Mariusz Pudzianowski: Cierpliwy tytan pracy czasami traci nerwy
Mariusz Pudzianowski, niegdyś najsilniejszy człowiek świata, będzie bohaterem zbliżającej się walki wieczoru z raperem Popkiem podczas gali KSW 3 grudnia w Tauron Arenie Kraków.
Jak się Pan czuje w roli bohatera zbliżającej się gali pod nazwą „Cyrk bólu”?
Nie zwracam na to uwagi. Robię swoje tak, jakbym trenował do walki o mistrzostwo świata. Wejdę do klatki i zademonstruję to, czego mnie nauczono. Jestem zawodowcem od prawie 18 lat, więc dla mnie to chleb powszedni. W Krakowie wykonam pracę, która dodatkowo sprawia mi przyjemność, bo jest moim hobby.
Wiele osób zżyma się nad Pana przeciwnikiem, którym będzie raper Popek. Jaka jest idea tego pojedynku?
Siedem lat temu, gdy przychodziłem do MMA, też słyszałem głosy, że ten sport nie jest dla mnie. Pytano, po co Pudzianowi mieszane sztuki walki, skoro jest mistrzem świata strongmanów i wszyscy go znają? Mówiono, że więcej ryzykuję niż mam do zyskania. Mylono się. Przede mną kolejne wyzwanie.
W tym Popek?
Gość już kiedyś się bił i teraz znów chce spróbować tego trudnego kawałka chleba, a to o czymś świadczy. Do odważnych świat należy, więc skoro chce, to proszę bardzo.
Od 2009 roku pełni Pan rolę frontmana MMA w Polsce, popularyzując tę dyscyplinę oraz całą federację KSW. Zastanawiał się Pan, po co szefowie KSW teraz zwrócili się ku Popkowi? Czyżby słabła magia Pana nazwiska?
Kompletnie nie zwracam na to uwagi. W sporcie zawodowym są upadki i wzloty. Trzy razy pod rząd wygrywałem mistrzostwo świata strongmanów, po czym zająłem trzecie miejsce i nie brakowało głosów, że się kończę. Na własnej skórze przekonałem się, że dużo trudniejsza jest umiejętność podnoszenia się po niepowodzeniu. Jeżeli ktoś ponownie wieści mój upadek, ma do tego prawo, ale kompletnie nie biorę tego do siebie.
Dopuszcza Pan myśl, że trzeba będzie uznać wyższość Popka?
Każdemu, nawet największemu faworytowi, może powinąć się noga. Natomiast wierzę w siebie, bo znam swoją wartość. Dlatego życzę rywalowi powodzenia. Jedno trzeba przyznać - Popek jest odważny.
Dlatego, że chce z Panem walczyć?
Nie tylko. Odważny jest każdy, kto wchodzi do klatki. Przed telewizorami i na krzesełkach wokół oktagonu wszyscy są mądrzy, ale to nie ma nic wspólnego z uczuciem, gdy jest się tam, w środku. Gwarantuję, że każdemu, kto z taką łatwością formułuje opinie na temat niektórych zawodników, w klatce ugięłyby się nogi. Gdy zamykają się wrota, uzmysławiasz sobie, że możesz nie wyjść stamtąd o własnych siłach.
Razem z Popkiem wypełnicie krakowską Tauron Arenę do ostatniego miejsca.
Rzeczywiście, z tego co mi wiadomo, już nie ma biletów, wszystkie rozeszły się na pniu. Świetnie, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi. Gdy są kibice, to wzmaga się zainteresowanie wśród sponsorów, a wtedy telewizja jeszcze chętniej transmituje takie wydarzenie. Wszystko to powoduje, że MMA w naszym kraju się rozwija. Niech inni, młodsi zawodnicy biorą z nas przykład, bo nie samym sportem się żyje. Widowisko i rozrywka też muszą być.
Wielu osobom może nie podobać się Pana obecność w MMA, a zwłaszcza kontraktowanie tego typu walk, jak starcie z Popkiem. Tyle tylko, że to dzięki Wam jest do podzielenia tort, którym częstują się inni zawodnicy.
Dlatego ci, którzy tak wiele kłapią na mój temat, jeszcze dużo muszą się nauczyć. Śmieję się z tego, bo jak byłem na samiutkiej górze, gdzie przychodziło mnie oglądać kilkanaście tysięcy ludzi, to oni jeszcze lepili babki w piaskownicy. Chłopaki myślą, że samym treningiem i sportem zawojują świat. Ludzie, nie bądźcie hipokrytami! Żeby trenować godnie i uczciwie na najwyższym poziomie, trzeba mieć zaplecze finansowe. Chłopak na określonym poziomie musi być zawodnikiem na cały etat. Przykro mi, ale nie da się trenować i chodzić do pracy. A jeśli nie będziesz miał na chleb, to skąd weźmiesz kasę na trenowanie?
Pana kolega z federacji KSW Artur Sowiński jest niepocieszony faktem, że walka Pudziana z Popkiem odbędzie się po dwóch pojedynkach o pas, m.in. jego z Marcinem Wrzoskiem. „To słabe” - powiedział. Ma rację?
Proszę mu zaadresować moje słowa: Artur, zjedz snickersa i przestań gwiazdorzyć.
Batonik pomoże?
Artur powinien pamiętać, że gwiazdy błyszczą, ale szybką gasną. A poza tym jeszcze jest trochę za młody, żeby w ogóle próbować gwiazdorzyć, a swoje uwagi niech przekaże właścicielom KSW.
Pojedynek z Popkiem jest nazywany „walką dziwolągów”. Wkurza to Pana?
Mnie to tylko śmieszy. Ci wszyscy samozwańczy dziennikarze z dziesiątków przeróżnych portali mają o tym takie pojęcie, jak… Nie ma sensu strzępić sobie języka. Nic nie robię sobie z takich opinii.
Dżentelmeni niby o kasie nie rozmawiają, lecz mówi się, że Pan i Popek rozbijecie w Krakowie bank. Prawdą jest, że Wasze gaże wyniosą łącznie nawet półtora miliona złotych?
Ja nikomu nie zaglądam w portfel i też nie chciałbym, żeby mnie zaglądano. Powiem, że przez tyle lat już zapewniłem sobie godne życie, jakieś pieniążki odłożyłem, a moje firmy bardzo dobrze prosperują. Stać mnie na życie na dobrym poziomie.
Już dzisiaj mógłby Pan zostać rentierem i do końca życia czerpać z oszczędności?
Owszem, mam ten komfort. Na chleb na pewno mi nie zabraknie.
Tylko pogratulować.
Dziękuję. W wieku niespełna 40 lat zapewniłem sobie pieniądze na zasłużoną emeryturę.
W takim razie, co teraz jest Pana głównym źródłem motywacji? Chęć odnoszenia zwycięstw czy misja, by jeszcze bardziej pomóc w promowaniu i propagowaniu MMA w naszym kraju?
Dzięki sportom siłowym swoją energię od dawna pożytkuję we właściwy sposób. Poza tym od najmłodszych lat mam we krwi trenowanie. Natomiast samo MMA ciągle jest dla mnie wyzwaniem. Doświadczam na sobie, jak po tylu latach dźwigania niezliczonej ilości ton, organizm się przekształca. Wciąż potrzebuję czasu, żeby wychodzić do klatki z takim przeświadczeniem, jakie towarzyszyło mi przy podnoszeniu żelastwa: „jest dobrze, mogę spokojnie wygrywać”. Ciągle widzę w sobie potencjał, żeby stać się jeszcze lepszym zawodnikiem. A chęci mam ciągle takie jak w wieku 25 lat, choć czasami oczywiście wkrada się zmęczenie...
Każdemu, kto z taką łatwością formułuje opinie na temat niektórych zawodników, w klatce ugięłyby się nogi. Gwarantuję
Dariusz Michalczewski powiedział mi kiedyś o swojej walce ze słabościami, gdy już był mistrzem świata i żyło mu się dostatnio. „Dorobiłeś się już pięknego samochodu, ślicznego domu z basenem, a tu wybija siódma rano, a na dworze jest okropnie zimno. Ciężko było, ale szedłem na trening”.
Nie jestem jeszcze na tym etapie, żeby było mi ciężko się zmusić. Ja mam inny problem. Mnie trzeba odciągać i wyganiać z treningu. Bierze się to stąd, że znam sport od podszewki. Stopnia zaawansowania w MMA nie osiągnie się w krótkim czasie, podobnie jak było to w procesie budowania siły. Pomny doświadczeń, jestem cierpliwym tytanem pracy, bo wiem, że każdego dnia muszę dostarczyć organizmowi dawkę treningu, bez której nie będzie efektu. Moja dewiza brzmi następująco: „rób swoje, a organizm to wszystko odda w swoim czasie”. Na zdobycie pierwszego mistrzostwa świata w strongmanach poświęciłem czternaście lat.
Jak wygląda Pana przeciętny dzień?
Wstaję o 7 rano, idę pobiegać 5-6 kilometrów, a trening zaczynam o 10. Później biorę prysznic, idę do pracy biurowej i wychodzę ok. 17. Wieczorem mam kolejny trening, wracam do domu i dzień się kończy.
Jakiś czas temu szerokim echem odbił się Pana wpis na Facebooku, który dotyczył zamieszek z udziałem imigrantów w Calais we Francji. Zamieścił Pan kontrowersyjne zdjęcie, na którym trzyma Pan w dłoniach kij bejsbolowy. „Jeżeli ktokolwiek będzie próbował włamać się do mojego samochodu na naczepę, spotka go przyspieszona asymilacja” - napisał Pan.
Jeżeli ktoś wejdzie na mój teren, czyli włamie się do mojego samochodu, to znaczy, że nie jest normalnym człowiekiem, tylko bandytą, który chce skraść moją własność. W takiej sytuacji nie czekałbym z założonymi rękami, tylko zrobiłbym mu przyspieszony kurs sztuk walki. Nie zawahałbym się ani sekundy, bez względu na rasę i kolor skóry bandziora. W imię zasady: ja twojego nie ruszam, więc ty nie tykaj mojego.
W tym czasie rzeczywiście nastąpiło włamanie do tira, należącego do Pana firmy transportowej?
Odpowiem w ten sposób: na dzisiaj mamy, ja i kierowca, do zapłacenia z tytułu kar kilka tysięcy euro. Za to, że cały czas dochodzi do włamań! Ostatnio dostałem wezwanie do uiszczenia kary za zniszczony towar, plus koszty klejenia porozcinanych plandek. Świat stanął na głowie. Rząd francuski nie dopilnował swoich czynności, a jestem pociągany do odpowiedzialności finansowej. Absurd!
A jeżeli Pan nie zapłaci?
To zablokują mi samochody. Po prostu moje tiry zostaną zatrzymane i nie będą mogły kontynuować jazdy.
Któregoś dnia Pudzian się wkurzy, wsiądzie do tira i rzeczywiście pojedzie wymierzyć komuś sprawiedliwość?
Drogi Panie, nic nie zrobię, choćbym bardzo chciał (śmiech). Wiem, że użył Pan przenośni i w tym sensie, na ile tylko będę mógł, zamierzam pilnować swojego mienia i tych dóbr, które powierzyli mi klienci.
A jak zabezpiecza Pan teraz cenny towar jadący przez Calais do Anglii?
Wysyłam dodatkowo dwóch ludzi, którzy w szoferce, obok kierowcy, cały czas „siedzą” na lusterkach i nieustannie śledzą w kamerach, co dzieje się wokół. Gdy tylko dochodzi do próby włamania, zatrzymują pojazd, wyskakują na zewnątrz i pilnują towaru. Nie jestem gołosłowny. Na dowód mam filmiki, włamania są zarejestrowane. Doszło do tego, że moi pracownicy ryzykują życiem, bo policja i państwo nie dają rady.
Pochwala Pan, że w naszym kraju nie ma przyzwolenia na imigrantów?
W tym popieram nasz rząd. Jeżeli miałbym wybierać, to wolałbym jeść chleb ze smalcem, ale w spokoju.
Co innego uchodźcy, do tych ludzi nie mam nic, bo normalny człowiek, który ucieka przed kulami i wojną, nie wszczyna przecież rozrób i nie napada na samochody.
A uchodźców widziałby Pan w naszym kraju?
Takim ludziom trzeba pomóc, choćby dlatego, że podczas drugiej wojny światowej Polacy też byli uchodźcami i znajdowali dla siebie bezpieczną przystań w innych krajach. Bezbronnym matkom, a do tego z dziećmi, nie zawahałbym się pomóc.