Marszałek Jacek Krupa: Jak dotąd agenci CBA nic u nas nie znaleźli
9 listopada ub. r. Jacek Krupa zastąpił na fotelu marszałka Małopolski Marka Sowę, który został posłem. Co się w tym czasie udało zrobić dla mieszkańców województwa?
Minął rok, od kiedy został pan wybrany na marszałka województwa. Początek był burzliwy, nie wiadomo było, czy koalicja PO-PSL przetrwa.
To prawda, było wiele obaw. Mówiono o wcześniejszych wyborach samorządowych, o ograniczeniu środków unijnych. Cieszy mnie, że te zagrożenia zostały zażegnane. Cieszę się również, że rząd zrozumiał, jak ważną rolę pełni samorząd. Choć nadal nie brakuje nerwowych sytuacji. Pamiętajmy, że od pięciu miesięcy we wszystkich urzędach marszałkowskich są agenci CBA, którzy szukają nieprawidłowości w wydatkowaniu unijnych funduszy. Póki co u nas nic nie znaleźli.
Okazało się, że to rok spokojny, bez rewolucji. Można powiedzieć, że wręcz stagnacja.
Przy zmianach zawsze występują napięcia, to jest naturalne. Dla nas było przede wszystkim jasne, że w obecnej sytuacji w kraju kluczowe jest utrzymanie koalicji, która będzie funkcjonowała bez zgrzytów do końca kadencji. Na moją korzyść działał fakt, że nie przyszedłem z zewnątrz. Pracowałem w zarządzie województwa od trzech lat i wszyscy mnie znali. Chciałbym, żeby urząd marszałkowski podlegał jak najmniejszym wpływom politycznym. Zarządzanie i realizacja funduszy unijnych wymaga wielkiego przygotowania i profesjonalizmu.
To ukoronowanie pańskiej kariery?
W tym momencie ciężko to ocenić. Do zarządu województwa trafiłem w połowie poprzedniej kadencji. Zdecydowałem się na to, bo zrozumiałem, że praca w samorządzie to mój żywioł. Nie zakładałem, że obejmę funkcję marszałka. Ale Marek Sowa wybrał inną drogę. Ktoś musiał go zastąpić. Zdecydowałem, że podejmę się tego zadania.
Cieszy się pan, że Marek Sowa wybrał taką drogę? Zachęcał go pan do kandydowania?
Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie. Byłem posłem, więc przekazywałem mu swoje wrażenia z pracy w Sejmie. Uważam, że praca w samorządzie jest efektywniejsza i dużo bardziej satysfakcjonująca. Rozumiem jednak, że każdy musi się sam przekonać, jaka droga najbardziej mu odpowiada.
Marek Sowa przed przeprowadzką na Wiejską powiedział, że Małopolska ma miliardy unijne. Mieszkańcy nie zawsze widzą, gdzie są one wydawane. Po roku ma się pan czym pochwalić?
Efekty wydawania funduszy unijnych widać gołym okiem w całej Małopolsce. Kwota zawarta w Małopolskim Planie Inwestycyjnym na różne zadania to 4,5 mld zł. I są one realizowane. Efekty w Krakowie to np. budowa węzła Mirowskiego, w Oświęcimiu czy Miechowie to budowa obwodnic. Wbijamy łopatę pod budowę węzła w Poroninie. W ostatnich 7 latach w Małopolsce wybudowaliśmy 15 obwodnic, a kolejne 14 powstanie do 2023 roku. Za chwilę na 3 linię SKA Kraków - Tarnów wyjadą nowe pociągi. Można wymieniać bez końca.
Zrealizował pan coś, czego wcześniej nie można było zrobić?
To naturalne, że kontynuujemy realizację zadań, np. budowę ścieżek rowerowych czy rozwijanie szybkiej kolei aglomeracyjnej. Ale nie brakuje również nowych projektów, wiele z nich to tzw. projekty społeczne. Mam na myśli m.in. teleopiekę dla seniorów. W Małopolsce jest ok. 50 tys. osób w podeszłym wieku, którymi nikt się nie opiekuje i którzy zostali sami. Teleopiekę chcemy połączyć z telemedycyną, czyli procedurami medycznymi realizowanymi na odległość, czy wymianą informacji medycznej pomiędzy jednostkami służby zdrowia.
Budowa dróg, kolei, ścieżek rowerowych kiedyś się skończy.
Naszym najważniejszym zadaniem jest stymulowanie gospodarki małopolskiej. Połowę środków z obecnej perspektywy unijnej kierujemy na rozwój firm i prowadzone badania. Musimy podnieść poziom innowacyjności i naszą konkurencyjność w tym zakresie. Musimy stawiać na jakość i technologię, a nie tylko koszty pracy.
Na efekty poczekamy długo. Politycznie to ciężkostrawne, bo trudno sobie przypisać zasługi.
Efekty czasami pojawiają się szybko, pytanie raczej, jak mieszkaniec może to dostrzec. To, że powstała nowa droga, widzi każdy. A prawda jest taka, że bezrobocie spada, bo powstają kolejne firmy. Dlatego dajemy ulgi inwestycyjne w specjalnych strefach ekonomicznych i zastrzyk finansowy z UE. To napędza gospodarkę, wpływa pozytywnie na rynek pracy, a w efekcie także przekłada się na życie mieszkańców. Nie każdy to dostrzega, dlatego warto mówić również o takich naszych działaniach.
Czuje pan oddech PiS na karku?
Plan Morawieckiego wyraźnie wskazuje, że zmienia się politykę rozwoju regionu opartego o specjalizację i swoje silne strony na rzecz równomiernego rozwoju. Czyli dzielenia środków równo na cały kraj. To już kiedyś było i nie sprawdziło się.
Obawia się pan centralnego planowania?
Rząd negocjuje w Brukseli zmianę umowy partnerstwa pomiędzy Polską a Komisją Europejską, zmierzającą do tego, aby rząd miał większy wpływ na alokację środków UE. Czyli mówiąc inaczej, rząd chce decydować, na co będą wydawane fundusze europejskie i dąży do centralizacji zarządzania. Pojawiają się takie niepokojące pomysły, jak powiatowe rady rozwoju, na czele których będzie stał przedstawiciel rządu. Niezależnie od tego, jaki będzie wynik wyborów za dwa lata, to takie zmiany wstrzymają rozwój Małopolski w każdym obszarze. Będą realizowane projekty centralne, które są często zupełnie oderwane od potrzeb lokalnych.
Z drugiej strony może to oznaczać przyspieszenie pewnych działań. Spójrzmy, jak minister Andrzej Adamczyk zabiega o dokończenie trasy S7 czy budowę północnej obwodnicy Krakowa. To pokazuje, że może skorzystać region, z którego będzie się wywodził minister.
Chciałbym, żeby tak było. Póki co S7 to projekt z poprzedniej perspektywy i nowy rząd nie może tu mieć żadnych zasług. Ucieszyłbym się natomiast, gdyby minister Adamczyk i inni ministrowie do swoich programów wpisali budowę północnej obwodnicy Krakowa, budowę linii kolejowej Podłęże - Piekiełko, Beskidzką Drogę Integracyjną i metro w Krakowie.
Nie ma wsparcia dla tych projektów z rządu?
Na razie są tylko deklaracje. Dwa lata temu, kiedy podpisywano kontrakty terytorialne między rządem a regionami, wywalczyliśmy „Sądeczankę” czy linię Podłęże - Piekiełko. Nie udało się tylko z Beskidzką Drogą Integracyjną. Rząd jest zatem zobowiązany do realizacji projektów, które znalazły się w kontrakcie.
Województwo rozwija sieć Szybkiej Kolei Aglomeracyjnej. W połowie grudnia ruszą pociągi na linii Kraków - Tarnów. W planach są połączenia ze Skawiną i dalej w stronę Oświęcimia. Kiedy kupicie nowe pociągi?
Mamy 31 w miarę nowoczesnych zestawów pociągów. Żeby obsługa była płynna i komfortowa, potrzebujemy docelowo jeszcze 53-55 składów. Obecnie czekamy na zamówione w Newagu 13 pociągów. 6 będzie dostarczonych do końca listopada, reszta do lutego. Dzięki nim obsłużymy obecne połączenia SKA. Kolejne trasy w ramach SKA, a tym samym zakup taboru, zależne są od zakończenia modernizacji trasy E30 oraz budowy łącznicy kolejowej w Krakowie. Szacujemy, że wtedy będziemy potrzebować dodatkowych 13 pociągów.
Co jeszcze będzie realizowało województwo do końca tej kadencji?
Największym i najbardziej kosztownym obszarem będą inwestycje transportowe. Kolejny zakup taboru kolejowego to ok. 300 mln zł. Budowa 14 obwodnic (m.in. Miechów, Oświęcim, Chełmek, Babice, Skawina, Chochołów, Waksmund, Wierzchosławice, Proszowice) i modernizacja 600 km dróg, to kolejne 500 mln zł. To zadania, które mają zostać zrealizowane do 2020 roku.
W tym roku zbudowaliśmy 190 km ścieżek rowerowych, prawie cała Wiślana Trasa Rowerowa jest gotowa. Teraz ruszamy z Velo Dunajec w stronę południową. W przyszłym roku planujemy kolejne 190 km. Do 2018 roku będzie około 650 km tras rowerowych obejmujących całą Małopolskę.
Co robicie, aby poprawić jakość powietrza?
Liczę, że w styczniu sejmik województwa uchwali program, jak i tzw. uchwałę antysmogową dla całego województwa. Chcemy w niej zawrzeć zakaz instalacji w nowych budynkach pieców o niższej kategorii niż piąta. Zakaz używania kotłów poniżej tej kategorii w całym województwie powinien wejść w życie w 2023 roku. Wymiana kotłów jest konieczna, bo prawo unijne od 2021 roku i tak zakaże sprzedaży kotłów poniżej klasy piątej. W ramach RPO mamy zagwarantowane 100 milionów euro na zmianę sposobu ogrzewania domów. To pozwoli na wymianę 26 tys. pieców poza Krakowem. Wsparcie więc jest. Pamiętajmy jednak, że w całym województwie jest ok. 500 tys. pieców.
Natomiast moim zdaniem zaniedbaniem wszystkich rządów było dopuszczenie do tak wysokich cen gazu. Ludzie używaliby go do ogrzewania, gdyby nie był tak drogi. Ja swój dom ogrzewam gazem od 1999 roku. Teraz płacę trzy razy więcej niż kilkanaście lat temu. Uważam, że gaz jest po prostu za drogi i wielu mieszkańców Małopolski nie jest w stanie znieść takiego obciążenia.