, że to wszystko jest nie do ogarnięcia, że to jest nienaturalne i nie pasuje do mnie. Okazuje się, że trening może nie czyni mistrza, ale na pewno pozwala się rozwijać. Tym bardziej pod okiem takiej trenerki.
Były chwile załamania?
Przyszedłem do tego programu nie po to, aby sobie pożartować, choć chciałbym, aby jednak ten taniec mnie bawił. Mam naprawdę zamiar poważnie podejść do tematu i jak najwięcej się nauczyć i wynieść z tej przygody. Staram się naprawdę dawać z siebie wszystko. Nie będę ukrywał, że fizycznie - głównie moje nogi - w pewnym momencie miały kryzys. Już w pierwszym odcinku trafiłem na taniec, jakim jest jive. To jeden z szybszych tańców, bardzo skoczny, z szybkim tempem i bardzo wymagającymi podstawowymi krokami. Wszystko dzieje się wysoko, mocno, skocznie. Także był już dzień, w którym ledwo wstałem z łóżka , co trochę mnie przeraziło. Z drugiej jednak strony jeszcze bardziej uzmysłowiło, jak wielki szacunek należy się tym wszystkim profesjonalnym tancerzom, za ich poświęcenie i oddanie się pasji, jaką jest taniec.
W przypadku, gdy zapomni się kroków, można improwizować tak jak w kabarecie czy stand-upie?
Z tego, co mówi moja trenerka, wręcz trzeba (śmiech). Najpierw jednak uczula mnie, że taka sytuacja nie ma prawa się zdarzyć, natomiast jeśli by coś poszło nie tak, to trzeba poczuć muzykę w sobie i iść za ciosem, by potem wrócić do układu. W tańcu jest jednak dużo mniej miejsca na improwizację, niż w kabarecie. Te choreografie są od początku do końca przygotowane i pomylenie kroków czy figury, jeśli nie jesteś zawodowcem, może naprawdę sporo namieszać. A w kabarecie czy w stand-upie, zapomnienie tekstu często może nawet pomóc, bo się fajnie gdzieś rozwinie i zboczy w inny temat, a to pozwala rozpocząć coś innego i nie mniej zabawnego.
Czyli taniec, jako swego rodzaju automatyzm?
Tak. Jak to mówi Walerija - musimy dojść do momentu, w którym ciało tańczy automatycznie, a my musimy psychicznie pilnować siebie, by dobrze się bawić i czuć.
Mówi się, że jednak z tańcem jest trochę jak ze związkiem - między dwoma osobami, musi być jakaś chemia, która sprawi, że rozumieją się bez słów. Z wami już tak jest?
Myślę, że tutaj jeszcze trochę pracy przed nami, natomiast trafiłem na rzeczywiście fajną, sympatyczną osobę i nie mieliśmy problemów ze znalezieniem wspólnego języka. Dobrze się razem czujemy na treningach co mam nadzieję, będzie widać na parkiecie. Dojście do momentu wzajemnego wyczucia wymaga jeszcze sporo czasu. Najfajniejsze jednak jest to, że z treningu na trening jest coraz lepiej.
Co byłoby dla pana sukcesem w tym programie?
Udowodnić sobie i innym, że da się, niezależnie kim, gdzie i w jakim momencie swojego życia jesteś. Nie ukrywam, że pewnie jak każdy, chciałbym zajść jak najdalej i spróbować jak najwięcej różnych stylów. Jak najdłużej móc brać w tym udział. Najważniejsze jest jednak to, aby czerpać z tej przygody jak największą radość i naukę.
Były kabareciarz, który jest stand-uperem i tańczy z gwiazdami. Co jeszcze pan robi bądź chce zrealizować. Są już jakieś plany, pomysły na życie po Tańcu z Gwiazdami?
Oby to nie musiał być przeszczep kolan (śmiech). Przyznam, że na czas programu, kiedy nie mam pojęcia jak długo on dla mnie jeszcze potrwa, odstawiłem pewne rzeczy na bok i występuję zdecydowanie mniej. Nie mam pojęcia jak to się potem potoczy. Na pewno dalej będę chciał w głównej mierze być komikiem, stand-uperem i występować dla ludzi. Mam też parę projektów w głowie, w tym jeden, obecnie mocno w toku, a mianowicie 9 Międzygalaktyczny Zlot Superbohaterów. No i będzie też Śląska Scena Stand-Up. Mam tez nadzieję że Taniec z Gwiazdami przyniesie nowe niespodziewane wyzwanie, bo to uwielbiam najbardziej.
Wiadomo już, gdzie zlecą się superbohaterowie?
Superbohaterowie na pewno wylądują na Śląsku, choć nie wiem, czy to już dobry moment, by dokładnie zdradzić gdzie. Niestety, nie będzie to w Bytomiu, co mówię z wielkim żalem i ubolewaniem.
Rozmach będzie większy, niż w Bytomiu?
Nie chciałbym gdybać i wyprzedzać faktów. Na pewno postaramy się, by ta impreza, tak jak było wcześniej, ciągle rozwijała się i przyciągała coraz więcej ludzi oraz ciekawych artystów. Mamy nadzieję, że nowe miejsce pomoże nam w tym. Chcemy zrobić to przynajmniej na tak samo dobrym poziomie, jak w Bytomiu, aczkolwiek nie będzie to łatwe.
Termin jest już znany?
Zlot zawsze odbywał się w kwietniu, ale przez te wszystkie perypetie musieliśmy w tym roku przełożyć go na czerwiec. Potrzebujemy jeszcze trochę czasu, by wszystko dopiąć na ostatni guzik.
Do tego czasu skończy pan już tańczyć?
Tak (śmiech). Przynajmniej w programie, bo finał zaplanowany jest na 12 maja.
Mariusz Kałamaga
Przez 12 lat występował w popularnym kabarecie Łowcy.B, po czym opuścił go, by kontynuować karierę komika na scenie stand-upowej. W tym czasie prowadził kilka programów telewizyjnych, takich jak: „Tylko nas dwoje” (z Katarzyną Cichopek) czy „Stand up. Zabij mnie śmiechem”(z Tomaszem Kammelem).