– Chcę wykorzystać szansę, którą dostałem od krośnieńskich działaczy – mówi Mariusz Puaszowski, nowy zawodnik KSM-u Krosno.
Dlaczego zdecydowałeś się zostać „Wilkiem”?
Przede wszystkim, chciałem jeździć, a krośnieńscy działacze mi to zapewnili. Radziłem się też mojego byłego już prezesa Witolda Skrzydlewskiego i razem stwierdziliśmy, że to będzie właśnie dla mnie najlepsza opcja. Wprawdzie zastanawiałem się czy to trochę nie za daleko, ale ostatecznie pomyślałem, że będę miał tylko kilka tych wyjazdów na mecze domowe, a resztę klubów mam praktycznie pod nosem.
No właśnie, paradoksalnie najdalej będziesz miał na mecze u siebie, bo z Torunia do Krosna kawałek jest.
Dokładnie tak (śmiech). Jednak rozmawiałem też z Tomkiem Chrzanowskim, który zachwalał atmosferę w Krośnie i namawiał mnie wręcz do tego, by spróbować.
Od razu wiedziałeś, że KSM to jest właśnie klub, w którym chcesz jeździć czy rozważałeś też inne oferty?
Na pierwszej rozmowie z prezesem do podpisania kontraktu nie doszło, ale obiecałem mu, że jeśli będę kontynuował moją karierę, to wybiorę Krosno. Potem pojawiły się jeszcze trzy inne oferty, ale mimo, że umowy w Krośnie podpisanej nie miałem, to zgodnie z obietnicą je odrzuciłem. Dotrzymałem słowa, bo zdarzyło mi się już, że ktoś mi coś obiecywał, a potem było inaczej. Ja nie chciałem być tego typu człowiekiem.
Krosno pojedzie w 2 lidze. To ci nie przeszkadza?
Powiedzmy sobie szczerze – przez ostatnie dwa sezony niewiele jeździłem. Właściwie o wyborze nowego klubu zacząłem myśleć już w połowie sezonu 2016. Wiedziałem, że muszę odejść gdzieś, gdzie będę miał okazje do częstej jazdy – tylko i wyłącznie tym się kierowałem.
Jak wspomniałeś, ostatnie dwa sezony nie były dla ciebie udane. W 2015 poważna kontuzja, a w minionym nie mogłeś przebić się do składu. Podobno myślałeś o końcu kariery, to prawda?
Z pewnością jest w tym sporo prawdy. Nie ukrywam, że mam też inną pracę, w której mogę zarobić nawet więcej, a też jest związana z żużlem. Jednak zdecydowałem, że skoro robię to od tylu lat, to warto jeszcze pojeździć, bo naprawdę do kocham. Czuję się też cały czas dobrze pod względem fizycznym, więc nie chciałem jeszcze odchodzić.
Chciałbyś coś udowodnić tym, którzy cię już skreślili?
Nie, nie. Wydaje mi się, że ja już nie muszę nikomu nic udowadniać. Chce po prostu robić to co kocham. Poświęciłem żużlowi kawał życia – gdy moi rówieśnicy się bawili, ja pracowałem w warsztacie czy byłem na zgrupowaniach albo treningach. Nie chciałem też kończyć z tego względu, iż ten ostatni sezon nie był tragiczny, jeśli chodzi o moją dyspozycję. Byłem na treningach w Toruniu czy Grudziądz i prezentowałem się bardzo dobrze – każdy właściwie dziwił się, dlaczego ja nie jeżdżę. Powiem również szczerze, że rozmawiałem z pewnym zawodnikiem światowej klasy i powiedział mi, że zakończyć karierę zawsze mogę, a, jego zdaniem, ja wciąż mam potencjał, by dobrze jeździć.
Jak wspominasz swoje starty na krośnieńskim torze?
Z tego co pamiętam, to raczej zawsze nieźle sobie na nim radziłem. Teraz z pewnością się on trochę zmieni, bo będzie inna nawierzchnia, ale nie mam żadnych obaw. Jestem pewien, że po odpowiedniej ilości treningów jestem w stanie spokojnie się do niego dopasować i prezentować satysfakcjonującą mnie dyspozycję.
Czy w sezonie 2017 jesteś nastawiony tylko na starty w lidze polskiej?
Wiadomo jak teraz wygląda kwestia startów w lidze zagranicznej. Jest bardzo ciężko gdzieś się zaczepić, ale na pewno jeśli tylko nadarzy się okazja, to z niej skorzystam.